18/11/2007 09:33:56
Blog autora
34 lata temu narodził się mit założycielski naszej futbolowej potęgi i potem już nigdy - w żadnych eliminacjach - reprezentacja nie wyprzedziła absolutnego faworyta, bo albo w grupie go nie miała, albo była słabsza. Zazwyczaj bezsprzecznie słabsza.
Za mocna dla wielkiego faworyta - wicemistrza Europy Portugalii - kadra okazała się dopiero teraz. W czasach, gdy teoretycznie miała na to szanse mniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Co w Chorzowie widać było już w chwili, gdy witali się kapitanowie. Daniel van Buyten, czyli piłkarz Bayernu Monachium, ściskał dłoń Macieja Żurawskiego, czyli piłkarza, dla którego brakuje miejsca na ławce rezerwowych Celticu Glasgow. A przecież przy Belgach Polacy wcale nie muszą mieć kompleksów - ich pozycja na piłkarskim rynku rzeczywiście blado wygląda dopiero na tle Portugalczyków, a nawet Serbów, których aż 24 biega po boiskach Ligi Mistrzów.
Później, w trakcie gry, pierwsze wrażenie - o przewadze rywali - długo się utrzymywało. Pamiętacie moment, w którym Belgowie niespodziewanie pomogli Smolarkowi strzelić ósmego gola w eliminacjach? Nasza drużyna ledwie żyła. W ataku bawiła się w futbol amerykański - po każdym strzale piłka frunęła wysoko ponad poprzeczką, a każde dośrodkowanie przypominało próbę wykopania jej poza koronę Stadionu Śląskiego. Fatalnie wykonywała rzuty wolne, choć do każdego kolejnego podchodził kto inny. Partaczyli wszyscy. Jacek Bąk tylko dzięki pobłażliwości sędziego nie zobaczył czerwonej kartki, za to Belgowie, jak już kropnęli z dystansu, to Artur Boruc musiał błysnąć klasą godną nie eliminacji, lecz finału mistrzostw Europy.
Cierpieli piłkarze, cierpieliśmy my - na trybunie prasowej. Euforyczne wyczekiwanie nieuchronnego triumfu minęło, drżeliśmy o wynik już po kwadransie. Nadzieję pokładaliśmy głównie w tym, że przez całe eliminacje dzieją się cuda, więc choć jeden powinien zdarzyć się i w Chorzowie. Zdarzył się. Gdyby nie kardynalny błąd Belgów, Polakom byłoby potwornie ciężko. Jak opanować piłkę, jeśli nie sposób opanować nerwów? Beenhakker opisał swoje wrażenia z tamtych chwil krótko: to było okropne.
Znów się jednak udało, a reprezentacja Polski ery Beenhakkera pozostała krzyczącym paradoksem. Kiedy uchodzi za faworyta, z trudem człapie po zwycięstwo, więc od miesięcy nie przytrafił się jej mecz, w którym dominowałaby przez 90 minut. Kiedy jednak trzeba cudów, potrafi je sprowokować w fascynującym stylu. I zatrzymać nawet futbolowe supermocarstwo z Portugalii.
Nic, tylko szaleć ze szczęścia. Przecież na Euro nielubianej roli faworytów Polacy nie będą musieli dźwigać prawdopodobnie w żadnym meczu.
Rafał Stec, gazeta.pl
21 listopad '07
Andrew_Bird napisał:
profil | IP logowane
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...