Co to za żona? Muszę z nią porozmawiać! I to szybko. Dobrze, że Piotruś zjadł ciepły posiłek w przedszkolu.
-Tato, gdzie mama?- z pokoju dobiega mnie głosik synka.
-Zaraz wróci- pocieszam małego.
-Ale ja chcę jajecznicę na kolację! Chcę, żeby ona zrobiła...- domaga się Piotruś.
Nawet nie czuję do niego żalu, bo sam dobrze wiem, że jestem kulinarnym beztalenciem.
Kamila wraca dopiero po dwudziestej.
-A gdzie zakupy?- pytam.
Wybacz, nie zdążyłam zrobić.
-Jak to nie zdążyłaś?- oburzam się.- Miałaś przecież czas po pracy...
-Byłam u koleżanki- rzuca nie patrząc mi w oczy.
-Koleżanki?- pytam podejrzliwie.- A może u kolegi?
Wściekły na żonę wychodzę z pokoju.
Następny dzień, kolejne tygodnie- nie przynoszą wcale zmiany w zachowaniu Kamili.
Któregoś popołudnia dzwoni do mnie mój dobry znajomy.
-Cześć Sebastian!- wita się, a potem dziwnie milknie.
-Serwus stary- mówię, po czym pytam:- Masz jakiś interes?
-Mam- odpowiada krótko.- Ale wolałbym nie przez telefon...
-To wpadnij do mnie- proponuję- bo ja nie mogę wyjść z domu. Wiesz, Kamila jeszcze nie wróciła i jestem sam z Piotrusiem...
-Ja właśnie chciałem o tym pogadać...- słyszę zdziwiony.
Chwilę później Rafał jest już u mnie w mieszkaniu.
-Co się stało? Straciłeś pracę? Jesteś ciężko chory? Żona cię zdradza?- pytam siląc się na żartobliwy ton.
-No właśnie: zdradza...- Rafał kiwa głową jakby z politowaniem.- Tylko nie moja, a twoja, no i nie mnie, a ciebie...
-Co?! Jak możesz? Co? Moja Kamila nigdy...- słowa więzną mi w gardle.
Milknę, po czym od Rafała dowiaduję się reszty. Że widuje ostatnio Kamilę w pewnej knajpce w centrum miasta. Że się tam spotyka z jakimś młodym facetem.
Rewelacje! Przez cały wieczór chodzę po domu od ściany do ściany. Tysiąc myśli na sekundę przychodzi mi do głowy: "Nie, moja Kamila nie mogła mnie zdradzić... Nie, ona nie z takich, co przyprawiają mężowi rogi... Co robić? Udusić, jak tylko przyjdzie, czy może poczekać, samemu sprawdzić?". Wreszcie postanawiam póki co milczeć.
Nazajutrz zawożę Piotrusia nie do przedszkola, tylko do mojej mamy. Sam biorę dzień urlopu. Po piętnastej ustawiam się pod biurem, w którym pracuje żona. Czekam, aż z niego wyjdzie, potem niczym detektyw Rutkowski idę za nią krok w krok.
Ku mojemu zaskoczeniu, Kamila wcale nie idzie na przystanek autobusowy, tylko skręca w wąską uliczkę prowadzącą do centrum Leeds. Nagle podchodzi do niej mężczyzna, na powitanie serdeczne ściska rękę- najwyraźniej dobrze się znają. Wkurzam się, ale jeszcze trzymam na wodzy. Idę dalej za żoną i tym wyelegantowanym chłystkiem. Zostawiam ich przed wejściem do pubu.