Sporo z nich podpisało się też pod petycją do władz dzielnicy Ealing o umożliwienie kawiarence normalnego funkcjonowania. – W ciągu krótkiego czasu zebraliśmy ponad pięćset podpisów – dodaje Thomas Gajkowski. Właśnie skończył studia i otrzymał kilka atrakcyjnych ofert pracy. W sytuacji jaka wynikła zdecydował się jednak pomagać matce i razem z nią prowadzi kawiarnię.
Anielska cierpliwość
Bezpośrednio, zdanie adwersarzy Gajkowskiej trudno poznać. Reporter Radia Orla, który poszedł zapytać właściciela sklepu naprzeciwko, co mu się nie podoba w polskiej kawiarni został przez tegoż siłą wyrzucony z lokalu. Dziennikarz powiadomił o zajściu policję.
Sympatyzujący z Polką mówią natomiast, że to co się dzieje, jest niesłychane jak na kraj szczycący się od wolnym rynkiem i nieskrępowaną konkurencją.
– Taka historia mogłaby się zdarzyć gdzieś na zapadłej wsi, gdzie był jeden sklepik i ktoś otwiera drugi, ale w Londynie? – dziwi się pani Agnieszka. Inna klientka uważa, iż niechęć niektórych właścicieli sklepów podsyca narodowość pani Magdy. – Nas Polaków chętnie tu widzą jak sprzątamy, pracujemy w barze lub na budowie, ale jako robotnicy najemni. Za niską stawkę, bez praw. Jednak, gdy próbujemy rozwijać działalność gospodarczą samodzielnie, albo staramy się o dobre stanowiska, to zaraz jesteśmy niepotrzebni, robimy konkurencje, itd – mówi pani Jolanta.
Magda Gajkowska twierdzi natomiast, że na Barons Court nie miała i nie ma żadnych problemów. Przed laty przyjęto ją dobrze. Właściciele innych sklepów przychodzą do niej na zakupy, ona odwiedza sąsiadów. Poprawne kontakty ma też z tamtejszym ratuszem. – Nie zamierzam się poddać. Popiera mnie wiele osób Nie tylko podpisują petycje, ale nawet sami piszą listy do councilu. Naprawdę jestem twarda, a przy tym cierpliwa – przekonuje właścicielka „Angel Caffee”.
Robert Małolepszy, Dziennik Polski