O SOLIDARNOŚCI
Dorota Bawołek: Pan chyba również odwiedził Polskę kilka razy. Z tego co wiem, w bardzo szczytnych celach? Jak to było z Pana zaangażowaniem w Solidarność?
Denis MacShane: Narodziny ruchu Solidarności latem 1980 roku były dla mnie, jako młodego członka Międzynarodowych Związków Zawodowych, wielkim wydarzeniem. Znałem Komitet Obrony Robotników i takich ludzi, jak Michnik czy Kuroń. Jako prezydent Narodowych Związków Zawodowych Dziennikarzy w Wielkiej Brytanii spotkałem się w 1978 roku w Pradze z ludźmi z Karty 77, aby okazać im nasze wsparcie. Wiedziałem, że Solidarność to nie grupa dysydentów, ale raczej reprezentanci narodu gotowego do walki o demokrację i wolność. To nie była wąska grupa arystokratów czy intelektualistów, lecz masa obywateli Polski, którzy w miejscu pracy mieli odwagę powiedzieć, że rządy, jakie w ich imieniu sprawowali komuniści były zakłamane.
W 1980 i w 1981 roku kilka razy podróżowałem do Polski, aby zdać relację związkom zawodowym na Zachodzie z tamtejszej sytuacji. Organizowałem też wyjazdy dla reprezentantów Solidarności na Zachód, do Stanów Zjednoczonych i Japonii. W maju 1982 roku pojechałem do Warszawy, by przekazać pieniądze na podziemną działalność Solidarności. Byłem na Placu Zwycięstwa, gdy miała miejsce demonstracja przeciwko rządom Jaruzelskiego. Przyłączyłem się do demonstrantów. Natychmiast zjawiła się milicja i zostałem aresztowany. Jestem chyba jedynym brytyjskim posłem, który kiedykolwiek stał przed komunistycznym sądem pracy. Jednak zachodnie media dowiedziały się o moim zatrzymaniu i dlatego deportowano mnie szybko z powrotem do kraju, zakazując wstępu do Polski przez następne 7 lat.
O POLSKIEJ POLITYCE
Dorota Bawołek: Co myśli Pan o obecnej polityce Polski?
Denis MacShane: Uważam, że obecność pana Macieja Giertycha w Parlamencie Europejskim to wstyd i zagrożenie dla europejskich wartości. Myślę, że w polskiej polityce obecnie jest zbyt dużo nacjonalizmu i populizmu, ale, gdy ludzie desperacko szukają poparcia, są gotowi zdobyć je gdziekolwiek. Najlepsi politycy w Polsce, tacy jak Michnik czy Geremek wydają się nie pasować do żadnego z klasycznych wzorów partii politycznych znanych na Zachodzie. Czasami wydaje mi się, że Polska chce powrócić do czasów liberum veto, znanych z tego, że każdy wie jak powiedzieć „nie” i jak podważyć lub skrytykować propozycje innych, ale sam nie potrafi powiedzieć „tak” lub zaproponować konstruktywnych propozycji.
Ponadto w polskiej polityce jest za dużo „polowania na czarownice”, a za mało przejrzystości politycznej. Mimo to wzrost ekonomiczny w ostatnich latach jest fantastyczny i za każdym razem, gdy odwiedzam Warszawę, widzę jak to miasto się rozwija. Polityka demokratycznej Polski bywa „nieuporządkowana”, ale mając posmak jej alternatywy sprzed 1989 roku, ten obecny bałagan nie jest chyba tak bardzo zły i nadal jeszcze mnie nie martwi.
Za żadne skarby nie chciałbym dawać rad polskim politykom. Zgadzam się z powiedzeniem Oscara Wilde’a: „jest tylko jedna gorsza rzecz od rady – „dobra rada”.
Polska ma świetnych biznesmenów, wspaniałą kulturę, niezawodne organizacje pozarządowe, odważnych żołnierzy i jeśli tylko polscy politycy są tacy jak wszyscy politycy na świecie, to bez wątpienia przetrwa.
Martwi mnie jedynie to, że cierpi wizerunek Polski za granicą, ponieważ najlepsi polscy dyplomaci zostali odsunięci w kąt i zamiast służyć krajowi odbywają „polityczną karę”. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni.