Na polskich portalach w Wielkiej Brytanii mnożą się apele znajomych i rodzin Polaków, którzy zniknęli na Wyspach.
*,,Policja szuka Jana Palucha, który zaginął w ostatni piątek w Surrey. 59-letni mężczyzna był widziany po raz ostatni w Tesco na Staines Road West, w Sunbury, koło godziny 17.00, zaraz po tym, jak zostawił towar w pobliżu Dolphin Estate.” (30.07.2007)
* „Czterdziestopięcioletni Roman Czaja, który przyjechał do Wielkiej Brytanii w ubiegłą środę, zaginął już następnego dnia po przybyciu. Policja w Suffolk prosi o kontakt każdego, kto posiada informacje na temat mężczyzny”. (26.07.2007)
* Najbliżsi Małgorzaty Labochy, którzy od połowy października 2006 roku nie otrzymali od niej żadnej wiadomości, szukają kontaktu z dziewczyną. „Jesteśmy przerażeni. Cały czas usiłujemy ją odnaleźć. Chwytamy się różnych możliwości” – pisze na stronie portalu ciotka dziewczyny, Jolanta Jakym. (28.06.2007)
– W tej chwili w Wielkiej Brytanii prowadzimy poszukiwania 29 osób. W sumie za granicą poszukujemy blisko 230 osób – podsumowuje Magda Polec z Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych.
Niestety wraz z rosnącą liczbą zaginięć Polaków na Wyspach, narastają również rozliczne ich powody. Co gorsze, coraz więcej tłumaczeń dotyczących przyczyn utraty kontaktu z rodziną jest coraz bardziej błachych.
– Często „zaginięcie” Polaka w Wielkiej Brytanii spowodowane jest po prostu jego roztargnieniem. Osoba przyjeżdża na Wyspy i staje się tak bardzo zaabsorbowana ułożeniem sobie tutaj nowego życia, znalezieniem mieszkania, pracy, że zapomina o kontakcie z rodziną w Polsce. Mijają tygodnie, miesiące, w czasie których emigrant koncentruje się wyłącznie na nowym życiu, a rodzina w Polsce odchodzi od zmysłów, nie wiedząc, co się z nim dzieje – tłumaczy Magda Polec.
Świadoma decyzja
Zdarza się również, że brak kontaktu z najbliższymi to świadoma decyzja. Życie w Wielkiej Brytanii nagle okazuje się być dla emigranta ciężkim orzechem do zgryzienia. Miało być tak pięknie, tyle naobiecywał rodzinie w Polsce, jak to będzie mu tu dobrze, a realia okazują się być zupełnie inne. Polakowi za granicą wstyd się przyznać przed rodziną, że wcale tak dobrze mu nie idzie w Anglii i dlatego woli milczeć, przeczekać to najgorsze. Telefon do domu odkłada na później, kiedy będzie już mógł się czymś pochwalić, gdy „stanie na nogi”. Tylko czasem to „później” trwa pół roku, rok, dwa lata. W tym czasie najbliżsi w Polsce przeżywają koszmar.
Dziewiętnastoletni Tomasz Siwek wyjechał do Anglii w maju 2005 roku. W rodzinnej Bielawie znało go dużo osób. Przystojny, wysoki, trenował zapasy. Pomimo wielkich ambicji i talentu zaraz po maturze postanowił wyjechać i spróbować dorosłego życia za granicą. – Dzwonił regularnie co tydzień. Znałam historię wszystkich jego nowych kolegów z pracy, wiedziałam wszystko o szefach – wspomina matka Tomka. Pani Elżbieta z dumą opowiadała znajomym, jak Tomek pozdawał egzaminy językowe, zdobył certyfikaty i nawet dostał się na studia w Edynburgu.