Emigranci mają głos!

Polskie konsulaty rozsiane po całym świecie zamknęły okienka wczoraj o północy. Wydłużony czas pracy urzędników na obczyźnie był zrozumiały - rodacy, co staje się polską tradycją, zostawili wszystko na ostatnią chwilę i właśnie ostatniego możliwego dnia rzucili się do rejestracji. Bez tego nie mieliby szans zagłosować 21 października za granicą.

Jednak takiego tłoku nie spodziewał się chyba nikt! Jeszcze nigdy w historii jakichkolwiek wyborów tylu Polonusów nie zadeklarowało chęci pójścia do urn. Zaskoczyli szczególnie Polacy z Wysp Brytyjskich. Tylko do południa w Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii zarejestrowało się 50 tys. naszych rodaków. - Setki ludzi przychodzi lub dzwoni i pyta, jak się zarejestrować. Spodziewamy się, że jak policzymy w środę rano, to okaże się, że mamy ponad 70 tys. zgłoszeń - mówi wyraźnie poruszony wielkim zrywem Janusz Wach, konsul generalny RP w Londynie.

Według różnych szacunków na Wyspach mieszka od 500 tys. do miliona Polaków. Ale tylko kompletny laik będzie się śmiał z tego, że na rejestrację zdecydował się raptem co dziesiąty.

Bo warto przypomnieć, że do tej pory ci, co wyjechali za chlebem, głosowanie na polskich posłów traktowali z nikłym zainteresowaniem. Dwa lata temu, gdy na Wyspach mieszkało ok. 150 tys. Polaków, a w Londynie do urn poszło 4 tys. ludzi, w stolicy Szkocji Edynburgu... 700 osób. Dziś mamy więc niesamowity skok.

- Powodów jest kilka - mówi prof. Krystyna Ilglicka z Centrum Stosunków Międzynarodowych. - Po pierwsze, jednak na Wyspach mieszka coraz więcej ludzi, do tego sa to często ludzie coraz młodsi, ale w przytłaczającej większości dobrze wykształceni, korzystający z internetu i - co najważniejsze - o wyższym niż w innych krajach poczuciu obywatelskiego obowiązku. Swoje zrobiła też kampania prowadzona przez polityków niektórych partii w Londynie, Dublinie i Edynburgu (Polonia głosuje na listę warszawską, stad m.in. wizyta na Wyspach Donalda Tuska startującego ze stolicy).

Tagi: metro

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: