Sczrgólnie mocno akcentują swoją obecność reprezentanci wybranych grup społecznych, których przyjazd tutaj przyczynił się do „poprawy atmosfery” na ulicach Polski (tak, tak!).
Na szczęście nadzieję na przyszłość pokładane są w ludziach kreatywnych, wytrwale dążących do celu i – przy okazji – dobrze wykształconych. Tacy ludzie bowiem nie muszą wyjeżdżać. Ci jednak, którzy postanowili to zrobić, w Irlandii mają prawo czuć sie samotni i zawstydzeni, gdyż – oprócz nich – trafia tutaj także element społeczeństwa, który w Polsce nigdy nie byłby sobie w stanie tak dobrze poradzic jak tutaj.
Jest to pewnego rodzaju naruszenie elementarnych zasad i norm moralnych. Wyrazem hierarchii wartości danego człowieka i jego kultury osobistej jest chociażby słownictwo jakiego uzywamy. Kolejnym argumentem przemawiającym za udzieleniem nam – Polakom nagany (piszę nam, gdyż dla Irlandczyków – generalnie – Polacy to Polacy) jest fakt, że godpodarze nie rozumieją obcej mowy. W tym wypadku – języka polskiego. No tak, ale oni są u siebie. Nagana związana jest z tym, że my – Polacy nie przywiązujemy zbyt wielkiej uwagi do tego, aby język gospodarzy (przypomnę, iż chodzi o angielski) poznać przynajmniej w stopniu dostatecznym. Zatem wyksztalcony człowiek wychodzi na ulicę, niewazne w jakim mieście na Wyspie, i musi się wstydzić karygodnego zachowania rodaków. Niestety, tego typu przypadki nie należą do rzadkości.
Powoli, z czasem, Irlandczycy zacząli nas kojarzyć z nadmiernym spozyciem alkoholu, konflinktowością, awanturami, „nocnymi, wycieczkami Polaków z nocnych klubów i pubów”, wreszcie – o czym już wspominałem – kalectwem językowym. Nie chciałbym, podobnie jak i szanowny Czytelnik, aby te skojarzenia, strzępy meldunków o nas, przeistoczyły się w stuprocentowe przekonanie, że jesteśmy najgorszą z community na Wyspie. Czy tak się stanie? Czy słusznie Irlandczycy będą nas tak postrzegać?
Kilkanaście miesięcy temu przed sądem stanął Polak, który został oskarżony o pobicie ze skutkiem śmiertelnym irlandzkiego przechodnia. Zdarzenie miało miejsce na głównej ulicy stolicy – O’Connell Strett. Powód napadu gniewu naszego rodaka był błahy. Ot, przypadkiem, w ścisku i pośpiechu dublińskiej ulicy w godzinach szczytu został oblany colą. Nieszcęśliwiec został skopany na oczach setek ludzi na śmierć. Kilka godzin później zmarł w szpitalu z powodu urazów głowy i obrażeń wewnętrznych... Bez komentarza...
Kilka miesięcy temu, nawiedzony i slyszący głosy po zażyciu haszyszu, nasz rodak napada, wielokrotnie rani nożem i rabuje torebkę mlodej irlandzkiej dziennikarki, która wracała sobie spokojnie ze spotkania z przyjaciółmi...