- Mógłby pan wykorzystać swój potencjał polityczny i pomóc tym ludziom dostać się do Sejmu.
- Na pewno jest to jakiś pomysł. Utrzymuję kontakt z Polish City Club. To miejsce zostało stworzone przez zdolnych ludzi pod wodzą mojego poprzednika Jana Krzysztofa Bieleckiego. To takie miejsce, gdzie mogą wymieniać poglądy, doświadczenia. Być może kiedyś wrócę do polityki, ale dopiero gdy przeminie ta cała wojna.
- Dostał pan propozycję kandydowania w najbliższych wyborach?
- Nawet dwie! Od PiS-u i Platformy. PiS zaproponował mi start z okręgu warszawskiego lub gorzowskiego. Wolę nie mówić, gdzie chciała mnie wystawić Platforma. To było dla mnie poniżające.
- Czy jest pan jeszcze członkiem PiS-u?
- Nie chcę odpowiadać teraz na to pytanie. Każda odpowiedź zostałaby wykorzystana w kampanii wyborczej, a nie zamierzam wspierać żadnej ze stron.
- Jeśli złożył pan legitymację partyjną, to taka wielka tajemnica?
- Jeśli odpowiedziałbym na to pytanie, od razu ktoś wykorzystałby tę wypowiedź do celów politycznych. Szykuje się ostra kampania wyborcza, nie chcę mieszać się w tę walkę.
- Kiedy rozmawiał pan po raz ostatni z Jarosławem Kaczyńskim?
- Mniej więcej pół roku temu. Było to jeszcze przed objęciem funkcji dyrektora w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Pamiętam, że rozmowa przebiegła miło, ale od tamtej pory nie kontaktowaliśmy się ani razu.
- Premier Kaczyński zdenerwował się, gdy zaczął pan krytykować jego rząd. Twierdzi, że Kazimierz Marcinkiewicz powinien mu wiele zawdzięczać. Czy fotel dyrektora londyńskiego banku był z nadania politycznego?
- Jeśli ktokolwiek pomógł mi w objęciu tej funkcji, to była to Zyta Gilowska i obecny prezes NBP Sławomir Skrzypek. To oni popierali moją kandydaturę. Natomiast najwięcej zawdzięczam własnej rodzinie, swojej wiedzy i ciężkiej pracy. Muszę natomiast podkreślić, że nigdy się nie pchałem na fotel premiera. To sam Jarosław Kaczyński prosił mnie, abym nim został.
- Czy wybory rozwiążą obecny kryzys polityczny?
- Obawiam się, że czekają nas trudne czasy. Według sondaży powinna wygrać PO, chociaż przewaga jest niewielka. Ciężko wyobrazić sobie sprawne rządzenie bez prawdziwej koalicji i bezwzględnej większości. Wojna polityczna będzie trwała nadal, dlatego nie zamierzam w tym uczestniczyć.
- Odnalazł się pan już w nowym kraju?
- Jeśli chodzi o bank, to absolutnie tak. We wtorek mam posiedzenie zarządu, część dokumentów analizuję w biurze, inne zabieram do domu. Ale tak naprawdę trzeba przynajmniej roku, aby nauczyć się trochę bankowości, poznać ludzi i wejść w tutejszy świat finansowy i polityczny. Rok to minimum. Mam nadzieję, że uda mi się tutaj wytrzymać przynajmniej dwa lata. Dużo bym na tym skorzystał.
- Wróci pan do polskiej polityki?
- Nie wykluczam, ale na pewno nie w tych wyborach. Wyjechałem do Anglii, aby być z daleka od tego wszystkiego.
Tomasz Ziemba, Polish Express