Na co dzień oysterek używa ponad 5 milionów londyńczyków. To aż 80 procent wszystkich pasażerów. Robią to niekoniecznie dla wygody – bez karty jednorazowy przejazd autobusem jest dwa razy droższy. Jesteśmy więc niemal skazani na życie pod kontrolą.
Centralna baza danych jest uaktualniana kilka razy dziennie. Informacje z naszych kart są przesyłane do centralnego komputera i ten przechowuje je przez osiem tygodni.
Tylko w zeszłym roku londyńska policja przesłała do TfL aż 436 zapytań o historię podróży posiadaczy oysterek. W 409 przypadkach udało się ustalić wszystkie dane, jakich oczekiwali śledczy.
Policjanci twierdzą, że korzystają z takich metod jedynie w wyjątkowych sytuacjach. W zeszłym roku udało się dzięki temu rozwiązać zagadkę śmierci prawnika Thomasa Rhys Pryce. Mężczyzna został zamordowany w dzielnicy Willesden Green, w północnym Londynie. Detektywi zauważyli, że następnego dnia po jego śmierci ktoś użył jego karty na pobliskiej stacji metra Kensal Green. Policja szybko odnalazła twarz podejrzanego na taśmach z monitoringu zainstalowanego przy bramkach metra.
Bez zaufania
Elektroniczny bilet jest nie tylko przekleństwem przestępców, ale również niewiernych małżonków. Jacek z Greenwich wspomina, jak kawałek plastiku mało nie zaważył nad dalszymi losami jego małżeństwa. Wracał z pracy późnymi wieczorami i tłumaczył się, że szef każe robić nadgodziny. Podejrzliwa kobieta przechwyciła jego „oysterkę” i szybko wyszło na jaw, że mąż odwiedza kogoś we wschodnim Londynie. – Jeśli jadę gdzieś bez wiedzy żony, kupuję od tamtej pory jednorazowe bilety – mówi przezornie.
System biletów elektronicznych wprowadziło w Europie tylko kilka miast – m.in. Dublin, Paryż, Budapeszt i brytyjskie Nottingham.
Tomasz Ziemba, Laif
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.