Epizod II: bałagan we Francji
Paweł Sauter bardzo źle wspominał później swój pobyt we Francji. Trafił jesienią 1939 r. do obozu przejściowego. Przez pół roku siedział w nim bezczynnie. – Wiem, że po wojnie pradziadek bardzo narzekał na bałagan we Francji.
Gdy w maju 1940 r. Niemcy zaatakowali Francję, do obozu dalej nie dochodziły żadne rozkazy. Napięcie między Polakami rosło, ale przełożeni czekali wciąż na polecenia z dowództwa. W końcu, gdy Niemcy zbliżali się już do obozu, większość żołnierzy zbuntowała się i pieszo ruszyła do najbliższego portu. Szli bez przerwy trzy dni i trzy noce. Skrajnie wyczerpani dotarli do portu w La Rochelle. – Pradziadek nie był już wtedy młody, miał ponad czterdzieści lat, więc męczył się bardziej niż inni.
Gdy wszedł na pokład, od razu padł na pierwszym wolnym miejscu i nie ruszył się nawet, gdy nadleciały niemieckie samoloty. Bomby spadły na sąsiedni okręt. Zginęły na nim setki żołnierzy. Za to okręt dziadka dopłynął do Plymouth.
Na polskim lotnisku
Dziś dostęp do archiwum Ministry of Defence nie jest prosty. Katalog mieści się w czynnej bazie lotniczej w Northolt - w tym samym miejscu, skąd startowali podczas II wojny światowej polscy lotnicy. Cywile nie mogą tam wchodzić tak po prostu z ulicy. Trzeba być umówionym i otrzymać przepustkę.
– Wstępna rozmowa przez telefon jest konieczna nie tylko po to, by się umówić – tłumaczy Małgorzata Goddard, Polka opiekująca się katalogiem naszych żołnierzy. – Na miejscu mamy tylko karti katalogowe z nazwiskami żołnierzy i numerem ewidencyjnym, które potwierdzają, że teczka osobowa jest w archiwum. Żeby ściągnąć do nas wszystkie zachowane dokumenty, potrzebujemy dwóch-trzech dni.
Już po pierwszej rozmowie Ola wiedziała, że teczka jej pradziadka istnieje. Dwa dni później mogła się z nią zapoznać.
Baza wojskowa w Northolt jest otoczona wysokim żywopłotem. Swoje przybycie trzeba zgłosić przy jedynym wejściu i czekać, aż przyjdzie po nas osoba, która nas wprowadza. Dokumenty Pawła Sautera czekały już gotowe.
– Dla Polaków przyjeżdżających z kraju nie ma opłaty, inni zainteresowani muszą zapłacić 30 funtów za wydanie kopii – informuje Goddard.
Kilkadziesiąt dokumentów z teczki Sauter zawiera opinie przełożonych, przebiegi służby, wnioski o awans, własnoręczne zapiski. – Była zdumiona, gdy zauważyłam, że pradziadek otrzymał dwa ordery – mówi Ola. – W Polsce nikt ich nie widział, nikt o nich nie słyszał. A to byłaby taka cenna pamiątka w naszej rodzinie.
- To dlatego, że Paweł Sauter nigdy nie odebrał odznaczeń – tłumaczy Goddard. – Pewnie nie zdążył, bo nagle wyjechał z Anglii.
Na szczęście nic straconego, ordery może odebrać rodzina. Musi tylko zwrócić się do ambasady brytyjskiej w Warszawie. - Rodzina w Polsce będzie w szoku, gdy im o tym powiem – kończy Ola. – Na pewno wystąpimy o wydanie nam odznaczeń.