Coraz więcej Polaków szpera tak jak ona w teczkach 300 tysięcy polskich żołnierzy z II wojny światowej. Niektórych czekają prawdziwe rewelacje.
Ola ma 16 lat i do Londynu przyjechała na wakacje. - Przy okazji mojego pobytu mama prosiła mnie, abym sprawdziła, czy w polskich archiwach nie zostały jakieś dokumenty po jej dziadku, który na Wyspach przebywał podczas II wojny światowej – mówi. – Zresztą sama byłam ciekawa, bo jego losy poznałam bliżej, kiedy w gimnazjum napisałam pracę na konkurs „Wojskowe tradycje mojej rodziny”. Mój pradziadek był jedyną osobą, która miała u nas coś wspólnego z wojskiem, więc siłą rzeczy poznałam trochę jego historię.
W Londynie, zgodnie z radami rodziców pierwsze kroki skierowała do Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w okolicy Hyde Parku.
Epizod I: pradziadek na wojnie
Pradziadek Oli Sauter – Paweł – był przedwojennym lekarzem w Zamościu. Gdy wybuchła II wojna światowa, miał dwójkę dzieci, a trzecie było w drodze. W ramach mobilizacji trafił do szpitala polowego, a po trzech tygodniach tułaczki z dala od frontu, razem z całym personelem znalazł się w neutralnej Rumunii. Z obozu internowanych wyszedł dzięki pomocy polskiej placówki dyplomatycznej, która ułatwiała wyjazdy żołnierzom do formowanej we Francji nowej armii. - Z jego opowieści, którą później podzielił się z rodziną, wynika, że miał komfortową podróż do Paryża – mówi jego prawnuczka. – Dostał do przewiezienia samochód osobowy polskich dyplomatów i fundusze na paliwo. Przejechał spokojnie pół Europy. Po wojnie żałował tylko, że tak bardzo się wtedy spieszyli i atrakcyjna wyprawa trwała zaledwie kilka dni.
W Instytucie trzeba coś wiedzieć
Pierwsze kroki w poszukiwaniach dokumentów po pradziadku w Londynie Oli Sauter skierowała do Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego. Instytucja zajmuje ekskluzywną kamienicę przy małej spokojnej uliczce Princes Gate pod numerem 20 na przeciwko Hyde Parku. Zasób Archiwum IPMS są ogólnie dostępny. – Dokumentacja obejmuje głównie lata 1918-90; składają się na nią materiały cywilne i wojskowe, a zajmują łącznie 1500 metrówi – tłumaczy Jadwiga Kowalska. – Znalezienie w tym gąszczu informacji o konkretnym żołnierzu jest oczywiście możliwe, ale oznacza wertowanie grubych ksiąg z rozkazami strona po stronie. To mrówcza praca. Znacznie ułatwiają poszukiwania dane, które można uzyskać w brytyjskim Ministerstwie Obrony.
Ola Sauter o swoim pradziadku wiedziała tylko tyle, że był lekarzem i większość wojny spędził w Szkocji. Żadnych nazw miejscowości, czy numerów jednostek. - Na szczęście jest na to rada – mówi Kowalska. – Wszystkie teczki osobowe polskich żołnierzy przetrzymuje nadal brytyjskie Ministry of Defence. Są one dostępne na miejscu w Londynie.