Z pieniędzmi?
Znaczną częścią tego, co zarobiłem podczas niemal miesięcznej pracy tam. Nikt nie przyznał się wprost, ale – niby mimochodem – mówili, że dowód i portfel można zawsze wykupić. Przy czym padła kwota około tysiąca euro. To strasznie rozsierdziło Darka – tego kolegi, z którym tu przyjechałem, który słysząc to wstał, walnął pięścią w stół i stwierdził, że jeśli nie zwrócą tego, co ukradli, załatwi ich.
Wystraszyli się?
Darek to kawał chłopa, mistrz kick-boxingu i karate; zdenerwowany wygląda naprawdę groźnie. Woleli nie ryzykować, nie chcieli kłopotów. Następnego dnia znalazłem podrzucony dowód i portfel – tyle, że bez pieniędzy. Nie było na co czekać; obaj z Darkiem wiedzieliśmy, że nic tam po nas, dlatego jeszcze tej samej nocy zwinęliśmy manatki i uciekliśmy.
Gdzie?
Na Victorię; a gdzieżby indziej.
Szukać kolejnej pracy?
Darek miał już dość Anglii, twierdził, że to nie dla niego i jedzie do Niemiec, do rodziny. Byłem bliski, by zabrać się razem z nim, ale kiedy nadarzyła się okazja, postanowiłem jeszcze raz spróbować. Młody chłopak słysząc, że mówię po polsku, podszedł do mnie i zapytał czy szukam pracy. Jak skinąłem twierdząco głową, dał mi numer telefonu mówiąc, że dobrze się składa i żebym zadzwonił do wujka Janusza.
Wujka Janusza?
Tak go nazwał. W rozmowie telefonicznej tenże wujek zapewniał, że da mi pokój, pracę, i że będę zadowolony. Pojechałem pod wskazany adres, a na miejscu okazało się, że Janusz to Cygan i w ogóle mieszkają tam sami polscy Cyganie. Przyjęli mnie sympatycznie, poczęstowali obiadem. Mówili, że jak będę chciał, pomogą mi ściągnąć do Anglii rodzinę i że mam szczęście, bo dobrze trafiłem. Janusz zaznaczył, że zawieramy układ – spółdzielnię, jak to nazwał – i że odtąd będziemy działać wspólnie.
Co miał pan robić?
Na początku jakieś drobne prace remontowe. Ale już po kilku dniach kazali mi kraść żywność ze sklepów. Sami wybierali różne rzeczy – głównie kiełbasy i mięso – a ja miałem to wynosić na zewnątrz.
Jak?
Normalnie, na przypał. Czasami się udawało, czasami – nie. Raz złapał mnie personel, przyjechała policja. Kiedy wpadłem po raz drugi, Cyganie orzekli, że się do tego nie nadaję i wymyślili mi inne zajęcie. Tym razem miałem wchodzić do opuszczonych domów tzw. squatów, i zakładać tam zamki w drzwiach. Kiedy wszystko już było gotowe, zjawiali się Cyganie i zajmowali pomieszczenie.
Bez żadnego meldunku?
Nie wiem dokładnie jak to działało, mówili, że mają powiązania z urzędnikami. W każdym razie bali się policji, dlatego mnie wysyłali, żebym montował im te zamki. Tłumaczyli, że w razie czego, gdybym wpadł, będzie mi łatwiej się wybronić, bo ich – Cyganów, szybciej można wysiedlić z Anglii. Dlatego nie chcieli ryzykować. Jak już zamki były zamontowane wchodzili na gotowe, ściągali tam od razu po kilkanaście małych dzieci i twierdzili, że teraz to nikt ich już nie wyrzuci na bruk. Potem legalizowali to w councilu, i dostawali legalne papiery. Chodziło im o zasiedlanie coraz to nowych squatów, bo potem mogli je wynajmować innym i kasować za to niezłe pieniądze.