A myślenie przeciętnego tubylca, jest według nich niezwykle uwrażliwione na temat emigrantów, których wynaturzenia powodują straty na wielu płaszczyznach dotychczasowej, tutejszej sielankowości.
Zupełnie nie tak dawno „Daily Mail”, znany skądinąd z dość specyficznego podejścia do nowo przybyłych do Wielkiej Brytanii, wszczął larum w sprawie łabędzi z Grand Union Canal. Dla niezorientowanych w temacie dodam, iż ów ptactwo jest tam podobno na masową skalę… zjadane. Przez kogo?
Oczywiście przez Polaków i Litwinów. Pewna pani, podana jako Joanne Edwards, zapewnia święcie, że sama, na własne oczy widziała, jak nasi rodacy, przy znacznym udziale naszych litewskich sprzymierzeńców toczyli bój z bezbronnym łabędziem. Swoją drogą Polacy i Litwini niegdyś uwzięli się na Krzyżaków, teraz z kolei na łabędzie w UK.
W tymże Grand Union Canal, co zapewniają członkowie Klubu Wędkarskiego z Luton, było zdecydowanie więcej ptactwa, ale z przyczyn, których nietrudno się domyślić, już nie ma. Ale żeby nie było - nie ma też i kaczek. A Polacy są, jak wiadomo, na kaczki i kaczory szczególnie uczuleni. Zwłaszcza obecnie. Poza tym ptaki te należą do królowej, a zakaz ich jedzenia został wprowadzony przed ponad stu laty. Znaczy się jesteśmy prymitywni. I zacofani.
Co gorsza na naszej obecności cierpi oczywiście nie tylko miejscowe ptactwo. Laburzystowski poseł Martin Salter, który jest także rzecznikiem brytyjskiego lobby wędkarskiego, wszczął inicjatywę uaktualnienia przepisów dotyczących ochrony ryb słodkowodnych. I nie byłoby w tym właściwie nic dziwnego, gdyby nie umotywowanie tego pomysłu. „Ich zasobom grozi spustoszenie z powodu nielegalnego połowu przez imigrantów z Europy Środkowowschodniej, zwłaszcza Polaków!” - stwierdza odkrywczo parlamentarzysta. Dodaje jednakże, iż co prawda „zasoby karpia nie są zagrożone i nigdy tego gatunku ryby nie było w Anglii tak dużo jak obecnie. Ale nie uzasadnia to łamania prawa przez Polaków lub obywateli innych krajów Europy Wschodniej, którzy kradną ryby dla zysku lub w celach kulinarnych na szkodę hodowców i wędkarzy”. Znaczy się jesteśmy złodziejami. Zupełnie jak w „Misiu” Barei - „Panie, to pijak! I złodziej, bo każdy pijak to złodziej!”. Gwoli ścisłości dodać należy, iż Polaków i innych imigrantów widziano i nawet niejednokrotnie schwytano w trakcie odławiania m.in. płoci, leszcza i okonia.
„Czas zamknąć granice, zanim imigranci zniszczą nasz kraj” - rzuca górnolotnie „Daily Mail”, oburzone naszym barbarzyństwem.
Na nasze szczęście ci, którzy wierzą w tego typu newsy, zapewne nie wiedzą nawet, co to jest Polska i gdzie tak właściwie leży. Nie licząc oczywiście posła Saltera, Obrońcy Przed Innymi. A ci z kolei, którzy wiedzą co nieco o naszym kraju, jeżdżą do Krakowa, aby tam krzewić swoją nieprzeciętną kulturę. O czym wiedzą zapewne nie tylko Krakusi i tamtejsi restauratorzy.