A raczej jest, lecz z latem niewiele ma ono wspólnego. Jak przetrwać ów czas mroczny i mokry – radzimy w naszym subiektywnym, ironicznym i od czapy przewodniku.
„Natury oszukać się nie da” – powiadają najstarsi górale i zapewne się nie mylą. Mieszkający w Irlandii Polacy, przez tych dwadzieścia czy trzydzieści kilka lat, przyzwyczajeni do lipcowych upałów, sierpniowych letnich burz i 20-stopniowych nocy nie potrafią poradzić sobie z irlandzką odmianą lata. Bądźmy bowiem przez chwilę poważni: czy latem można nazwać to, co dzieje się za oknem?! Od ponad 50 dni nie obyło się bez deszczu, a zmianę pory roku odnotować można chyba tylko dzięki kolorowym wystawom sklepowym i zwiększonemu nasyceniu klapek i sandałów na metr kwadratowy chodnika. Najwyraźniej miejscowi wyznają zasadę, że od maja do września w Irlandii panuje ta cieplejsza część roku, stąd ochoczo paradują w hawajskich koszulach, sukienkach z lekkiej wiskozy i szortach. A że zimno i mokro – toż zawsze można narzucić na siebie przeciwdeszczowy płaszczyk!
Polacy najwyraźniej w tej kwestii jeszcze się dość nie zintegrowali, stąd nie dziwią bardzo „wyspiarskie” rodaków rozmowy. – Jak się masz? – pytam mojego kolegę Marcina, słynącego ze słabości do kawy i niezachwianego dobrego nastroju. – Daj spokój... Mam chyba depresję od tej pogody – mówi mi mój przygaszony znajomy.
Jeszcze gorzej jest z moimi przyjaciółkami: by ratować się przed kiepskim humorem, oddajemy się regularnie uciechom delikatesowym, zwalczając depresję – jak wszelkie głupie magazyny dla pań radzą – winem, czekoladą i lodami. Że krótkowzroczna to metoda, przekonałyśmy się ostatnio, kiedy lekarstwo okazało się być źródłem kolejnej frustracji. – Jak tak dalej pójdzie, z domu wychodzić będę tylko do pracy i najbliższego off-licence – żali się moja przyjaciółka Ewa, a ja ze zrozumieniem kiwam głową...
By tego lata nie spisać całkowicie na straty, proponujemy kilka alternatywnych dróg jego przetrwania. W myśl zasady „dla każdego coś miłego”, prezentujemy pięć ścieżek rozwojowo-edukacyjnych.
1. Męska sprawa, czyli my się zimy nie boimy!
Drobny deszczyk nikomu jeszcze nie zaszkodził, więc prawdziwy mężczyzna nie przejmuje się niedoborami pogodowymi i raźno realizuje założony plan. Grillowanie – proszę bardzo! A jeśli trochę kapie z nieba, zawsze można ruszt postawić pod daszkiem, gości zagonić do kuchni, a karkóweczka od irlandzkiego rzeźnika podobno wcale nie gorsza, niż ta znad Wisły. Koledzy narzekają, że do pubu to chyba tylko w kaloszach? Nic prostszego – kolegów pakujemy do samochodu i wywozimy do lasu. Tam od specjalnej firmy, których tyle ogłasza się w Internecie, wykupujemy karabiny i kule ... i do upadłego, w zabłoconych ubraniach i przemokniętych butach ganiamy się pomiędzy drzewami. Wyjazdy integracyjne na paintball stają się coraz popularniejsze – może więc warto spróbować?
Prawdziwy mężczyzna byłby nikim, gdyby nie stojąca przy nim prawdziwa kobieta oczywiście. Opcją przeciwdeszczową, acz mocno rozgrzewającą, jest zaproszenie jej na kolację – najlepiej w chłodne dni sprawdza się pikantna kuchnia indyjska lub – przywodząca na myśl złote plaże Costa del Sol – nieskomplikowana kuchnia hiszpańska. Uroczy tapas bar (godzien polecenia jest Port House przy South William Street w Dublinie!), przy znacznym udziale czerwonego wina i świec, mogą prawdziwemu mężczyźnie wydatnie pomóc w zdobyciu przychylności towarzyszki deszczowej niedoli. A jak już takowa towarzyszka na stałe zagości w życiu prawdziwego mężczyzny, to wachlarz wspólnych zajęć, jaki się przed nimi otwiera, jest nieograniczony.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.