Lekarze, którzy reanimowali leżącą na torach kobietę musieli rozciąć jej ubranie, by sprawdzić, czy nie ma żadnych widocznych na zewnątrz obrażeń. Wtedy gapie zaczęli robić zdjęcia.
- Pozowali na tle akcji ratunkowej. Robili sobie jaja, śmiejąc się, że to pewnie zranione uczucia i niespełniona miłość popchnęły kobietę do tak desperackiego kroku - relacjonuje młody Włoch pracujący w pobliskim biurze. - Nie mogłem patrzeć na to, jak zachowują się ci ludzie. Jak zwiedzający w zoo, tyle że byli gorsi niż te małpy w klatce, które dostają szału na widok bananów. Obrzydliwe.
- Pewnie zaraz zrobione na Finchley zdjęcia znajdą się w internecie - mówi rozgoryczony Paweł, świadek akcji ratunkowej. - W takich chwilach jestem dumny z tego, że jestem Polakiem, a nie Angolem, który nie potrafi się zachować. Wiem, że kultura Polaków pozostawia często wiele do życzenia, ale to, co widziałem wtedy we wtorek, to widowisko, które zrobili ludzie na Finchley, w Polsce nie mogłoby się zdarzyć.
U nas zawsze jest zbiegowisko, gdy coś się dzieje, zwłaszcza złego. Ludzie zawsze z ciekawością podchodzą jak najbliżej, wścibsko zaglądają, komentują, czasem nawet żartują. To nie jest dobre, to wiadomo, ale na pewno jest niczym w porównaniu z tym, co widziałem teraz w Londynie. Nie dziwię się, czemu Big Brother jest taki popularny na Wyspach. Skoro Brytyjczyków bawi taki wypadek?
*Komentarz redakcyjny do tego artykułu jest zbędny. Opisane powyżej zdarzenie mówi samo za siebie.
Piotr Sieńko, Goniec