Zalejemy świat zgłoskami
Ekspansja polskiego rozprzestrzenia się też na inne kraje. - W Belgii przygotowaliśmy kursy dla majstrów z branży budowlanej - mówi Piotr Parys ze szkoły językowej Berlitz. Dla tamtejszych pracodawców to łatwiejsze niż wysyłanie tysięcy Polaków na kursy francuskiego lub flamandzkiego.
Za Odrą języka polskiego uczą się nawet dzieci. Nauką zainteresowani są także mieszkańcy Nadrenii, Dolnej Saksonii i Kraju Saary. W zeszłym roku w kursach wzięło udział ponad 1,2 tys. Niemców. Nigdy dotąd nie było tylu zainteresowanych.
Dlaczego? Z tego samego powodu - pracownicy z Polski i dodatkowo - zakupy u nas.
Odrębną grupą chcących szybko opanować polski są unijni urzędnicy. Na kursach organizowanych przez Komisję Europejską nasz język zgłębia kilkuset urzędników. Reszta czeka w kolejce.
Ale wśród setek kursantów są nie tylko Europejczycy. Na zorganizowanym przez Centrum "Polonicum" kursie język zgłębiają Amerykanie, Nowozelandczycy, a nawet Meksykanie i Tadżycy.
Dla "Metra"
Jak pilnikiem po szkle
Mirosław Jelonkiewicz, filolog, wicedyrektor Centrum "Polonicum: - Obcokrajowcom język polski kojarzy się z trzaskami i syczeniem. Porównują go do dźwięku wywoływanego przez pocieranie metalowego przedmiotu o szkło. Polskiego najtrudniej nauczyć się jest Arabom i narodom azjatyckim. Kłopotem jest dla nich fonetyka. Arabowie zupełnie inaczej niż Polacy ustawiają język. Ale też np. Japończykom nauka przychodzi dość łatwo. Mają problem najwyżej z dwiema głoskami.
Anglicy? Zupełnie nie potrafią zrozumieć różnicy między czasem dokonanym a niedokonanym. Najtrudniej jest im opanować fleksję, czyli przypadki. Nieraz pytają, po co Polakom aż siedem przypadków. Pod tym względem łatwiej jest Niemcom, którzy przypadki mają w swoim języku i dodatkowo są bardzo zdyscyplinowanymi uczniami.
Jacek Różalski, Metro
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.