„Barka” przygotowała program działania na pierwsze sześć miesięcy. Co miesiąc przyjeżdża tu dwóch liderów fundacji. To typowi „streetworkerzy”, czyli fachowcy pracujący nie w ośrodkach, za biurkami, tylko szukający osób potrzebujących pomocy na ulicy. Nowo przybyli liderzy są wprowadzani w środowisko bezdomnych przez swoich poprzedników. Po pewnym czasie sami chodzą do potrzebujących, pomagają, zdobywają zaufanie, namawiają do wyjazdu. Po miesiącu pracy zabierają swoich podopiecznych zdecydowanych na powrót i wracają z nimi do Polski. Tam opiekują się nimi dalej w ośrodkach „Barki”, prowadzą ich resocjalizację, pomagają pokonać nałóg, wspierają przy poszukiwaniu pracy. A jeszcze przed wyjazdem z Londynu wprowadzają w środowisko swoich następców.
W sumie przez sześć miesięcy przyjedzie do Londynu dwunastu streetworkerów z Polski. W „Barce” nazywają ich dwunastoma apostołami.
- W Polsce czeka na tutejszych nieszczęśników kilkadziesiąt ośrodków resocjalizacyjnych „Barki”. Jesteśmy jedną z największych i najprężniejszych charytatywnych organizacji pozarządowych w Polsce. Organizujemy pomoc, powołujemy spółdzielnie pracy dla bezrobotnych, zbudowaliśmy pod Poznaniem osiedle domów socjalnych – mówią.
„Barka” chce rozwinąć swoją działalność na Wyspach. Prowadzi rozmowy na temat pomocy bezdomnym w innym wielkim skupisku Polaków – w londyńskiej dzielnicy Ealing. Być może znajdą się tam w przyszłym roku. Misja fundacji rozpoczyna także pracę w Dublinie. - Jeśli okaże się, że mamy w naszych polskich ośrodkach za mało miejsc na resocjalizację bezdomnych z Wysp, zwrócimy się o pomoc do zaprzyjaźnionych organizacji charytatywnych – zapowiada Sadowska. – One przyjmą potrzebujących.
Sam byłem bezdomnym
Grzegorz Niewolny do Londynu przyjechał z Drezdenka na Pomorzu. Prowadzi tam Dom Wspólnoty Barka. Mieszka tam kilkanaście, czasem więcej, osób potrzebujących pomocy. Zdecydowana większość z nich walczy z nałogiem uzależnienia od alkoholu. – Tak jak ja – wyznaje Niewolny.
Opowiedział mi swoją historię. – Piłem przez wiele lat, aż przez alkohol znalazłem się na dnie – mówi. Stracił rodzinę, nie mógł utrzymać się w żadnej pracy, w końcu wylądował na ulicy. – Miałem szczęście, bo gdy zdecydowałem się pozbierać, wiedziałem do kogo się zwrócić. Kiedyś pracowałem jako kucharz w poprawczaku, a tam psychologiem był Tomasz Sadowski, który w 1989 r. założył „Barkę”. Sam bym sobie nie poradził.
Dziś ma 59 lat. Nie pije od kilku lat, ale nazywa się alkoholikiem. Mówi, że musi wciąż uważać, żeby nie stoczyć się znów przez alkohol. Jest schorowany, dopadła go cukrzyca, ma założone by-pasy, które wspomagają pracę serca. Mimo to aktywnie działa w „Barce” i pomaga potrzebującym. – Moje przejścia wypisane są na mojej twarzy, więc gdy idę między bezdomnych, oni wiedzą, że byłem jednym z nich, wiedzą, że ja ich rozumiem. Łatwiej im otworzyć się przede mną niż przed psychologiem po studiach, łatwiej im przychodzi obdarzenie mnie zaufaniem. Chcą rozmawiać, a ja doskonale ich rozumiem, bo wiem, co oni czują.
Niewolny codziennie wychodzi do bezdomnych. Odwiedza ośrodki pomocy społecznej na Hammersmith i Fulham, rozmawia z Polakami. Od nich dowiaduje się, gdzie śpią, w jakich miejscach można spotkać innych. Uzbrojony w taką wiedzę rusza po ukrytych przed oczami przechodniów noclegowniach zorganizowanych przez Polaków. – To schowki pod daszkami, zaułki, wiaty, czasem squoty, czyli opuszczone domy i garaże. Mam w głowie całą mapę tych miejsc – mówi.
Żeby zastać tam bezdomnych, trzeba ruszyć w obchód albo wcześnie rano, albo już w nocy. Grzegorz chodzi na te wyprawy z jeszcze jednym liderem z „Barki” oraz dwoma Anglikami, pracownikami tutejszej opieki społecznej. – Za każdym razem rozmawiam z około 30 Polakami, ale nie są to wciąż te same twarze. Pojawiają się nowi bezdomni, a inni, z którymi przedtem już nawiązałem kontakt, znikają. Każdego próbujemy namówić na terapię i powrót do kraju. Idzie nam coraz lepiej.
Grzegorz Niewolny wraca do Drezdenka na początku sierpnia. Ma nadzieję, że zabierze stąd kilka osób. Ma nadzieję także, że wśród nich będzie również Zdzisław. – Chciałbym pomóc mu, aby stanął na nogi, aby wyrwał się z marginesu społeczeństwa oraz aby miał odwagę stanąć przed swoimi córkami i spojrzeć im w oczy.
Bogdan Kunach, Cooltura