Sprawą Adama zainteresował się Mohammad Rafiq, właściciel firmy prawniczej Rafiq Partnership Solicitors, specjalizującej się w sprawach o odszkodowania dla ofiar wypadków. Skierował ją do polskiego departamentu firmy. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego Polacy srają we własne gniazdo – wścieka się prawnik Adama Cesarza. – Inne narodowości trzymają się razem, jeden za drugiego wskoczy w ogień. Szkoda, że nie bierzemy z nich przykładu. Gdyby koledzy z pracy wzięli Adama w obronę, nie musiałby się martwić o przyszłość. Prawnicy ustalili, że w dniu wypadku u Pakistańczyka pracowało aż czternaście osób z Polski. Większość się zwolniła, bo szef żądał od nich podpisywania oświadczeń. Ale dwie osoby uległy.
Oświadczenia Polaków od razu podchwyciła firma ubezpieczeniowa. Odmówiła wypłaty odszkodowania i sprawa trafiła do sądu. – Gdyby właściciel sklepu przyznał się do winy, straciłby zniżki na ubezpieczenie i firmę odwiedziłaby kontrola BHP. W razie zaniedbań szef dostałby bardzo wysoką karę – mówią prawnicy z firmy RPS. Ściągnęli dokumentację medyczną z polskiej przychodni, w której Adam był zarejestrowany. W papierach nie ma ani słowa o chorobie nogi.
Będzie proces Prawnik skierował sprawę do sądu. Znalazł kilku świadków, którzy zgodzili się potwierdzić zeznania pokrzywdzonego. Sprawa rozstrzygnie się dopiero za kilka miesięcy. Jeśli Polak ją wygra, może dostać nawet 150 tysięcy funtów. Ale na razie nie ma za co żyć.
Adama przygarnął do domu obcy człowiek ze Słowacji. Nie chce pieniędzy za pokój, ale w nieskończoność nie może tam mieszkać. Od czasu do czasu rodzina wysyła mu pieniądze. Niestety nie wystarczają na przeżycie. – Potrzebuję jakiejkolwiek pomocy. Nie mam nawet na jedzenie – błaga Polak. Mówi, że gdy zakończy się proces o odszkodowanie, wróci do Polski. – Już nigdy nie będę mógł pracować. Chcę dostać przynajmniej rentę, bym miał za co żyć.
Tomasz Ziemba, Laif