Pierwszą kontrolowaną eksplozję przeprowadzono z samego rana w szkockim Glasgow. Podejrzenia stróżów prawa wzbudził stojący pod jednym z miejscowych meczetów samochód. Szybko odizolowano teren, usunięto przechodniów i dokonano detonacji. Do podobnej akcji doszło godzinę później w Londynie. Na stacji metra w południowej części miasta zauważono podejrzanie wyglądający pakunek. Natychmiast zjawili się pirotechnicy ze Scotland Yardu i przeprowadzili kontrolowaną eksplozję na miejscu. Podobnie jak w Szkocji, tak i tu wcześniej ewakuowano pasażerów, a stacje Hammersmith i Barons Court były przez kilka godzin nieczynne. Policja odmówiła jednak odpowiedzi na pytanie, czy w obu miejscach faktycznie znajdowały się ładunki wybuchowe, co uzasadniałoby przeprowadzenie sterowanych eksplozji. Nie ma się jednak co dziwić, że władze brytyjskie wolą dmuchać na zimne.
Gang lekarzy
Po tym jak w ubiegły weekend doszło do dwóch udaremnionych zamachów, rząd i policja zdwoiły czujność. Na szczęście piątkowe próby terrorystów wysadzenia dwóch samochodów-pułapek w Londynie i staranowanie w sobotę przez dwóch innych zamachowców wejścia na lotnisko w Glasgow zakończyły się niepowodzeniem. Bomby z niewiadomych do tej pory przyczyn nie eksplodowały, co zdaniem policji uratowało życie setkom osób.
Policji udało się zatrzymać od razu niedoszłych zabójców w Glasgow. Do wczoraj zatrzymano ośmiu podejrzanych. Wszyscy pochodzą z Bliskiego lub Środkowego Wschodu i charakteryzuje ich to, że mają po dwadzieścia kilka lat. Jest jeszcze jedno - wśród zatrzymanych jest aż siedmiu lekarzy! Z tego powodu prasa brytyjska ochrzciła już ostatnie wypadki "terrorystycznym spiskiem lekarzy".
Spisek al-Kaidy
Premier Gordon Brown nie ma wątpliwości, kto stoi za nieudanymi zamachami. - To jasne, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy są powiązani z al Kaidą - powiedział. Służby specjalne sądzą nawet, że mogła ona wysłać ok. dwunastu swoich członków do pracy w brytyjskiej służbie zdrowia. Dziennik "Daily Mail" napisał, że ok. 6 tys. lekarzy pracujących w brytyjskiej publicznej służbie zdrowia zdobyło kwalifikacje zawodowe w krajach Bliskiego Wschodu, z czego 1985 w Iraku.
W Wielkiej Brytanii trwają dalsze poszukiwania uczestników i pomocników terrorystów. Mieszkańcy Wysp starają się jednak żyć normalnie. - Na ulicy nie widać jakiejś psychozy. Jest dużo więcej policji niż zwykle, ale ludzie zachowują się normalnie - mówi Dorota Makowska, Polka mieszkająca w Londynie od kilku lat.
- Młodsi ludzie raczej zachowują spokój, starsi mniej wychodzą na ulice i unikają ludnych miejsc - dodaje Mariusz Robak, pracujący w jednym z pubów w centrum miasta.
Jacek Różalski, Radomir Czarnecki, metro.pl