Jednak większość skarg, z którymi zgłaszają się nasi Czytelnicy dotyczy tego, że nie mogą oni, mimo usilnych prób, otrzymać jakiejkolwiek pomocy od konsulatu. Jaką więc można dąć im radę, zważywszy na fakt, iż jednak charakter załatwiania tych wszystkich spraw jest dosyć podobny…
- Ja bym powiedział, iż tutaj wkraczamy na grunt, który nie do końca jest dla nas przejrzysty, ponieważ ludzie trafiają do nas różnymi drogami. I różne są zażalenia na temat np. nieuczciwych pracodawców w Wielkiej Brytanii. Żądania ludzi są różne, jednak są i takie, gdzie ludzie chcą załatwienia sprawy, ale mówią: „ale broń Boże, że to mnie dotyczy!”. My nie mamy jako urząd tytułu do występowania w imieniu naszych rodaków np. przed brytyjskim sądem pracy. Tu jest obowiązek reprezentacji prawnej, są adwokaci, baristerzy, są instytucje brytyjskie, których możliwości można wykorzystać, żeby konflikty tego typu rozwiązywać.
A konsulat?
- My możemy zainteresować odpowiednie służby brytyjskie. Możemy np. zwrócić się do pracodawcy z zapytaniem, co on proponuje, bo w innym przypadku to my skierujemy lub jesteśmy gotowi skierować sprawę do takiego organu albo innego lub doradzić klientowi, żeby szukał pomocy prawnej u adwokata, który będzie go reprezentować w konflikcie. Reakcja pracodawców jest różna. Są ci, którzy w tym momencie się wystraszają i widzą, że ten Polak nie jest wcale taki bezbronny, bo to co się robi wynika z tego, że im się wydaje, że ci Polacy są na tyle naiwni i bezbronni, że właściwie co oni mogą im zrobić? W momencie, gdy taki pracodawca się dowiaduje, iż to wcale tak nie wygląda, że trafia do niego dobrze napisane językiem prawniczym pismo odwołujące się na przepisy prawa brytyjskiego często bywa tak, że ten pracodawca bez żadnych innych wątpliwości problem ten rozwiązuje. Jakie są dalsze losy tego pracownika i stosunki między nim, a pracodawcą, to już jest nie nasza sprawa. Czasami pewnie kończy się to tak, iż takie osoby się rozchodzą, ale już w majestacie prawa. Nie tak, iż się wyrzuca kogoś na „zbity pysk”. Nasza rola polega na tym, żeby tym ludziom wskazać, gdzie oni mogą się skierować, żeby swoje sprawy rozwiązać. Ponieważ my nie jesteśmy od tego, żeby te sprawy móc rozwiązywać. Nie mamy do tego żadnego prawa i żadnych instrumentów.
Ale inne dotychczas działające organizacje także mają w tym względzie „związane ręce”. Wszystko jest tak właściwie dziełem „dobrej woli”…
- Niestety, jeśli sami siebie nie zaczniemy szanować i brać sprawy w swoje ręce, to żaden instytut i żadna organizacja za nas tych rzeczy nie będzie rozwiązywać. Jeżeli nam chodzi o to, żeby nas szanowali, żebyśmy nie czuli się traktowani inaczej czy też dyskryminowani, cokolwiek by to słowo nie oznaczało, no to przede wszystkim nie narzekajmy do instytucji brytyjskich, tylko zajmijmy się tym sami. Stwórzmy organizację, która będzie się zajmowała ochroną praw przed objawami ksenofobii w środowisku brytyjskim, podłączmy się do działalności rozmaitych organizacji, tam gdzie są Litwini, Czesi, tam gdzie są Hindusi, Pakistańczycy i Murzyni, a Polaków nie ma. Jak się pójdzie do tych instytucji, które bronią interesów emigrantów i napływowej ludności brytyjskiej, to się okazuje, że ten milion Polaków to właściwie nie istnieje. Bo tam nie ma żadnej naszej reprezentacji. Mają ją Czesi, mają Litwini, Portugalczycy itd. Ale Polacy nie, bo nikomu się nie chce.
… mimo, iż sytuacja teoretycznie wygląda lepiej niż przed np. trzema laty, tuż po wejściu do UE. A jak więc przedstawia się wizja planowanych działań konsulatu w najbliższym okresie?
- Życzyłbym sobie, żebyśmy wszyscy, zarówno interesanci, jak i pracownicy konsulatu mieli w końcu godziwe warunki lokalowe do pracy. Żeby jak najszybciej otworzył się konsulat Generalny w Manchesterze, który „podzieli” tę wyspę w sposób znaczący, w dobrym tego słowa znaczeniu. Tj. nas troszeczkę odciąży, a jednocześnie będzie czynił te Konsulaty bardziej dostępnymi.
Sądzę - i mam taką nadzieję - że jeżeli wszystkim Polakom zacznie tutaj wychodzić i Polacy zaczną sobie wzajemnie pomagać, bardziej się szanować, sądzę, że będziemy mieli połowę problemów mniej. I to zarówno Polacy, jak i sam konsulat. Staną Polacy na nogach i będą tak wspaniałą mniejszością, niż wszystkie tradycyjnie już duże mniejszości etniczne w Wielkiej Brytanii, że zaczną mocną rolę w życiu tej społeczności wielokulturowej i wieloetnicznej odgrywać i jeszcze raz namawiam do tego, żeby bez kompleksów do tego podchodzić, ale jednocześnie z szacunkiem do gospodarzy. Bo póki co, to jednak w większości przypadków to mamy do czynienia właśnie z gospodarzami. I trochę czasu zapewne jeszcze w tej Tamizie upłynie, zanim będziemy mogli powiedzieć, że już jesteśmy „współgospodarzami”.
Rozmawiał Darek Zeller, Cooltura