UK: Palących nie operujemy

 

Zarządzenie takie wydało właśnie ministerstwo zdrowia, a poinformował o nim wczoraj dziennik "Daily Mail". Gazeta pisze, że decyzja została podjęta po przeprowadzeniu badań, w których porównano przebieg leczenia pooperacyjnego u palaczy i u osób niepalących.

Wynika z nich, że u palących częściej dochodzi do powikłań, rekonwalescencja jest dłuższa i dłużej przebywają oni w szpitalu, blokując łóżka, które mogliby zająć inni chorzy. Oczywiście więc palący pacjenci podnoszą koszty leczenia.

Lekarze będą sprawdzać, czy pacjent nie palił co najmniej od czterech tygodni, za pomocą testów krwi. Jeśli okaże się, że wciąż pali, będą mogli odmówić przeprowadzenia operacji. Ale nie całkowicie - nazwisko palacza zostanie po prostu przesunięte niżej na liście oczekujących na zabieg.

Dłuższe oczekiwanie palaczy nie będzie jednak dotyczyć operacji ratujących życie, które trzeba przeprowadzić natychmiast. Problemy będą mieli za to palacze czekający na planowe zabiegi, np. biodra.

Takie zasady wprowadziły u siebie na początku roku dwa angielskie hrabstwa Norfolk i Stafford. Wokół sprawy rozpętała się wówczas burzliwa debata, a środowisko lekarskie się podzieliło. Część lekarzy uznała, że to niezgodne z etyką lekarską odmawianie leczenia, a poza tym dyskryminacja osób palących.

Inni przekonują jednak, że takie zasady wyjdą na dobre samym palaczom. - Jeśli ludzie rzucą palenie przed operację, szybciej wrócą do zdrowia. Zredukuje to możliwość wystąpienia komplikacji płucnych i sercowych, a rany zagoją się szybciej - mówi na łamach "Daily Mail" Rod Moore z zarządu opieki zdrowotnej hrabstwa Leicester.

Zarząd w Leicester już zdecydował, że latem tego roku wprowadzi w życie zarządzenie ministerstwa zdrowia. Inne hrabstwa przeprowadzają jeszcze w tej sprawie konsultacje i zastanawiają się.

Jak się szacuje, nowe zasady będą dotyczyć blisko pół miliona osób rocznie.

Paweł Szczerkowski, gazeta.pl