Polska maszeruje

Tak zwana „Parada Równości” na tego typu niegroźnych incydentach się skończyła. Poza tym było radośnie i przyjacielsko. Większość przyglądającego się towarzystwa reagowała obojętnie, a było wielu, dla których geje i lesbijki tylko nadają światu różnorodności, więc ci puszczali im całusy na odległość lub przyłączali do pochodu.

W niedzielę za to odbył się zupełnie inny przemarsz. Też zaczął się pod Sejmem, ale pod tytułem ”Marsz dla życia i rodziny”. Zorganizowały go środowiska ultrakatolickie i konserwatywne aż do bólu. Miało być niby prorodzinnie, ale główny bohater tej parady - wicepremier Roman Giertych wrzeszczał do mikrofonu, że przyszedł tu głownie dlatego, że nie lubi tych wstrętnych pederastów. Wśród licznych transparentów można też było zobaczyć hasła „Homofobia jest OK”, co świadczyło dobitnie, że Giertych i spółka przedefilowali przez Warszawę tylko dlatego, że genetycznie wprost nie potrafią strawić faktu, że po świecie chodzą, oprócz nich - normalnych, te obrzydliwe (ich zdaniem) „pedały”.

Oba marsze licytowały się później, co do liczby uczestników. Policja twierdzi, że na marszu gejów było ok. 4 tys. ludzi, geje mówią, że zebrało się ich z 10 tys. To samo Giertychowi ultrakonserwatyści. Policja policzyła, że było ich 600, a oni, że co najmniej 3 tysiące z dużym hakiem.

Ilu ich wszystkich było, tego pewnie nikt już nie policzy. Ważne jest jedno - niezależnie od preferencji seksualnych duch w narodzie nie gaśnie. Zwłaszcza, gdy w polu widzenia pojawi się konkurencja do tytułu „nas jest więcej”. I trzeba przyznać, że w zasadzie wygrali ex equo. W końcu nikt w tym politycznym rozpasaniu nie dostał jednak po buzi. Ani baseballowym kijem ani tęczowym boa ;-)

Jacek Różalski

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: