Jeśli kontrola wykaże nieujawnione przez podatnika zarobki, musi się on liczyć nie tylko z koniecznością zapłacenia należnej kwoty podatku, ale też drakońskich odsetek oraz grzywien. Ministerstwo Finansów zapewnia, że ma narzędzia do sprawdzenia dochodów Polaków pracujących w Wielkiej Brytanii. – Pierwsze to zapytanie urzędu skarbowego do urzędu zagranicznego w sprawie konkretnego podatnika, druga jest automatyczna i polega na wymianie informacji po upływie sześciu miesięcy od zakończenia roku podatkowego, trzecia zaś, tzw. spontaniczna, występuje wówczas, gdy zagraniczny organ podatkowy z własnej inicjatywy postanowi poinformować polskie organy o dochodach pracującego w jego kraju Polaka - wyjaśniła dla gazety „Rzeczpospolita” Joanna Górska, specjalistka z Departamentu Podatków Bezpośrednich MF.
– To jest jawne namawianie nas do tego, byśmy nie wracali – komentuje Mariusz Zawiślak, pracujący na jednej z londyńskich budów. – No i trzeba powiedzieć, że w moim przypadku im się udało. W maju sprowadzam tu rodzinę i zostajemy na stałe. Nie rozumiem, dlaczego to robią. Wcale mi się tutaj tak bardzo nie podoba.
Nikt nie liczy zysków i strat Ile polski budżet może zarobić na takich kontrolach, odzyskanych podatkach, ewentualnych odsetkach i karach, pozostaje tajemnicą schowaną głęboko w ministerialnych szafach. Można za to pokusić się o podliczenie, ile traci na uporczywym egzekwowaniu peerelowskiej polityki podatkowej. Według szacunków, gdy pod koniec 2005 roku armia polskich urzędników ruszyła w podobny pościg za imigrantami, wartość transferów pieniężnych z Wielkiej Brytanii do Polski spadła o 40 procent. Może to oznaczać, że do kraju nie zostało wysłanych lub przywiezionych nawet 10 miliardów złotych prywatnych oszczędności, które zasiliłyby polską gospodarkę.
W innych krajach już dawno rządzący zdali sobie sprawę, że pieniądze emigrantów zasługują na większy respekt. W Irlandii od lat 80. panuje zasada, że urzędów skarbowych nie interesuje, jak obywatel powracający z zagranicy wszedł w posiadanie kapitału, który chce zainwestować po powrocie na łono ojczyzny. Szacuje się, że z 800 miliardów dolarów zainwestowanych w latach 80. i 90. w gospodarkę Irlandii aż 240 miliardów pochodziło od emigrantów!
W połowie lat 90. podobne przepisy, nazywane „don’t ask, don’t say”, wprowadziły Indie. I zaraz potem znalazły się na pierwszym miejscu w rankingu krajów, które zanotowały największe wpływy pieniędzy pochodzących od swoich obywateli pracujących za granicą. Nie brak przykładów kolejnych państw, które decydują się na wprowadzenie reguły niepytania o źródło pochodzenia kapitału napływającego z zagranicy; ostatnio zrobiła to między innymi Słowacja. W Polsce skarbówka ciągle chce wiedzieć wszystko. Bez względu na koszty.
Adam Skorupiński, Polish Express