Pracoholizm po polsku
Według badań CBOS w 2007 roku głównym celem życiowym Polaków jest zdobycie pracy. Wysoki wskaźnik bezrobocia i nieciekawa sytuacja na rynku pracy sprawia, że ponad połowa młodzieży w wieku od 18 do 24 lat uznaje ją za najważniejszą wartość. Aż 30 proc. naszych rodaków mieszkających w Polsce stawia sobie za cel znalezienie i - co ważne - utrzymanie pracy. Zaledwie 5 proc. badanych dąży do zmiany pracy na lepszą. Polacy boją się utraty zatrudnienia, dlatego gotowi są na wszelkiego rodzaju wyrzeczenia. Jednocześnie stosunkowo niskie zarobki zmuszają do szukania dodatkowych źródeł dochodu. W 1993 roku do podstawowej pensji dorabiało 12 proc. Polaków. O pogłębianiu się kryzysu świadczy niewątpliwie fakt, że 10 lat później procent dorabiających wynosił już 26. Nie da się ukryć, że sytuacja polskich pracowników nie wygląda różowo. Niepokojące jest też to, że większość Polaków jest zmuszona dorabiać, ponieważ podstawowa pensja nie pokrywa kosztów utrzymania. Irlandzka Agencja Pracy ujawniła w swoim raporcie z końca 2003 roku, że dla 20 proc. Polaków tydzień pracy liczy ponad 60 godzin. Taki wynik – godny słynących z długich godzin pracy Japończyków – polscy pracownicy osiągnęli po dodaniu liczby godzin spędzanych na pracy w głównym miejscu zatrudnienia i tych spędzanych na dodatkowym zarobkowaniu.
Polscy pracoholicy w Anglii
Niestety, pracoholizm wśród Polaków pracujących w Anglii jest jeszcze zjawiskiem niezbadanym. Nie istnieją żadne statystyki. Mimo braku liczb wiadomo, że Polacy przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii w określonym celu. Większość wyprawia się na Wyspy, aby zarobić pieniądze. - Ludzie przyjeżdżają tutaj do pracy i to właśnie praca jawi się jako ta najwyższa wartość. Polacy mieszkający w Anglii nie zgłaszają się z problemem pracoholizmu do psychologa, ponieważ nie widzą niczego złego w pracy. Są szczęśliwi, że ta praca jest. Wielu ludzi przyjeżdża, bo tutaj są inne możliwości i perspektywy. Początkowo zachłystują się tym wszystkim. Myślą, że skoro już tutaj są, to powinni to wykorzystać. Dobrym przykładem są polskie ekipy remontowe, które są w stanie pracować w każdym momencie; czas i dzień tygodnia nie grają dla nich roli. Najważniejsze jest to, żeby zarobić. Na pracoholizm szczególnie narażone są osoby wykonujące pracę, w której płaci się stawkę za godzinę. Jest to potencjalna pułapka: jeśli takie osoby więcej pracują, więcej zarabiają - i przez to będą skłonne poświęcać pracy każdą wolną chwilę, żeby zarobić jeszcze wiecej. Wraz z przyjazdem do Anglii w wielu przypadkach zmienia się system wartości przyjeżdżających - mówi Agnieszka Goleń, psycholog zarządzania, zajmująca się w Polish Psychologists`s Club zagadnieniami związanymi z pracą i rozwojem zawodowym. Praca i zarobkowanie stają się najważniejsze. Często wiele osób nie dostrzega, że wpadło w sidła pracoholizmu. - Pamiętają o tym, że rodzina w Polsce czeka na pieniądze. Ta świadomość może napędzać pracoholizm. Sytuacja zmienia się często, kiedy bliscy przyjeżdżają do Anglii. Zwykle partner czy partnerka stawia wtedy sprawę na ostrzu noża i żąda od pracoholika ustalenia podziału na czas związany z pracą i czas wolny. Może to prowadzić do konfliktu, ponieważ osoba pracująca nie chce ograniczyć czy zrezygnować z pracy. Tłumaczy się tym, że przecież zarabia pieniądze i nie potrafi zrozumieć, dlaczego ktoś czyni jej wyrzuty – stwierdza Agnieszka Goleń. Większość z tych osób nie myśli o tym, że praca może mieć negatywny wpływ na ich życie. - Można powiedzieć, że wręcz ich osobowość ulega zmianie. Osoby, które mają w Polsce wielu znajomych i szerokie horyzonty, w Londynie ograniczają pole swoich zainteresowań do pracy. Cała ich energia poświęcana jest na zarobkowanie. Często tłumaczą to tym, że zmiana, jaka się w nich dokonała, wynika z faktu przerzucenia ich z jednego świata w drugi. Wraz ze zmianą osobowości zmienia się system wartości. To silne przewartościowanie można zauważyć, słuchając rozmów Polaków w metrze czy autobusie. W Polsce ludzie rozmawiają o wszystkim, w Londynie natomiast zdecydowana większość konwersacji dotyczy pracy i pieniędzy. Trzeba też pamiętać o tym, że większość osób, która przyjeżdża do Anglii, ma zamiar wrócić. Te skutki przeciążenia mogą być na razie niewidoczne, ale po roku, dwóch takie osoby mogą zacząć odczuwać negatywne skutki zdrowotne – dodaje Agnieszka Goleń.