Skandal w SAS: samoloty bez kontroli

 

Zastrzeżenia LFI dotyczą głównie floty jedenastu długodystansowych maszyn Airbus A330 i A340, obsługujących połączenia z USA oraz z państwami Dalekiego Wschodu. Według doniesień szwedzkich mediów, jeden z samolotów wykonał w zeszłym roku 30 rejsów, mimo że miał zakaz startu, gdyż nie przeszedł obowiązkowych kontroli technicznych.

Przedstawiciele SAS zapewniają, że maszyny, które nie przeszły kontroli technicznej, zostały wycofane z eksploatacji. Dodają jednocześnie, że w samolotach nie wykryto podczas kontroli żadnych usterek.

Jedyna poważna usterka, odnaleziona dotąd na świecie w Airbusach miała związek z systemem paliwowym. Powodowana była zbyt małą średnicą przewodów paliwa biegnących wewnątrz skrzydeł do silników. Groziło to powstawaniem nieszczelności i wyciekami paliwa. M.in. ten właśnie element samolotów nie był – mimo istnienia takiego obowiązku – kontrolowany w maszynach SAS.

Usterka ta i sposób jej unikania są opisane w jednej z tzw. dyrektyw, rozsyłanych przez władze lotnicze kraju producenta z rygorem natychmiastowego zastosowania jej w praktyce.

Jeśli gdziekolwiek na świecie zostaje wykryty błąd w jakimkolwiek samolocie, który może się powtórzyć w innych maszynach tego typu, zostaje on opisany w takiej dyrektywie i wysłany do wszystkich użytkowników. Oczywiście SAS też powiadomiono o konieczności kontrolowania odpowiedniego fragmentu układu paliwowego Airbusów. Jak się jednak okazuje, dyrektywę tę zignorowano.

Obecny skandal z nadzorem technicznym samolotów jest powtórzeniem sytuacji z poprzednich lat. Maszyny SAS latały wówczas bez przechodzenia okresowych kontroli technicznych. W 2005 r. było takich przypadków trzy, a w 2006 r. aż pięć. Za każdym razem po ich odkryciu przedstawiciele władz spółki obiecywali, że nigdy więcej się to nie powtórzy. (tvp.pl)