Brytyjscy pracodawcy podejrzewają, że co ósma osoba symulowała chorobę, by dostać wolne z pracy - wynika z badań przeprowadzonych przez Konfederacje Brytyjskiego Przemysłu (CBI).
Zdaniem wielu menadżerów pracownicy udają chorobę, by przedłużyć sobie weekend lub wziąć wolne. Przepytano czterystu pracodawców. Znaczna większość z nich uważa, że około 12 proc. zwolnień chorobowych, to nadużycia ze strony pracowników. Szczególnie podejrzane są ich zdaniem choroby w piątki i poniedziałki.
Ciekawostką jest silna korelacja pomiędzy krótkimi nieobecnościami spowodowanymi chorobą, a większymi wydarzeniami sportowymi.
Ubiegłoroczne zwolnienia chorobowe kosztowały brytyjską gospodarkę około 13,4 mld GBP, a więc domniemani symulanci kosztują Brytyjczyków grubo ponad miliard funtów rocznie.
Budżetówka choruje częściej
Na każdego pracownika przypadło w 2006 r. średnio siedem dni chorobowego. To o pół dnia więcej niż rok wcześniej i w sumie przyniosło stratę w postaci 175 milionów dni roboczych.
Najczęściej do nadużyć dochodzi wśród pracowników sektora publicznego, gdzie na każdą osobę przypada aż dziewięć dni nieobecności. To aż o 44 proc. więcej niż w przypadku sektora prywatnego i to pomimo starań rządu o zminimalizowanie tego zjawiska.
- Gdyby liczba dni wolnych od pracy w sektorze publicznym dorównała sektorowi prywatnemu oszczędności sięgnęłyby 1,1 mld GBP rocznie. Za tę kwotę można by wybudować siedem szpitali - mówi Susan Anderson, dyrektor działu HR CBI.
Niepokojący z punktu widzenia pracodawców jest fakt, że wielu pracowników uważa, że ma prawo wykorzystać "chorobę", by przedłużyć sobie weekend lub wakacje.
Z drugiej jednak strony brytyjskie związki zawodowe (TUC) wskazują, że wielu pracowników przychodzi do pracy mimo choroby, zmuszani do tego przez nieczułych szefów. To powinno w pewnym stopniu rekompensować rzadsze zdaniem TUC nadużycia. O tym pracodawcy zdają się jednak zapominać.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.