Brytyjscy Lordowie będą z większości z wyboru

Nieznoszący gwałtownych zmian Brytyjczycy już od stu lat przymierzają się do zreformowania Izby Lordów - jedynej w zachodnich demokracjach izby parlamentu rodem z epoki feudalnej, w której miejsca wciąż były obsadzane z nominacji monarchy, z tytułu noszenia szat biskupich albo podług koloru krwi.

Już na początku XX w. Partia Pracy chciała odebrać arystokracji i purpuratom fotele lordowskie, ale zrobiła to dopiero wczoraj wieczorem. Ostatecznie 80 proc. członków Izby Lordów wybieraliby wyborcy, a pozostałych 20 proc. niezależna, powoływana przez parlament komisja. Nowa Izba liczyłaby 540 deputowanych, 200 mniej niż obecna. Dziś większość z ponad 700 lordów pochodzi z nominacji, a ich tytuł nie przechodzi na potomków, tylko wygasa wraz z ich śmiercią - to byli premierzy i ministrowie, biskupi anglikańscy i przedstawiciele lokalnych parlamentów Walii, Szkocji i Irlandii Płn. Arystokratów z dziada pradziada pozostało tylko 92.

To kompromis. Premier Tony Blair chciał podziału pół na pół, a najbardziej zatwardziali konserwatyści pomstowali na jakiekolwiek zmiany. Wprowadzenie zasady wybieralności nie rozwiąże jednak wszystkich problemów. Trwa debata, co zrobić z obecnymi lordami - czy pozwolić im nadal zasiadać w izbie i poczekać, aż stopniowo wymrą, czy usunąć z niej już teraz.

Zmiany oznaczają przebudowę równie starego modelu brytyjskiego sądownictwa, bo część członków izby stanowią tzw. lordowie prawa, którzy tworzą sąd najwyższy.

Paweł Szczerkowski, gazeta.pl

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: