Kto jest durniem w RP

Wystarczyło opublikować od dawna oczekiwany raport o Wojskowych Służbach Informacyjnych i nadwiślański kociołek zabulgotał aż miło.
Że ujawnieniem agentów i współpracowników WSI zajął się osobiście prezydent Lech Kaczyński, to też jemu dostaje się teraz najmocniejsze lanie.

Dla wielu wymienionych w raporcie sam fakt pojawienia się tam jest powodem do zagrożenia prezydentowi RP sądem. Raport wszakże miał wykazać, że WSI zajmowało się szemranymi interesami i nielegalnie ingerowało w organa demokratycznego państwa. Znaleźć swoje nazwisko na liście pana prezydenta nie jest więc dla wielu wojskowych, polityków, dziennikarzy niczym sympatycznym. Grożą więc pozwami. Wiele wskazuje na to, że prezydent zamiast reprezentować Rzeczpospolitą gdzieś na świecie, przyjmować kwiatki i machać do publiczności ręką, będzie teraz słuchał żalów pod swoim adresem.

A już się nasłuchał. Nie kto inny, jak tylko sam Lech Wałęsa nazwał go ni mniej ni więcej tylko ... durniem. - Durnia mamy za prezydenta - powiedział były prezydent w telewizorze. Wałęsa poczuł się dotknięty tym, że w raporcie napisano, iż nie dość starał się za swoich rządów, no i WSI tak się jakoś rozszarogęsiły po Polsce i niby zaczęły wszystkim kręcić.

Jak na durnia zareagował obecny lokator Pałacu Prezydenckiego? Osobiście nijak. Obroną aktualnego Lecha zajęli się za to jego wierni dworacy. Już kilku złożyło w sądach pozwy przecie temu drugiemu Lechowi o obrazę głowy państwa. A minister obrony narodowej Aleksander Szczygło - wierny żołnierz braci Kaczyńskich - powiedział nawet o Wałęsie, że ten zdradził za swoich rządów ideały Solidarności. Swoją drogą ciekawe, co robił w czasach wielkiej Solidarności pan Szczygło? I jak mu nie wstyd rzucać kalumnie na człowieka, który dla wielu Polaków jest symbolem walki z komuną o wolną Polskę!!!

Aby w kociołku nie przestało buzować, to Wałęsa pośpiesznie przeprosił za durnia. Nie. Nie swego imiennika. ”Jeśli ktokolwiek z moich Rodaków poczuł się urażony tym określeniem, to przepraszam. Przepraszam za siebie i za polityków, którzy do takich stwierdzeń czasem zmuszają.” - napisał laureat Nagrody Nobla.
Gdy w Polsce paziowie i damy dworu ruszyli do sądów bronić czci swego króla Lecha Kaczyńskiego, ten w Irlandii dzielił się swymi złotymi myślami.
W Narodowym Forum Europejskim w Dublinie ogłosił po raz n-ty, że nie jest homofobem oraz że przyjaciół gejów to ma po prostu na kopy. A także, że nie jest za tym, by przedstawiciele tej seksualnej mniejszości "nie mieli prawa do normalnego funkcjonowania w życiu i do zostania profesorem, ministrem, wybitnym pisarzem czy naukowcem".

Cóż za wielkoduszność. To jednak nie wszystko. Słuchaczy w Dublinie wbiło w fotele inne stwierdzenie prezydenta. - Nie należy propagować homoseksualizmu i traktować go jako jednego z wyborów. Gdyby bowiem większa liczba osób przeszła na homoseksualizm, to ród ludzki musiałby wyginąć - rzekł.
Tak więc ród ludzki może niebawem wyginąć, gdy paru miliardom ludzi na Ziemi przyjdzie nagle do głowy, żeby tak pewnego uroczego poranka przejść sobie na homoseksualizm? Tak po prostu dokonają seksualnej konwersji na gejostwo? To tak można, panie prezydencie?

To tak można robić z siebie pośmiewisko na całą Irlandię? I żeby jeszcze z siebie. Wizerunek Polski jako kraju jeszcze w miarę normalnego mógłby runąć na Zielonej Wyspie na parę stuleci. Na szczęście nie runie. Na szczęście mamy tam dziesiątki tysięcy młodych i sympatycznych rodaków, którzy wbrew prezydentowi zaświadczają, że mimo, iż durnie czasem zajmują u nas wysokie stanowiska, to trzon narodu jest zdrowy. I Bogu za to dzięki.

Jacek Różalski