Tawerny, gospody i pijalnie piwa
Pierwsze tawerny w Anglii pojawiły się wraz z przybyciem Rzymian ponad dwa tysiące lat temu! Oryginalnie były to miejsca, w których strudzeni żołnierze mogli dostać strawę i picie. Rzymianie wycofali się w Anglii, ale pozostawili po sobie zburzony porządek i właśnie tawerny, które stały się początkiem tradycyjnych brytyjskich pubów. W 965 r. król Edgar, ówczesny władca Anglii zarządził, że na każdą wioskę powinna przypadać przynajmniej jedna pijalnia piwa (ang. ale house). Już wtedy, ze względu na analfabetyzm panujący w społeczeństwie, „ale house” oznaczano charakterystycznymi symbolami, aby każdy bez problemu mógł rozpoznać miejsce, w którym w kuflach serwowano ciemne piwo.
Miara dzisiejszego „pinta” pochodzi natomiast z XIII wieku. W 1215 r. miara słynnego „ale” została w całym kraju ujednolicona. Miarę pint, czyli 568 mL zapisano w Magna Carta jako jedyną oficjalną miarę serwowanego piwa. Ustalono również, że „ale house” to miejsca, gdzie można było serwować tylko ciemne piwo, natomiast w tawernach i gospodach oprócz ciemnego piwa dodatkowo gwarantowano pokoje dla podróżnych oraz ciepłą strawę.
Gospody najczęściej prowadzili mnisi. Co ciekawe, wiele z nich funkcjonuje do dzisiaj. Jedną z takich gospod, która przetrwała wieki, jest dzisiejszy pub „Tabard” w Londynie na Southwark, który od 1388 r. nieustannie zapewnia gościom schronienie i piwo.
Różnice pomiędzy pijalniami piwa, gospodami i tawernami, które również serwowały wino, z latami się zacierały. Gospody i tawerny zamieniły się w hotele, natomiast „ale house” w miejsca, które dzisiaj nazywamy pubami. Sama nazwa pub została wymyślona w czasach wiktoriańskich i jest to skrót od nazwy „public house”. W 1625 r. doliczono się trzynastu tysięcy tawern i pijalni piwa w samej Anglii. Biorąc pod uwagę, że całe społeczeństwo liczyło wówczas 5 milionów, można uznać, że jest to liczba imponująca. Do 1800 r. liczba ta wzrosła do dwudziestu czterech tysięcy.
Najbardziej popularną nazwą dla pubu okazała się „The Red Lion”. Dzisiaj można się doliczyć ponad sześciuset „Czerwonych Lwów” w samej Anglii. Nazwa ta wywodzi się z czasów Jamesa VI - króla Szkocji, który również objął tron Anglii w 1603 r. Król wydał rozkaz, że heraldyczny czerwony lew Szkocji będzie zdobił nie tylko ważniejsze budynki, ale również tawerny. Właściciele owych lokali, będąc lojalnymi swojemu władcy, upodobali sobie również nazwy w stylu: „The King Arms”, „Royal Oak”, „Queens Head”. Do dzisiaj nazwy pubów bardzo często upamiętniają ważne osoby lub zdarzenia historyczne. Świadczyć o tym mogą tak charakterystyczne nazwy jak: “The Duke of Wellington”, „The Shakespeare Inn”, „The Battler of Britain”.
Wraz za zmianą obyczajów w XVIII w. do pubów wprowadzono licencję na mocniejsze alkohole. Puby za czasów wiktoriańskich stały się miejscem spotkań nie tylko klasy pracującej, ale zaczęli tam zaglądać politycy, dziennikarze, działacze społeczni. Wówczas powstał nawet satyryczny magazyn o życiu pubowym zwany „Punch”, który redagowano w pubie na Fleet Street o nazwie „Punch Tavern”. Puby w czasach wiktoriańskich cieszyły się tak wielkim powodzeniem, że w 1870 r. w centrum City of Westminster na 116 mieszkańców przypadał jeden pub.
W ostatnich latach coraz częściej tradycyjne puby z ciemnym piwem serwowanym prosto z beczki stają się rzadkością. Wiele zostaje zamkniętych, lub częściej są przerabiane na nowoczesne bary, które pomimo nierzadko ciekawego wystroju nie mają już atmosfery. Coraz rzadziej można też spotkać jak np. na archiwalnej fotografii z pubu Bedford z 1937 r. – grupę mężczyzn leniwie pijących tradycyjne „ale” i grających w cribbage, popularną niegdyś grę karcianą, do której jako tabeli wyników używało się drewnianej planszy z wtykanymi kołkami.
Coraz częściej słyszymy też z ust starszych Anglików, że tradycyjny angielski pub – jeden z najwspanialszych wynalazków zachodniej cywilizacji – jest w śmiertelnym zagrożeniu.
- Dzisiaj ludzie wolą grać na komputerze niż przyjść do pubu i rozegrać partyjkę w cribbage, a telewizja wzięła górę nad długimi dysputami, które niegdyś się toczyło właśnie w pubie. Nadal chodzę do mojego „local pubu”, ale coraz częściej nie znajduję tu dla siebie już miejsca – skarży się Ron, który od trzydziestu kilku lat zagląda do pubu na rogu Paddington Street.