Pub na każdym rogu
Takich miejsc jak „The Castle” jest w Londynie kilkaset. Każde z nich ma swoją historię, stałych klientów, ich upodobania, nawyki, rozterki, nałogi.
Lokalny pub to dla Anglików nie tylko miejsce, w którym mogą napić się piwa - to coś więcej. Od wieków Anglicy spotykają się w pubie: z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. Tam załatwiają biznesy, tam jedzą niedzielny lunch, obchodzą urodziny, święta i stypy. Tam czują się jak w domu, znają każdy kąt, mają swój ulubiony stolik, krzesło.
- Zapytaj Anglika, co go wyróżnia spośród innych nacji, a szybko odpowie ci: futbol i puby – mówi Justyna, która pracuje w pubie na Battersea.
I ma rację, bo tylko na Wyspach mieszkańcy są tak przywiązani do lokalnych tawern.
- Dziwi mnie, że ci sami ludzie przez klika, a nawet kilkanaście lat potrafią przychodzić do tego samego pubu, ciągle zamawiać te same drinki, tę samą kanapkę na lunch. Mam wrażenie, że dla nich pub to też coś więcej niż miejsce, gdzie można wypić drinka – zastanawia się Dorota, która pracuje w pubie „The Punch Bowl” na Mayfair. Podobno to ulubiony pub Madonny i Guya Ritchiego, i chociaż Dorota pracuje tam rok, to Madonny nigdy nie spotkała, a jej męża zaledwie kilka razy.
- Naszym najwierniejszym klientem jest dyrektor szkoły. Odwiedza nas średnio pięć razy dziennie, gin pije litrami, aczkolwiek nigdy się nie upija. Swój zwyczaj praktykuje od ponad trzydziestu lat, przez właścicieli pubu traktowany jest jak członek rodziny. Informuje nas, gdzie idzie danego dnia i z kim. I nie jest wyjątkiem. Wiele osób „spowiada” się nam, wraz z kilkoma klientami tworzymy coś na wzór rodziny, obdarowujemy się prezentami na święta, pamiętamy o swoich urodzinach – dodaje Dorota.
A czym jest pub dla Spike’a?
- Miejscem, gdzie odpoczywam i gdzie mogę spotkać sąsiadów, dowiedzieć się co u nich słychać, napić się ulubionego piwa, którym jest oczywiście „bitter”, zjeść kolację, a co najważniejsze mogę tam iść na piechotę i nie muszę prowadzić wówczas swojego porsche – odpowiada bywalec pubu „The Castle”.
A czy wyobraża sobie, że na jego ulicy nie ma „The Castle”?
- Po co w ogóle to sobie wyobrażać? Żyjemy w Anglii, tu jest pub na każdym rogu! – kwituje.