Kraków ma dość angielskich imprezowiczów

"No stag parties. Thank you/Nie urządzamy wieczorów kawalerskich" - taki napis wisi na drzwiach pubu Nic Nowego w Krakowie. Zawisł po kolejnym ekscesie kilkunastu pijanych Anglików. - Myślałam, że bar zapadnie się pod ziemię. Skakali po stołach, wrzeszczeli, rzucali w siebie perukami, lali piwo po stołach - opowiada klientka pubu. -Są tacy, którzy obrażają personel, w wulgarny sposób proponują seks kelnerkom, wymiotują pod stół, demolują sprzęty - dodaje barmanka. Obie wspominają wizyty pijanych Anglików jako koszmar, zwłaszcza ich tańce nago na stołach oraz wymachiwanie genitaliami przez okna do przechodniów. Kluby wolą więc rezygnować z angielskich klientów. - Co z tego, że taka grupa zostawi nam jednorazowo w barze tysiąc złotych, skoro więcej nie przyjdą już ci, którzy codziennie zostawiają tu dwie dychy - mówi menedżer jednego z popularnych klubów przy Floriańskiej. Skarży się, że w jego klubie imprezowicze z Wysp przez rok robili demolki i pijackie rozróby.

Angielski zwyczaj hucznego obchodzenia wieczorów kawalerskich przywędrował do Krakowa z ekspansją tanich linii lotniczych. - Moda na Kraków jest ogromna. Dla moich kumpli wypad na imprezę do Krakowa to wydatek rzędu 50 funtów za przelot, plus 20 funtów na piwo i jedzenie, tyle samo na taksówki i hotel, czasem tani burdel z Ukrainkami - opowiada Ray, 40-letni dekarz z Doolin w Irlandii.

Weekendowi turyści z Wysp są też zmorą krakowskich taksówkarzy. - Angoli mam już dość. Pakują mi się nago do taksówki, rzygają przez okno, uciekają bez zapłaty, a nawet zbiorowo się onanizują. Zdarzają się też normalni, ale dominują kompletne świry - zżyma się pan Tomasz, taksówkarz z sieci Taxi Rotunda. (metro.pl)

wyślij znajomemu

Dodaj artykuł do: