31/01/2007 17:05:54
Sąd nad niemieckimi urzędnikami odbył się wczoraj przed europarlamentarną komisją ds. petycji w Brukseli. Mieszkający w Niemczech Polacy oskarżyli Niemców o to, że germanizują ich dzieci i odcinają od Polski i polskich rodziców.
"Urzędnicy nie pozwalają dziecku uczyć się polskiego"
- Moja córka ma teraz 13 lat. Od trzech lat nie widuję się z nią prawie wcale, urzędnicy nie pozwalają mojej córce uczyć się polskiego. A sąd zadecydował, że dziecko będzie przekazane pod opiekę dziadków Niemców - mówiła, płacząc, Lidia Joachimsen.
Wtórowała jej Beata Pokrzeptowicz-Meier. - Przez pięć lat wychowywałam dziecko sama, po tym jak mój mąż opuścił rodzinę i związał się ze swoją szefową. Ale w 2004 r. , gdy dziecko pojechało na wakacje, ojciec mi je odebrał. A w trakcie sprawy sądowej włączyli się urzędnicy, który stwierdzili, że dziecko powinno być wychowywane przez rodzica niemieckiego. Dziecko ma teraz siedem lat i nie widuje się ze mną prawie wcale. Nie jest wychowywane dwujęzycznie - opowiadała pokrzywdzona matka.
Pierwszy wyrok zakazujący wychowania dwujęzycznego
- W moim przypadku w 2000 r. niemiecki sąd wydał chyba pierwszy w historii wyrok zakazujący wychowania dwujęzycznego. I odebrał mi prawa rodzicielskie - dodał Mirosław Kraszewski.
Sprawę zbada teraz Komisja Europejska. Jej przedstawiciel obecny na wczorajszym przesłuchaniu potwierdził - nie przesądzając sprawy ostatecznie - że w tych przypadkach mogło dojść do złamania praw podstawowych UE i prawa wspólnotowego.
Według trójki Polaków całe zło tkwi w Jugendamtach, niemieckich urzędach ds. dzieci i młodzieży. Działają one w każdym powiecie, mają dbać o dobro dziecka. Interweniują, gdy dzieci mają problemy z prawem, ale też wtedy, gdy rodzice je zaniedbują czy się nad nimi znęcają. W uzasadnionych przypadkach mogą odebrać rodzicom dzieci.
Jugendamty: "złodzieje dzieci"
Jugendamty bywają też krytykowane w Niemczech za zbyt radykalne działania, np. pochopne zabieranie dzieci rodzicom. Media czasem nazywają je "złodziejami dzieci".
W petycji, jaką do komisji wysłała Pokrzeptowicz-Meier, czytamy, że to instytucje ukształtowane w czasach III Rzeszy, niepodlegające niczyjej kontroli i mające olbrzymie kompetencje - mogą w każdej chwili zabrać dziecko rodzicom imigrantom. Polka pisze też, że Jugendamty dążą do przymusowej integracji dzieci oraz ich wynaradawiania, dlatego domaga się ich likwidacji.
- To nieprawda. Na każdy przykład złego potraktowania Polaków przez Jugendamt mogę podać kilkanaście, w których urząd doskonale Polakom pomógł - oponuje Łukasz Koterba, polski konsul w Hamburgu. Jugendamty pomagają m.in. dzieciom polskich imigrantów, którzy żyją w biedzie. Pomagają też ofiarom przemocy w rodzinie i molestowania seksualnego.
- Jugendamt nie zajmuje się rodzinami, w których wszystko jest w porządku. Wkracza wtedy, gdy dochodzi np. do prób porwania dziecka za granicę lub aktów przemocy w rodzinie - mówi "Gazecie" jeden z niemieckich urzędników rządowych, który badał sprawę.
Konrad Niklewicz, Bruksela, Bartosz T. Wieliński, Berlin, gazeta.pl
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...