28/01/2007 11:15:15
Nowa pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, wybrana zaledwie w listopadzie kandydatka opozycyjnej Platformy Obywatelskiej, spóźniła się ze złożeniem w terminie oświadczenia majątkowego swojego męża. Na spełnienie obowiązku miała 30 dni od wyboru, a dokument wpłynął do odpowiedniego urzędu o dwa dni za późno.
- Nawet w najsłodszych snach nie myśleliśmy, że sama strzeli sobie w głowę - triumfowali przedstawiciele rządzącej koalicji - zaciekli wrogowie pani Hanki. A mają powody do radości. Jeden z przepisów bowiem mówi, że spóźnialski kandydat za karę traci swój stołek.
- Ta pani nie jest już prezydentem Warszawy - jeszcze raz krzyknęło kierujące państwem Prawo i Sprawiedliwość. Czy oby nie za szybko?
Członkowie PiS-u tak się wieścią o wpadce Hanki uradowali, że zapomnieli, że inny przepis (jak to w Polsce) mówi zupełnie co innego i dla opieszałego samorządowca przewiduje tylko karę pieniężną.
No i się zaczęło. Na początku atmosferę zaczęła podgrzewać sama zainteresowana.
- Mojego urzędnika, który składał za mnie oświadczenie wprowadzono w błąd u PiS-owskiego wojewody. Powiedziano mu, że oświadczenie można składać w późniejszym terminie. - tłumaczyła się pierwszego dnia Hania. Następnego zmieniła front. Tym razem oświadczyła, że w innych jeszcze przepisach wyczytała, że wcale nie musiała składać rzeczonego świstka, a fakt, że to uczyniła wynika jedynie z jej nadgorliwości.
Ha, ha!!! - zawyło PiS. - Profesor prawa, a nie umie czytać ustaw - krzyczeli posłowie premiera Jarosława Kaczyńskiego (nie mylić z Lechem). Ten ostatni po kilku dniach ciszy zawyrokował, że Waltz nie jest prezydentem, bo złamała prawo. Wtórował mu szef ministerstwa spraw wewnętrznych Ludwik Dorn. - Trzeba zrobić nowe wybory - zawyrokowali wspólnie. I tu zaczyna się najśmieszniejsza część opowiastki.
Do boju w obronie maltretowanej politycznie Hanki ruszył jej partyjny szef Donald Tusk (nie mylić z kaczorem). - Nie będzie tak, że to premier decyduje, kto jest, a kto już nie jest prezydentem stolicy - rzekł Donald. Taaak, taaaak?!!! - wydawał się kipieć z wściekłości premier. Obaj panowie (których wzajemne stosunki da się porównać do tych, jakie tarantula żywi do owada tuż przed jego konsumpcją) najpierw zwyczajowo obrzucili się gównem, a chwilę później stwierdzili, ze po roku niewidzenia, mogliby by znów się spotkać, spojrzeć głęboko w oczy, a może nawet podać rękę i, z obrzydzeniem, bo z obrzydzeniem, przeprowadzić konwersację po polsku (Kaczyński innych języków ponoć nawet nie zna, wieć byłoby ciężko). Oficjalnie rozmowa miała dotyczyć pytania - robić ponowne wybory w Warszawie, czy nie robić?
Do spotkania doszło w piątek. Trwało ponad godzinę i ... Donald wyszedł z niego żywy, ale niczego w sprawie Hani nie wskórał. O tym, czy stolicę czekają kolejne wyborcze igrzyska chyba zadecyduje sąd, ale teraz nad Wisłą nikt jeszcze tego do końca nie wie, a już najbardziej sam sąd.
Pocieszające wydaje się to, że dwaj najbardziej nienawidzący się polscy politycy potrafią się jednak spotkać. Ba, nawet porozmawiać w jednym pomieszczeniu, w którym później nie trzeba ścierać krwi.
Jacek Różalski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Skup zlomu i metali scrap metal ...
07738821271NAJWIĘKSZY W LONDYNIESKUP METALI KOLOROWYCHPŁACIM...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...