26/01/2007 07:55:14
Powiadomienie prokuratury i reakcja samej prokuratury wynikały, oczywiście, z wewnętrznej i nieprzymuszonej woli przestrzegania prawa przez kierownictwo resortu. Znaczy, tak zapewne chciałoby to prezentować kierownictwo MSWiA.
Gdyby nie tragiczny wypadek dwojga policjantów cała sprawa skończyłaby się zapewne na kilku notatkach prasowych. O ile w ogóle media zechciałyby się schylić po tak banalny temat, jak nadużywanie stanowisk służbowych przez wysokich urzędników aparatu administracyjnego.
W rzeczywistości sprawa cała sprowadza się faktycznie wyłącznie do nadużycia stanowiska służbowego, a doszukiwanie się czy wręcz sugerowanie związków z tragicznym wypadkiem jest oczywistym nadużyciem.
Zastanawia tu dość dziwne postępowanie kierownictwa resortu. Najpierw sprzeczne, cząstkowe informacje i ukrywanie, lub zastanawiające pomijanie istotnych szczegółów. Potem, w miarę nagłaśniania przez media wieści o zdarzeniu, szef resortu, wicepremier Dorn dymisjonuje wysokiego urzędnika MSWiA i ten zostaje przeniesiony do Policji. Tu dopiero szef Policji wszczyna postępowanie dyscyplinarne i kieruje sprawę do prokuratury.
Dziwne jakieś sekwencje zdarzeń. Dlaczego minister Dorn nie zrobił od razu tego, co niezwłocznie wykonał szef Policji? Może nie było takiego zamiaru w ogóle, a dopiero pod naciskiem opinii publicznej zdecydowano się na wykonanie obowiązków wynikających z przepisów prawa?
Czy może był to kolejny wyraz permanentnej niechęci ministra Dorna do pociągania do odpowiedzialności służbowej i karnej swoich podwładnych, którzy bezceremonialnie łamią prawo i traktują instytucje publiczne jak prywatne folwarki? Czy może chodziło o to, by pozbyć się skompromitowanego urzędnika i niech się kto inny martwi, byle nie MSWiA?
Niedawno opisana została historia dochodzenia do wiedzy na temat innego wysokiego urzędnika w MSWiA, zastępcy dyrektora departamentu, Lidii Ostrowskiej. Przez pół roku szef resortu uniemożliwiał jednoznaczną identyfikację urzędnika, który w innej instytucji, pełniąc funkcję dyrektora generalnego w Urzędzie Transportu Kolejowego, dopuścił się nielegalnego zatrudnienia w urzędzie osoby spoza korpusu służby cywilnej.
Na dodatek na stanowisko „p.o.” dyrektora. Szerzej o tym w artykułach „My czyści, my przejrzyści” i „Wicepremier milczący” – dostępne w sieci.
Upór ministra Dorna w uniemożliwianiu uzyskania informacji publicznej dotyczyła w tej kwestii funkcjonariusza publicznego, podejrzewanego o identyczne postępowanie, jak w przypadku Tomasza Serafina.
W obu przypadkach zachodzi prawdopodobieństwo działania na szkodę interesu publicznego i nadużywania stanowiska dla celów prywatnych, to jest czyny określone w art. 231 kodeksu karnego. Przy czym ranga tych ewentualnych nadużyć, racjonalnie rzecz rozpatrując, zdaje się być znacznie wyższa na rzecz nielegalnego zatrudnienia.
W przypadku Tomasza Serafina mogła być to zwykła arogancja i głupota, oczywiście naganna i godna potępienia. Jednakże w przypadku Lidii Ostrowskiej rysować się może scenariusz o znacznie poważniejszym tle zdarzeń. Nie wyłączając czynów o charakterze korupcyjnym.
Tym bardziej, że w całość historii z wielu wątkami może być zamieszanych kilkunastu wysokich urzędników z kilku urzędów. Łącznie z poprzednim i obecnym Prezesem UTK oraz z Szefem Służby Cywilnej. Teraz, po zmianie przepisów, następcą prawnym z dobrodziejstwem inwentarza został Premier RP, Jarosław Kaczyński.
Skąd więc bierze się u wicepremiera Dorna taki opór przed ujawnianiem informacji w tym przypadku? Czas teraźniejszy użyto tu nieprzypadkowo. Bowiem po ustaleniu – w trakcie rozprawy w sądzie administracyjnym – tożsamości Lidii Ostrowskiej, pojawiły się w związku z tym kolejne pytania. Skąd i w jaki sposób Lidia Ostrowska znalazła się na stanowisku kierowniczym w MSWiA, po rozwiązaniu z nią umowy i odejściu z Urzędu Transportu Kolejowego?
Zestaw pytań w tej kwestii leżakuje już w MSWiA od miesiąca, a wicepremier Ludwik Dorn znów nabrał wody w usta. Po raz kolejny wystosowano ostrzeżenie o skierowaniu skargi do sądu administracyjnego. Minister milczy nadal.
Mamy zatem taką oto sytuację: Wobec jednego urzędnika wysokiego szczebla z MSWiA oraz komendanta posterunku, media wszczynają rwetes na cały kraj i na skutek tego w tempie ekspresowym rusza postępowanie dyscyplinarne i karne.
W drugim przypadku, a rzecz również dotyczy art. 231 kodeksu karnego, wobec urzędnika wysokiego szczebla, ale i – niewykluczone – że kilkunastu innych, zapada głuche milczenie oraz bezprawne uchylanie się od udzielania informacji publicznej.
W obu przypadkach chodzi o nadużycie stanowiska w sensie niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień ze szkodą dla interesu publicznego.
Jaką logiką kieruje się tu wicepremier Ludwik Dorn, decydując się przy tym na łamanie przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej, a nadto na niedopełnienie ciążącego nań obowiązku wyjaśnienia sprawy w związku z możliwymi nadużyciami przez innych urzędników wysokich szczebli?
Czy chodzi może o to, że zarówno charakter możliwego łamania prawa, jak i ewentualny krąg wysokich urzędników państwowych okazałyby się niewspółmiernie większe, niż w przypadku radiowozu przerobionego na taksówkę?
A może sednem sprawy jest to, że konieczność prawnych działań zostaje wymuszona dopiero po ujawnianiu przez media jakichś historii? Podobne odczucia pojawiają się w wielu przypadkach, jak choćby w sprawie Włoszczowej, gdzie doszło do samosądu na skutek niedopełnienia przez policjantów ich obowiązków służbowych.
Sekwencje zdarzeń zdają się wykazywać niezmiennie ten sam szablon. Najpierw media ujawniają coś, potem budzi się prawo. Przy czym media też działają z jakąś mało pojętą logiką, bowiem nie bardzo wiadomo, jakimi kryteriami się kierują, ujawniając jedne sprawy a przemilczając inne. Nierzadko o znacznie większym ciężarze gatunkowym.
Nagłaśnianie zdarzeń, z którymi związane są w jakiś sposób tragiczne skutki niedopełniania obowiązków służbowych, jest zrozumiałe. Jednakże należy przy tym pamiętać, że są to skutki, a nie przyczyny. Tymczasem nikt jakoś nie porusza wątków zmierzających do wyjaśnienia, skąd piętnowany urzędnik w ogóle się wziął. Kto go zatrudnił, kto awansował, jakimi sposobami i jakimi drogami oraz dlaczego znalazł się tu, gdzie nastąpił tragiczny finał.
Tym bardziej dziwi, na tle tych nagłaśnianych pojedynczych historii w kontekście sprawnego działania wymiaru sprawiedliwości, że dziesiątki i setki spraw o podobnym podłożu – wykorzystywania stanowiska służbowych dla celów prywatnych – albo pojawiają się niczym meteor, przez mgnienie kadru, albo w ogóle pozostają nietknięte. Ani przez media, ani tym bardziej przez organa władzy. Mimo wiedzy na ten temat.
Gdzieś tam podobno błąkają się różne programy i pragmatyki pod nazwą prewencji i zapobiegania. W propagowaniu takowych bierze udział, oczywiście, władza i niezmiennie media.
Dlaczego jednak tylko w propagowaniu?
Witold Filipowicz
Warszawa, styczeń 2007 r.
mifin@wp.pl
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Skup metali kolorowych 0773882127...
Skup metali kolorowych i stali.Działamy na terenie całego Lo...
Skup zlomu i metali scrap metal ...
07738821271NAJWIĘKSZY W LONDYNIESKUP METALI KOLOROWYCHPŁACIM...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...