MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

06/01/2007 23:21:15

Polak w hrabstwie sadów

Św. Patryk błogosławi dosadnie    Na świecie znana jest miłość Irlandczyków do ziemniaków, ale mało kto wie, że Irlandia jest też ogromnym „jabłkowym zagłębiem”. To tutaj powstają najlepsze marki piwa jabłkowego – typu Cider. Co roku, sezon jabłkowy przyciąga tutaj nawet tysiące pracowników, głównie Polaków i Litwinów.

I tutaj rodzą się małe legendy, bo jak kogoś nie nazwać legendą, jeżeli w ciągu dnia potrafi sam zerwać 5 ton jabłek. Hrabstwo Armagh, nazywane „hrabstwem sadów” to prawdziwe „jabłkowe królestwo”. Na przełomie września i października tutejsze sady rodzą setki tysięcy ton jabłek. Kto wie, może za ten urodzaj odpowiada święty Patryk, którego duch unosi się nad całym County Armagh i dlatego  jabłonie owocują jak w żadnym innym hrabstwie?

Zaczyna się zazwyczaj od niewinnej deklaracji... wyjeżdżam na miesiąc, na sezon jabłkowy. Dla niektórych jednak jabłka to początek dłuższego pobytu, wiele osób po zasmakowaniu owocu „korzyści”, decyduje się na dłuższy pobyt. Historię Adama i Ewy znają chyba wszyscy. W czasie sezonu jabłkowego w Irlandii Północnej nikt nie zamierza wyganiać dobrych pracowników bo i to nie Raj, jednak zarobki przy zbieraniu jabłek są nieporównywalnie wyższe, niż w Polsce. Przeważnie pracuje się w systemie akordowym, według starej zasady „ile przepracujesz, tyle masz”. System ten jest korzystny dla pracodawców, bo każdy pracownik stara się pracować jak najbardziej efektywnie, ale przy dobrej motywacji zbieracz też potrafi zarobić znacznie więcej, niż przy stawce na godzinę.

 

 

Metodologia zrywania jabłek

  

Większość osób uważa, że zrywanie jabłek to „żadna filozofia”. Złośliwi podkreślają, że do zbierania jabłek nie potrzeba żadnych specjalnych kwalifikacji, że jabłka może zbierać „byle kto”. Grubo się jednak mylą, zwłaszcza Ci, którzy nigdy nie spróbowali „jabłkowego rzemiosła”. Doświadczeni zbieracze twierdzą, że potrzebny jest dobry system i żelazna konsekwencja. Tylko najlepsi technicznie zbierają ponad 4 tony jabłek dziennie. Każdą jabłoń najlepiej obrywać dokładnie naokoło, najpierw z dołu, później z góry (najlepiej zgodnie ze wskazówkami zegara - żartują niektórzy zbieracze). Ma to duże znaczenie, zwłaszcza przy wysokich drzewkach, gdzie potrzebna jest drabina. Im dokładniej zerwiemy jabłka dookoła, tym mniej będziemy musieli wracać i zmagać się z drabiną – mówi Zbyszek, dla którego to już drugi sezon na jabłkach. Następnie obrywa się środek drzewa. Trzeba też dokładnie zaglądać pod „sukienkę” jabłoni, żeby nie opuścić żadnego jabłka – dodaje z uśmiechem Zbyszek.

 Ogromnie ważne jest, żeby nie uszkodzić żadnego owocu. Gdy chwycimy jabłko za mocno, na zielonej skórce robią się odciski, bardzo nieporządane w oczach farmerów. Najbardziej konsekwentni bez problemu zbierają dziennie po trzy tony jabłek. Jeżeli ktoś potrafi zebrać dwie tony, jest to już przyzwoity wynik. Najwięcej satysfakcji przynoszą młode sady, pełne niskich drzewek i dorodnych owoców, tam łatwiej postarać się o dobry wynik. Rekord tego sezonu należy do Zbyszka, który w ciągu jedenastu godzin wypełnił jabłkami czternaście drewnianych skrzyń (około 5 ton). Ogromny wysiłek w znacznym stopniu rekompensowały zarobione 112,00 GBP  i słowa uznania od szefa. Na drugi dzień Zbyszek musiał się pogodzić z o wiele mniejszą dniówką i wyjątkowo ciężkimi mięśniami.

                                          

 

Zjednoczeni w celu

                                                                                                                                                                                                      

Sezon jabłkowy zaczyna się  na początku września i czasami trwa nawet do końca października. Jabłka zaczyna się zrywać wcześnie rano, w październiku tuż po wschodzie słońca na owocach widać jeszcze zjawiskową rosę. Pracuje się do godziny 19.00, gdy zaczyna już zmierzchać. Od rana wielu Polaków przeczesuje hektary sadów. W jednym sadzie obok siebie pracuje rzeźnik, budowlaniec, rolnik, ochroniarz, są też studenci rozmaitych kierunków. Wszyscy zjednoczeni w celu, by zerwać jak najwięcej jabłek.

Najmniejszą jednostką zbieraczy jabłek jest „basket”. To do niego każdy zbieracz delikatnie wkłada zerwane jabłka. Wystarczy przełożyć szelki przez ramiona, by mieć pojemnik przed sobą, na klatce piersiowej, wtedy dwie ręce są wolne i aż rwą się do pracy – mówi Józef, w Polsce pracujący na PKP. Gdy „basket” jest pełny, zbieracz mknie do drewnianej skrzyni (pojemność ok. 330 kilogramów) i zawartość jabłek wsypuje delikatnie do środka. Taką skrzynię wypełnia się w zależności od sprawności pracownika i warunków w sadzie (wielkość drzew i jabłek) od 40 minut, nawet do 2 godzin. Farmerzy płacą od 8,00 do 10,00 funtów za pełną skrzynię jabłek. Niestety zdarzają się też nieuczciwi pośrednicy, którzy inkasują od farmerów 10,00 funtów, a pracownikom płacą tylko sześć szterlingów.

 

 

Niebezpieczeństwa i niewygody

 

            Zbieranie jabłek jest czasami bardzo niebezpiecznym zajęciem. Nietrudno wpaść w gęste ramiona jabłonki, gdy drabina jest źle ustawiona. Czasami jabłonki są jeszcze mniej gościnne i zrzucają prosto na twardą ziemię. Jeżeli nic się nie stało, kończy się na kilku siarczystych przekleństwach i wraca się na drabinę. Jabłka z ziemi, często uszkodzone lub nadgnite zbieramy do osobnych skrzyni. Nie wszyscy przepadają za tą częścią pracy. Trzeba się  bardzo dużo schylać. Ale są też tacy, którzy uzbroili się w nakolanniki. Oni zbierają popularne spady znacznie szybciej. Z pewnością na komfort pracy nie wpływają też liczne „skorki”. Owady te często zakładają gniazda tuż przy ogonku jabłka. Podobno nie ma zrywacza jabłek, który przy najmniejszym swędzeniu nerwowo nie bada ręką swojego ucha, w nadziei szybkiego strącenia insekta. Ale to właśnie „skorki” przyciągają do sadów malutkie ptaki z czerwonymi brzuszkami. Dla Robina, irlandzkiego wróbelka, strącony przez zrywacza robak to wyśmienity posiłek. Płochliwe ptaki zawsze odwdzięczają się przecudnym śpiewem.    

            Najstarsze sady mają nawet ponad 100 lat. Nie zawsze dba się o nie jak o młode, niskie, intensywnie owocujące drzewa. Leciwe jabłonki, często naznaczone zarazą prezentują całą galerię dziwnych, pokręconych gałęzi. Tuż przed zmrokiem drzewa wyglądają naprawdę mrocznie. Nietrudno o zadrapania i skaleczenia w takim sadzie, toteż za pracę w tak niecodziennych warunkach, wielu farmerów płaci nawet o dwa funty więcej. Należy też wspomnieć o tym, że październik w Irlandii jest dosyć deszczowym miesiącem. Tak więc, oprócz dużej cierpliwości, pracownik obowiązkowo musi uzbroić się w nieprzemakalne kapoty oraz gumowe obuwie. Tylko wtajemniczeni wiedzą jak stopy znoszą ponad miesięczny romans z gumowym tworzywem.

 

 

Najważniejsze są jabłka...

 

            Farmer Cecil to naprawdę bardzo uczciwy i miły człowiek. Jego farma mieści się w Loughall, w hrabstwie Armagh. O Loughall mówi się, że nie ma tu nic poza jabłkami i zielonymi pastwiskami. Szef w gumowym obuwiu, traktuje wszystkich pracowników bardzo dobrze, jest niezwykle wyrozumiały. Stara się pomagać i zapewnić jak najlepsze warunki, zarówno zakwaterowania, jak i pracy. Pieniądze wypłaca regularnie, co tydzień. Oprócz jabłek, jego rodzina posiada ponad 100 krów. Cecil jest człowiekiem bardzo religijnym, protestantem, ale nikomu nie stara się forsować swoich poglądów na religię, najważniejsze przecież są jabłka.

            O to, żeby pracownicy mieli w pełnej gotowości puste skrzynie do wypełnienia, dba leciwy i pogodny Irlandczyk. Wieści głoszą, że kiedyś w ciągu 12 godzin sam zrywał 6 ton jabłek. Wszyscy darzą go ogromnym szacunkiem, również za niesamowite poczucie humoru. 

            Pracownicy zakwaterowani są w dosyć funkcjonalnych przyczepach kempingowych. W środku jest wszystko to, co potrzebne do życia: lodówka, pralka, prysznic, czajnik, a nawet telewizor z odtwarzaczem wideo. Farmer zadbał też o inne, małe rozrywki dla pracowników. W weekend dla odprężenia można zagrać w tenisa stołowego, lotki, czy pojeździć na rowerze. Jest też czas na telefon do domu lub napisanie listu.

 

 

Biskup w sadzie, czyli jak przełamywać językowe bariery

 

            Motywacja dla wszystkich pracowników jest zawsze taka sama – pieniążki, ale choć trudno w to uwierzyć, niektórym po prostu odpowiada zbieranie jabłek. Marcin, informatyk z Warszawy traktuje wyjazd na jabłka, jako formę oderwania się od zgiełku i natłoku codziennych prac w Polsce. Dawid, który w Polsce pracuje w laboratorium fotograficznym przyznaje, że przyjechał tu zrobić kilka dobrych zdjęć. Dla niektórych wizyta w Irlandii jest okazją do zwiedzania zielonej wyspy, inni chcą trochę podszkolić, lub oswoić się z językiem angielskim.

O tym, jak można przełamywać bariery językowe przekonał się Wojtek. Student filologii polskiej przypomina sobie zabawną anegdotę. Jeden z farmerów entuzjastycznie zapowiedział mu przyjazd pewnego pracownika. Bisiop, Bisiop – powtarzał z radością, niestety wzrok Wojtka uciekał, szukając jakiejś podpowiedzi. Bishop? – zapytał niepewnie, wszak wiedział, że farmer jest osobą religijną, ale żeby na farmę przyjeżdżał biskup? Not Bishop, Bisiop, Bisiop – powtarzał,  niestety nadal bez zrozumienia. Gdy jednak na drugi dzień pojawił się... Zbyszek, wszystko było jasne. Przeliterowanie nazwiska pomogło połowicznie, część farmerów wypowiadało trudne, polskie imię... Sebyszek.

 

 

Best pickers in the world

 

            W młodszych klasach nauczyciele często stosują ćwiczenie, nazywane „zbieraniem jabłek”. Jest to ćwiczenie rozluźniająco-relaksujące. Nogi w lekkim rozkroku, ręce zwisają i lekko się huśtają. Następnie wyciągamy prawą rękę wysoko do góry, żeby zerwać jabłko. Jabłko jest na tyle wysoko, że trzeba oderwać lewą stopę od ziemi. Po kilkunastu sekundach przestajemy, wracając do stanu rozluźnienia. Prawdziwe zbieranie jabłek nie ma nic wspólnego z odprężeniem, praca jest naprawdę ciężka i zamiast odprężać, nadweręża niektóre mięśnie. Zwłaszcza, że Polacy są bardzo ambitnymi pracownikami i nie lubią za nikim pozostawać w tyle. Niezdrowa rywalizacja i podkradanie jabłek ze ścieżki sąsiada, też czasami niestety ma miejsce. Narwańcy – żartobliwie, mówią o sobie Polacy zbierający jabłka. Ale renoma, jaką Polacy zdobyli wśród farmerów z Irlandii Północnej jest niepodważalna. Can’t find the better pickers – mówi Noel, jeden z właścicieli sadów.

 

Wojciech Beśka

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska