05/01/2007 07:48:59
Wszystko zaczęło się tuż po wojnie – wspomina Danuta Marszałek, kierownik Klubu. Jak dodaje, do Kidderminster i jego okolic wyemigrowało wówczas nawet kilkuset Polaków. Weterani wojenni za zebrane pieniądze bardzo szybko kupili małą nieruchomość przy St. George’s Terrace. - Warunki były spartańskie. Ale wtedy nikomu to nie przeszkadzało. Mieliśmy tam namiastkę polskości – dodaje pani Danuta.
Skromny klub w ciągu następnych kilku lat udało się rozbudować. Znaleźli się chętni do nauki języka polskiego. W niedzielnej szkółce uczestniczyło nawet kilkadziesięcioro dzieci. Przez wiele lat Klub funkcjonował bardzo dobrze. Ludzie jednak starzeją się i umierają. Powojenna emigracja powoli kurczyła się, a następne pokolenia nie chciały tak chętnie kontynuować tradycji. - Najgorzej było w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – ocenia Danuta Marszałek. Wszystko zmieniło się przed kilkoma laty. Do Anglii napłynęła nowa fala emigracyjna. Szacuje się, że dzisiaj w okolicach Kidderminster żyje ponad dwa tys. Polaków. Elżbieta Chryń, na co dzień mieszkająca w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów Stoubrigde przyznaje, że nowi ludzie bardzo ożywili Klub. Aneta Piotrowska swojego ośmioletniego syna Łukasza do angielskiej szkoły wysłała tuż po przylocie do Anglii. – W domu ćwiczyliśmy na starych podręcznikach z Polski. Ale było to bardzo trudne, bo nie mam przygotowania pedagogicznego. A fachowa pomoc jest nieoceniona, zwłaszcza w nauce dzieci.
Wtedy pojawił się pomysł wskrzeszenia po kilkudziesięciu latach, szkółki z ojczystym językiem. Pani Aneta odwiedziła wszystkich znajomych z dziećmi. – Znaleźliśmy też młodą nauczycielkę z Polski. Szkółka ruszyła od czwórki dziewcząt – wspomina z dumą jedna z inicjatorek. Joanna Markiewicz, sekretarz Polskiej Placówki Kulturalno-Edukacyjnej w Kidderminster dodaje, że gdy przed miesiącem wznowiono zajęcia, przez próg Klubu przewinęło się dwadzieścioro troje dzieci. To dowód, że trud się opłacił. Szkoła, jak zapewniają jej inicjatorzy, spełnia nie tylko oczekiwania edukacyjne. - Przede wszystkim integruje środowisko żyjących tu Polaków – dodaje pani Joanna. Dzieci mają fachową opiekę pedagogiczną.
Zajęcia prowadzą dwie nauczycielki, które tak jak wielu młodych Polaków, przybyły do Anglii, zarobić na lepszą przyszłość. Polonistka Marzena Sówka mówi, że w ten sposób nadrabia zaległości pedagogiczne, bo na życie zarabia pracując fizycznie. Szkołę finansują sami rodzice, płacąc symbolicznego funta za każdą lekcję. O spore wsparcie postarał się też konsul honorowy, który namówił do finansowania kosztów administracyjnych władze miasta Kidderminster. Funkcjonowanie szkoły dobrze oceniają rodzice uczniów. Ewę Wojciuk, matkę ośmioletniej Oli, cieszy przede wszystkim żywy kontakt z językiem. – Córka na co dzień uczy się w szkole angielskiej. W domu rozmawiamy w języku ojczystym, ale najlepiej wiedzę wchłania się przebywając wśród rówieśników. Podobnie sądzi Jakub Ochowicz, ojciec siedmioletniego chłopca. – Hubert podczas zabawy z angielskimi rówieśnikami chętniej mówi w języku swoich rodziców – dziwi się młody ojciec.
Artur Kieruzal
5 listopad '07
Andrew_Bird napisał:
profil | IP logowane
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...