MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

02/01/2007 00:16:18

To był rok … 2006

Zaczął się ofensywą medialną premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Najsympatyczniejszy polityk Prawa i Sprawiedliwości stał się lokomotywą, która napędziła rządzącej Polską partii więcej zwolenników niż cały program budowy IV RP. Gdzie się Marcienkiewicz nie pojawił, tam zaraz było kilka stacji telewizyjnych, kilkanaście radiowych i cała wataha dziennikarzy.

Premier grał z dziećmi w piłkę, całował po rączkach panie, tańczył na studniówce poloneza i wszędzie rozdawał uśmiechy. Słupki w sondażach pięły się w górę jak oszalałe. Niektórzy tylko pytali, kiedy premier ma czas na samo rządzenie Polską, skoro tyle czasu zajmuje mu promowanie własnej osoby.

Sympatii szef rządu nie stracił nawet wtedy, gdy w maju przyjął do rządu Andrzeja Leppera i Romana Giertycha. Obaj koalicjanci już jako wicepremierzy od rolnictwa ha, ha i od edukacji ha, ha, ha, ha ;-) od razu ruszyli do mizdrzenia się do obiektywów. Im słupki ani drgnęły. Widać z tego, że do zdobycia serc Lechitów nie wystarczy zdobyta w solarium opalenizna szefa Samoobrony ani ponadprzeciętny wzrost wodza LPR. Czar Kazimierza do dziś pozostaje niezrównany.

 

Za to z budową kolejnej Rzeczypospolitej jakoś nie wyszło. Bracia Kaczyńscy stają na głowach, aby zmiany w jakości rządzenia aż kłuły Polaków po oczach, ale tuż po zwycięstwie jakby zapomnieli o haśle IV RP. Jak by się zaczęli z niego wycofywać, bo ostatnio mówią, że ta III nie była wcale taka do luftu. Ciekawe skąd ta zmiana? Może sami doszli do wniosku, że z tą numeryczną metamorfozą trochę przegięli. Bo jak tu porównywać początek ich wyśnionej Polski do narodzin II RP powstałej po 123 latach zaborów albo do III, która nastała w 1989 r. po upadku komuny. Bliźniacy musieli pójść po rozum do głowy i stwierdzić, że samo zagarnięcie przez nich władzy to jeszcze za mało, aby można było mówić o historycznej zmianie. Dobrze późno niż za późno. O tym, czy kiedykolwiek nastanie IV Rzeczpospolita niech jednak zadecyduje historia, a nie najszczytniejsze nawet deklaracje i chęci polityków.

 

 

Nawet takich jak Lepper, który zaraz po zatopieniu się w rządowych fotelach i limuzynach głosił, że koalicja PiS-Samoobrona-LPR na mur przetrwa 4 lata. Opalony na mulata wicepremier krążył samolotami po Polsce i pochylał się nad losem rolników doświadczonych przez suszę. Zapewniał też przed kamerami, że ma takie, ho ho, znajomości w Moskwie, że ta od razu zniesie nałożone na polskie mięso embargo (do dziś nie zniosła).

Jakiż był szok Leppera, gdy we wrześniu nowy już szef rządu Jarosław Kaczyński z hukiem wyrzucił go z ministerialnych gabinetów, które on tak kocha. Nie ważne o co poszło. Ledwie po miesiącu koalicja znów się odrodziła. Lepper na nowo był wice i jak wyuczony w przedszkolu wierszyk deklarował, że tym razem, to już ho, ho, do końca przetrwają. Tak im dopomóż Bóg.

 

Podobnych do lepperowych waniek-wstaniek było co niemiara. Marcinkiewicz na przykład w styczniu powołał do swego jeszcze rządu speca od finansów, czyli Zytę Gilowską, a w czerwcu ją wywalił, by pani Zycia wyjaśniła, czy była współpracownikiem SB za PRL-u, czy nie. Gdy nastał premier Kaczyński Zyta wróciła.

 

Największe halo było jednak z samym „najpopularniejszym”. Uwielbienie do Kazimierza tak zaczęło w połowie roku doskwierać Kaczyńskiemu (prawie 40-stopniowe upały wydały się przy tym igraszką), że prezes PiS-u postanowił wysadzić Kazia z siodło. Stało się to zaraz po tym, gdy Marcinkiewicz spotkał się w Sopocie z największym wrogiem braci Kaczyńskich – przywódcą opozycyjnej Platformy Obywatelskiej Donaldem Tuskiem. Chwilę po rozmowie z Doniem Kazik nie był już premierem. Na otarcie łez dostał od swojego prezesa nową posadę – został p.o.prezydenta Warszawy. I byłby nim całą gębą, gdyby nie przerżnął wrześniowych wyborów samorządowych, w których dostał manto od kandydatki PO Hanny Gronkiewicz-Waltz. A Polakom śmiać się chciało, gdy ich idol po dymisji dziękował swemu szefowi za miłą współpracę. Widać taki to już los polityków drugiego szeregu, których szef partii czyni premierami. Jak się narażą, nie dość, że muszą grzecznie ustąpić, to jeszcze za wyrzucenie z posady pięknie podziękować.

 

Jakie to jednak ma znaczenie wobec dwóch największych afer 2006 roku. Obie z towarystwem z Samoobrony w rolach głównych. We wrześniu telewizja TVN pokazała „taśmy prawdy”. Na nich czołowa posłanka partii Andrzeja Leppera Renata Beger była „politycznie korumpowana” przez dwóch polityków PiS. Wybuchła afera, która omal nie zakończyła się upadkiem rządu. Ledwo przygasła, a w grudniu inny człowiek rzeczonego Leppera, poseł Samoobrony Stanisław Łyżwiński okazał się nadpobudliwym samcem, który za pracę w partii kazał zatrudnianym tam niewiastom płacić sobie w naturze. I to bynajmniej nie płodami rolnymi, tylko cielesnymi. Możliwe że na sumieniu ma też coś sam Lepper. Jeśli tak, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby za jakiś czas z wicepremierowaniewm pożegnał się po raz drugi. Może do trzech razy sztuka?

 

No, ale 2006 nie był dla nas taki w sumie taki najgorszy. Prezydent i premier Kaczyńscy mówią nawet, że był absolutnie The Best. Mimo kłótni i momentami żenującej niekompetencji rządzących, jakoś sobie radzimy. Nie tylko w kraju. Na obczyźnie już prawie 2 miliony najświeższych emigrantów udowadnia, że Polak potrafi. A czy ktoś śmiałby w to wątpić?

 

Jacek Różalski

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska