26/11/2006 12:10:24
46-letnia Nita Bowers, jest z zawodu grafikiem. Postanowiła jednak zainwestować. Nieduże mieszkanie, które kupiła za 215.000 funtów, w dość dobrej dzielnicy Londynu, chciała dać w wynajem zaraz po skończeniu remontu. Jakże duże było jej zdziwienie, kiedy któregoś dnia postanowiła sprawdzić, jak sobie radzą jej polscy fachowcy.
Klucze nie pasowały do zamków, a na drzwiach wywieszona była kartka z napisaną łamaną angielszczyzną informacją, że zgodnie z prawem to mieszkanie jest teraz squatem, a jego lokatorów można usunąć jedynie po orzeczeniu sądu. Nita Bowers nie wierzyła własnym oczom. Zadzwoniła na policję, ale funkcjonariusze stwierdzili, że to nie jest sprawa dla nich, tylko dla prawników. Zupełnie zdezorientowana Angielka musiała dowieść przed sądem, że do mieszkania, za które spłaca dwa kredyty, ma większe prawa, niż dwóch Polaków, którzy w zupełnie dla niej niepojęty sposób rozgościli się na dobre w cudzej nieruchomości.
„The Times”, który opisał całą historię, przytacza słowa zdesperowanej kobiety. –„Powiedziałam im, że to nie jest ich mieszkanie marzeń, ale moje, ale oni zatrzasnęli mi drzwi przed nosem. Ta moja pierwsza inwestycja w nieruchomość, którą kupiłam, by ją potem wynajmować, obróciła się w prawdziwy koszmar. Nie mogłam uwierzyć, że ludzie mogą przyjść i zamieszkać w czyimś domu. Gdzie jest sprawiedliwość?” – Nita Bowers pytała z rozżaleniem dziennikarza „The Times”.
Uzyskanie sądowego nakazu ewikcji Polaków zajęło właścicielce mieszkania miesiąc, ale jej „fachowcy” i tak nie ruszyli się z miejsca. Poskutkował dopiero drugi nakaz. Dzicy lokatorzy odeszli, zastawiając po sobie zniszczoną jedną ścianę i popsutą kuchenkę mikrofalową oraz strasząc właścicielkę, że wrócą i zdewastują mieszkanie. Nawet jeśli nie spełnią swojej groźby, to i tak zszargali nerwy przerażonej kobiety, która ni stąd ni zowąd, znalazła się w samym środku zupełnie absurdalnej sytuacji.
„Mam nadzieję, że już się tu nie pojawią i że nigdy już nie usłyszę o polskich budowlańcach” – denerwuje się Nita Bowers. – „Dziwne jest to, że widziano tych mężczyzn, jak jeżdżą BMW. Jeżeli mają samochód tej klasy, powinno ich być również stać na wynajęcie mieszkania.”
***
Kiedy w małym, zadbanym Wendel Park w zachodnim Londynie pojawiły się tabliczki oznajmiające tylko w języku polskim, że w parku nie należy załatwiać swoich potrzeb fizjologicznych – czułem wstyd. Wstydzę się często w pociągu, kiedy ludzie mówiący tym samym językiem, co ja, tyranizują wszystkich dookoła swoją zgiełkliwą wulgarnością. Wstydzę się, kiedy tak często spotykam się z rodakami głoszącymi bez skrępowania swoje rasistowskie „mądrości”. Wstydzę się, kiedy widzę drobnych cwaniaczków o mentalności PRL-owskich cinkciarzy, którzy własną głupotę i nieuczciwość uznając za spryt, zakorzeniają na wyspie swój byle jaki sposób na życie. Niedawno „Metro” zamieściło informację o Polaku, który chodząc po ulicach, łapał napotkane kobiety za piersi i pośladki. Przed sądem wyraził zdziwienie, że został zatrzymany, bo jak twierdził, w jego kraju podobne zachowanie wobec kobiet jest powszechnie aprobowane... Tacy ludzie okradają mnie z szacunku do wielu moich rodaków, okradają mnie również z części mojej polskości. Nie należy jednak przybierać jedynie kontestującej pozy. Siła drobnych, wulgarnych, byle jakich cwaniaczków tkwi niestety w tym, co można określić mianem polskiej zbiorowej mentalności - podatnym gruncie dla ich rozkwitu. Karierę Nikodema Dyzmy Dołęga-Mostowicz napisał jeszcze w przedwojennej Polsce i niewiele się zmieniło. Trzeba więc z uporem maniaka drobnych cwaniaczków tępić: w pociągu, wśród znajomych, w kościelnej ławce nawet – bo oni są naprawdę prawie wszędzie.
Szymon Gurbin
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...