20/11/2006 20:46:38
- Nie potrzebujemy rozgłosu. Względy bezpieczeństwa - tłumaczy konfidencjonalnie jeden z pilnujących korytarzy na prezydenckim piętrze członków ochrony głowy państwa. Tuż przed prezydentem do apartamentu, w którym ma się odbyć spotkanie wtacza się chmara dziennikarzy.
Herbatka zamiast parady
Dziennikarze od rana jeżdżą za Lechem Kaczyńskim specjalnym autobusem. Byli już pod pałacem Buckingham, gdzie, jak podkreślają agencje, mimo bólów pleców, z powodu których monarchini odwoływała już ostatnio spotkania, królowa brytyjska podjęła prezydenta herbatą. Nie było, niestety, jak w przypadku wizyt wcześniejszych prezydentów RP - Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego - wspólnego przejazdu karocą wśród wiwatujących wzdłuż alei The Mall tłumów. Prezydentowi nie udało się również wręczyć koronowanej głowie przygotowanego dla niej prezentu, gdyż nie wypadało wprawiać królowej w zakłopotanie, gdy ta nie wręczyła żadnego, chociaż według protokołu mogła. Była to jedynie „audiencja prywatna”, a nie „oficjalna wizyta państwowa”, na które głowa Zjednoczonego Królestwa zaprasza osobiście z co najmniej rocznym wyprzedzeniem i nie może ich odebrać więcej niż dwie w ciągu roku. Dziennikarze byli również pod siedzibą brytyjskiego premiera na Downing Street. Tam polskiemu prezydentowi udało się wręczyć szefowi brytyjskiego rządu Tony’emu Blairowi prezent w postaci swojej akceptacji dla zwiększenia kontyngentu polskiej misji pokojowej w Afganistanie oraz przedłużenia jej co najmniej do października przyszłego roku. Tony Blair odwdzięczył się powtarzając swoje komplementy pod adresem przydatności najnowszej polskiej imigracji na Wyspach. Rozmawiali jednak przede wszystkim o bezpieczeństwie energetycznym Europy i o tym, że Unia Europejska powinna mieć wspólną politykę w tej akurat sprawie, żeby nie było więcej takich przypadków jak zbytnie zbliżenie energetyczne Rosji i Niemiec za pomocą Gazociągu Północnego, który ma bezczelnie ominąć terytorium Polski. W innych jednak kwestiach polityka europejska nie musi być aż tak bardzo wspólna i nie powinno powstać na Starym Kontynencie jedno „superpańtwo” - o tych swoich zapatrywaniach geopolitycznych poinformował prezydent Lech Kaczyński.
Pod drzwiami
Gorąca kawa, gorącą kawą, jednak dziennikarze w apartamencie hotelu „Dorchester” zaczynają niecierpliwić się spóźnieniem prezydenta. Mikrofony już wycelowane, fotel, w którym zasiądzie głowa państwa, już wysiedziany przez dziennikarza telewizyjnego, a na którym kamerzysta regulował ustawienia sprzętu, kolana fotoreporterów klęczących u stóp prezydenckiego tronu ścierpnięte w oczekiwaniu na najlepsze ujęcie. Zastanawiają się złośliwie, czy poduszka ułożona na siedzisku jest specjalnie dla podwyższenia majestatu. Prezydent w pokoju obok udziela wywiadu brytyjskiej BBC. - Może można coś podsłuchać - zastanawia się jeden z przedstawicieli prasy, kręcąc się nerwowo pod drzwiami pomieszczenia. - Proszę ich ponaglić, w przeciwnym razie nigdy nie skończą - niecierpliwi się inny. - Dobrze, ale wtedy pan znajdzie mi nową pracę - odparowuje jeden z członków świty prezydenta.
Lustracja przed abolicją
Ale oto i prezydent pojawia się w drzwiach apartamentu, w którym czekają na niego przedstawiciele polonijnych mediów. Strzelają flesze aparatów. Niestety, spotkanie będzie krótsze niż zakładano, bo wywiad dla brytyjskiej stacji się przedłużył. - Czy podpisze pan ustawę lustracyjną? - pada pierwsze pytanie. Prezydent jest najwyraźniej ukontentowany zagadnieniem. To jego ulubiony i dobrze opracowany temat. Mógł spodziewać się zapytań dużo mniej wygodnych. - Nie podjąłem jeszcze decyzji i będę słuchał różnych argumentów. Jeżeli podpiszę, to wraz z wnioskiem o doprecyzowanie niektórych kwestii i własnymi sugestiami zmian - odpowiada głosem spokojnym i opanowanym, w tempie leniwym nawet, rzec by można, i z równowagi nie wyprowadza go nawet nagranie rozmowy dwóch takich, co ukradli księżyc, ustawione jako dzwonek telefonu jednego z dowcipnych redaktorów. - Kto zadał to pytanie? Kogo to obchodzi, zwłaszcza tu, w Wielkiej Brytanii? Można je było zadać gdziekolwiek indziej! - denerwują się reporterzy przedłużającym się wyliczaniem przez prezydenta argumentów „przeciw, a nawet za” ustawą lustracyjną. Nikt jednak nie śmie przerwać monologu. Wreszcie na pytania dotyczące „tu i teraz” czasu pozostaje niewiele. Że ustawa o zakazie podwójnego opodatkowania wejdzie wreszcie w życie z początkiem 2007 roku, to wiemy. Ale co z abolicją podatkową za lata 2005-2006? Czy, jeżeli polskie pokojówki pracujące chociażby w hotelu, w którym trwa spotkanie, zechciałyby wrócić do kraju, to fiskus je zrujnuje? - To sprawa dla rządu - umywa ręce prezydent. W jego oczach emigracja młodych Polaków za granicę nie wydaje się problemem. Cieszy go, że mogą korzystać z prawa do pracy w innych krajach Unii Europejskiej wywalczonego z takim poświęceniem. To według niego w tej chwili żadna szkoda dla kraju. - O ile wrócą - dodaje na odchodnym i zawiesza głos, jakby jego samego nagle zastanowiła ta kwestia.
„Daily Mail” - Nieudolni Polacy
• Według polskiego prezydenta tysiące nieudaczników z Polski wciąż pobiera zasiłki dla bezrobotnych w kraju, podczas gdy całkiem nieźle sobie żyją zarabiając w Wielkiej Brytanii - donosi James Slack. Lech Kaczyński powiedział, że Wielka Brytania stała się krajem docelowym dla wielu jego krajan, którzy skończyli tu jako bezrobotni i bezdomni. Gdy wypowiadał te słowa, stał obok niego Tony Blair, który dopiero po usłyszeniu tłumaczenia zdał sobie sprawę, że jest okrutnie zawstydzany na progu swojej własnej siedziby. Brytyjski rząd bronił fali 400 tysięcy imigrantów z Polski twierdząc, że są bardzo pracowici i nie interesują ich żadne zasiłki. Jednak pan Kaczyński powiedział, że było z nimi zupełnie odwrotnie, zanim opuścili swój kraj, gdzie do dziś pobierają zasiłki dla bezrobotnych. – Wierzę, że są ludzie, nie tylko z Polski, ale i z wielu innych krajów, którzy są nieudolni ze swej natury i wyjeżdżają za granicę w poszukiwaniu lepszego życia – powiedział brytyjskiej prasie. – Obecnie Zjednoczone Królestwo stało się krajem docelowym dla tego typu osób. Polska nie wymiguje się od odpowiedzialności za nie. Mamy świadomość, że tego typu problem istnieje – oświadczył. – Wiemy również, że są i ci, którym się w UK powiodło, znaleźli zatrudnienie i mają się bardzo dobrze, dzięki wam, zwłaszcza uwzględniając różnice w poziomie zarobków pomiędzy Polską i Wielką Brytanią – dodał. – Jednak te osoby wciąż są zarejstrowane jako bezrobotne w Polsce, więc kreują fikcję i zawyżają statystyki bezrobocia w kraju, podczas gdy całkiem nieźle sobie żyją w UK. To jest coś, czego sobie nie życzymy - zakończył. Premier Blair pragnąc wygładzić niektóre ze szczerych stwierdzeń prezydenta Polski, przyznał, że są „trudności w pewnych dziedzinach”. – Muszę powiedzieć, że ogromna większość Polaków, którzy przybyli tu, pracuje bardzo ciężko. Są bardzo cenieni – powiedział. – Chociaż oczywiście, że przy takiej liczbie przyjeżdżających, pojawiają się trudności w pewnych dziedzinach. Generalnie jednak jestem pewien, że polska delegacja przekona się, że Polacy są w Wielkiej Brytanii bardzo mile widziani – ocenił. To nie pierwszy raz, kiedy przybysze z Europy Wschodniej zostali oskarżeni o wykorzystywanie hojnego systemu opieki socjalnej, jaki oferuje Unia Europejska. Niedawno ujawniono, że około 11 tysięcy skorzystało z ulg podatkowych na dzieci, które nigdy nawet nie odwiedziły Wysp. Rzecznik Tony’ego Blaira łagodził wypowiedź polskiego polityka: - Polski premier (sic!) powiedział tak naprawdę, że Polacy, którzy tu przyjeżdżają, mają okazję nauczyć się angielskiego i zdobyć inne cenne kwalifikacje i cieszył się z tego faktu. Jego słowa zostały wyrwane z kontekstu. Czego nie miał na myśli, to że nieudolni Polacy przyjeżdżają tu, aby nadal pozostawać nieudolnymi.
Premier czy prezydent?
• Dziennikowi „Financial Times” i radiu BBC pomylili się bracia Jarosław i Lech Kaczyńscy - oba media były przekonane, że z wizytą w W. Brytanii przebywał premier Jarosław Kaczyński i to on, a nie jego brat Lech, spotkał się z premierem Tonym Blairem na Downing Street. Ambasada RP w Londynie skontaktowała się z redakcją „Financial Timesa”, zwracając uwagę na błędne nazwanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego premierem. Gazeta sprostowała błąd. W programie BBC „Newshour” nadawanym w wieczornym Serwisie Światowym, dziennikarka, sądząc, że rozmawia z premierem Jarosławem Kaczyńskim, zapytała Lecha o rozmowy z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. „Bądźmy precyzyjni - odparł Lech Kaczyński. - Z panią Merkel spotkał się mój brat, choć może rzeczywiście jestem do niego nieco podobny”.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...