MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

27/01/2005 19:05:50

Polak potrafi?

Czy można przechytrzyć ochronę Heathrow – jednego z największych portów lotniczych na świecie? Okazuje się, że tak. Wystarczy trochę brawury i… uniform sprzątacza

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Adam Polkowski sprzątał na lotnisku Heathrow.  Pewnego dnia znudził mu się jednak mop. Wsiadł do samolotu. Tak po prostu, jak stał, w roboczym stroju. Za darmo - bez biletu, bez paszportu. Nikt go o nic nie pytał, nikt nie zatrzymywał. Zajął fotel w części dla biznes class i… obudził się w Kenii. Nieprawdopodobne? A jednak… Ale zacznijmy od początku.

Niech żyje bal

   9 grudnia Adam miał 24. urodziny. Istotne, bo hucznie je świętował. W pracy na  dodatek - na londyńskim lotnisku Heathrow, w poczekalni dla pasażerów biznes klasy. Pracował tam od lipca. Sprzątał, doglądał, czy wszystko w porządku. Jak sam mówi nie lubił pracy - mało płacili. Od tego trzeba było jeszcze zapłacić podatek. Lepiej czuł się w poprzedniej pracy - też sprzątacza, tylko gdzie indziej. Tam płacili więcej. Pewnego dnia zamiast do pracy poszedł jednak do fryzjera. Menadżer szukał go wtedy - bez skutku. Adam wyleciał z pracy.
   Prawie pół roku temu znalazł nową. Aviser (pośrednik) "sprzedał" go firmie Emcor, która zapewniała obsługę poczekalni na lotnisku. No i pracował te kilka miesięcy. Jednak coraz mniej chętnie. W ciągu ostatniego miesiąca był w pracy tylko 6 razy. Zarobił tylko 300 funtów. - I dobrze - od tego przynajmniej nie trzeba płacić podatku. - mówi.
   No więc 9 Adam miał urodziny. Pił tego dnia, pił w nocy. Dzień później, o 14.00 miał zacząć swoją zmianę. Nie był w stanie. Wypity alkohol buzował jeszcze w ciele. Nieprzespanie całej nocy dawało się we znaki. Adam powiedział o swoim stanie kierownikowi zmiany. - Kierownik powiedział, że pracowników jest mało - mam wziąć prysznic i stawić się do pracy - opowiada. No i Adam chwiejnym krokiem udał się do holu dla czekających na lot. Trochę pracował, trochę popijał. Urodzinowy bal trwał.

Samolot zwany pożądaniem

   Pewnie ten dzień nie skończyłby się tak jak się skończył i Adam nadal pracowałby w firmie Emcor gdyby nie drobny szczegół. W pewnym momencie podeszła do niego młoda kobieta. Atrakcyjna, jak sam przyznaje. Pytała o bramki prowadzące do któregoś z samolotów. Adam pospieszył z pomocą. Nie tylko wskazał drogę, ale i zaoferował pomoc w niesieniu bagażu. Podręcznego wprawdzie, ale… Nie chodziło przecież o ciężar bagażu, ale o spędzenie jeszcze paru chwil w towarzystwie urodziwej pasażerki. (Adam nie pamięta jej imienia)
   Szli tak sobie i wtedy, gdzieś między korytarzami lotniska a rękawem prowadzącym do samolotu Adamowi przyszedł do głowy pomysł, żeby kontynuować wycieczkę. Kiedy i jak na to dokładnie wpadł jednak nie pamięta. Był przecież pijany.
   Wydaje się, że nie wiele bardziej trzeźwo myśleli pracownicy Kenya Airways - linii lotniczej, którą podróżowała towarzyszka Adama. Do samolotu wpuścili ją - legitymującą się biletem i paszportem. Bez żadnych pytań wpuścili i jego - legitymującego się roboczym strojem i identyfikatorem.
   I tak oto Adam znalazł się na pokładzie samolotu kenijskich linii lotniczych. Lot na trasie Londyn - Nairobi. Był piątek,10 grudnia, wieczór.
   Kiedy już był w środku i rozsiadł się wygodnie w fotelach pierwszej klasy zmęczenie wzięło górę. Zasnął. Zgodnie z planem samolot wystartował. Nikt z obsługi lotu nie zorientował się, że jeden z pasażerów leci na gapę. Z resztą, kto wie czy tylko jeden…

Cudowna podróż

   Adam obudził się już nad afrykańską ziemią - godzinę przed lądowaniem. To był czas śniadania. Z każdym kęsem wracała mu trzeźwość myślenia i… ogarniała panika. Już wiedział, gdzie jest. Po chwili wróciła mu jednak werwa.
   Bez przeszkód opuścił samolot i puścił się na zwiedzanie okolicy. Chodził po lotnisku, poznawał teren i ludzi. Zabawiał jeszcze przez chwilę swoją towarzyszkę podróży. W Kenii była tylko tranzytem i czekała na samolot do ojczystego Kamerunu. Rozmawiał ze swoją koleżanką po fachu - sprzątaczką na lotnisku w Nairobi i jeszcze inną Kenijką - zatrzymaną przez urząd emigracyjny.
   Jakby tego było mało postanowił wyjść poza teren lotniska. I wyszedł! Przeszedł się ulicami, pooglądał kaktusy. Problemy zaczęły się gdy chciał wrócić. Próbował przecisnąć się z powrotem, ale obsługa odsyłała go od bramki do bramki - od terminalu do terminalu. Adam krążący po lotnisku w nikim nie wzbudził podejrzeń. W końcu - jak twierdzi przeszedł do poczekalni - znów posługując się uniformem i identyfikatorem.
   Polkowski twierdzi nawet, że zamroczony alkoholem zasłabł w pewnym momencie w toalecie na lotnisku. Zabrano go do punktu pomocy medycznej, zaopiekowano się. Gdy zażądano opłaty dal tego jednego, jedynego funta, którego miał przy sobie jeszcze z Londynu. I jak opowiada jego stan i tam nikogo nie zdziwił.
   I tak znów znalazł się w miejscu gdzie czuł się swojsko - w poczekalni dla pasażerów pierwszej klasy. - W pierwszej klasie jest wszystko za darmo - opowiada.  - piłem piwo dobre, kenijskie. Oglądałem w telewizji wybory Miss Świata - Przepuściłem jeden samolot powrotny i już miałem lecieć drugim. Pewnie by się udało, gdybym nie był pijany - mówi.

Co powie Adam?

   Mówią, że chytry dwa razy traci. A co dopiero chytry i pijany. Podchmielonemu Adamowi zebrało się na powrót na Wyspy. Na drogę postanowił wziąć sobie jeszcze dwa dobre, kenijskie piwa. Włożył je do maszyny prześwietlającej bagaż, sam przeszedł przez bramkę do wykrywania metalu. I wtedy pierwszy raz usłyszał pytanie o bilet i dokumenty. Już po chwili był w objęciach urzędu emigracyjnego. Nikt nie chciał wierzyć w jego niewiarygodną przecież historię. Nieprawdopodobne wydawało się to, że przedostał się przez dziurawe ręce służb celnych, paszportowych i ochrony lotniska. - Przez długi czas myśleli, że jestem z telewizji, że to prowokacja - opowiada Adam.
   Wydaje się, że wszyscy jak najszybciej chcieli się pozbyć niewygodnego świadka niezdarności tamtejszych i londyńskich służb. Z jednej strony przesłuchiwano Adama - z drugiej jego pracodawcę usiłując uzyskać zapewnienie, że pokryje on koszty powrotnego lotu. Uzyskano potwierdzenie pokrycia kosztów i Adama wsadzono do samolotu powrotnego: Lot British Airways, Nairobi - Londyn,13 grudnia, godzina 23.20.
   - Zabawne - opowiada Adam, - że interesowali się tylko tym, żeby odesłać mnie z powrotem.  - Nikt nie próbował ustalić mojej tożsamości. Nie kontaktowano się nawet z polską ambasadą, albo konsulatem. Ani tu w Londynie, ani w Kenii. - podkreśla.
    Już w Londynie Adam został aresztowany. Zwolniono go po przesłuchaniach na posterunku policji na lotnisku Heathrow. Pracodawca zawiesił go w obowiązkach. Zakazano mu wstępu na lotnisko. 20 grudnia miał się stawić na udzielenie nagany. Nie pojawił się. Wezwanie na przesłuchanie zawierało ostrzeżenie - jeśli się na nim nie stawi zostanie zwolniony z pracy. Jego szefowie - firma Aviser twierdzą, że decyzja do jego losów nie została jeszcze  podjęta. Najprawdopodobniej jednak zostanie zwolniony.

Winnych brak

    Ta zupełnie niewiarygodna historia okazuje się prawdziwa, choć, czemu trudno się dziwić nikt nie stara się jej specjalnie nagłośnić. Scotland Yard, czyli brytyjska policja kryminalna potwierdza historię, która opowiedział Adam. Tego co dokładnie działo się w Nairobi nie chce jednak komentować.
   Czy więc przypadek Adama świadczy o tym, że system bezpieczeństwa na Heathrow jest niedoskonały. I to w dobie terroryzmu? I tak i nie. Antonia Kimberley, rzecznik prasowy lotniska twierdzi, że wszystko działo się w majestacie prawa. Adam Polkowski jako pracownik wynajętej przez lotnisko firmy sprzątającej miał prawo wstępu na tak zwaną "airside" czyli strefę za obszarem kontroli celnej i paszportowej. Tam był więc legalnie. Kimberley podkreśla, że przed przyjściem do pracy, tak jak wszyscy pracownicy Airside, Adam był też sprawdzany. Kontrolowano, czy nie stanowi zagrożenia dla sprawności samolotu i bezpieczeństwa pasażerów. Chodziło głównie o sprawdzenie, czy nie ma przy sobie ostrych narzędzi itp. Co jednak z możliwością nabycia niebezpiecznych narządzi w trakcie pracy? Przedstawiciele Kenya Airways twierdzą, że na "airside" podejmuje się odpowiednie środki bezpieczeństwa tak, aby nawet pracownicy lotniska nie mogli tam zaopatrzyć się w nic co zagrażało by samolotowi lub pasażerom.
   Właścicielem lotniska Heathrow są linie lotnicze British Aitways. (One też zatrudniały firmę Emcor, która sprząta lotniska. Adama i innych pracowników Emcor podnajmował z kolei od firmy Aviser.)
 - Aviser  - komentuje menadżer (nie chce podać nazwiska) - jest zewnętrzną firmą i za bezpieczeństwo lotniska nie odpowiada. Przyznaje, że tego typu problem zdarzył się w firmie pierwszy raz. Nie jest jednak w stanie wyjaśnić, jak to się jednak stało, że nietrzeźwemu Adamowi nie zakazano wykonywania pracy.
 
Czy polecą głowy?
  
   Poleciał Adam. A czy polecą głowy? Jeśli tak - najprawdopodobniej pracowników Kenya Airlines.  To właśnie pracownicy linii obsługującej lot dokonują ostatecznej kontroli pasażerów przed wejściem do rękawa prowadzącego do samolotu.
   Potem pasażerowie nie są już praktycznie sprawdzani. - Także w przypadku feralnego lotu wsiadających kontrolowali wyłącznie pracownicy Kenya Airways - potwierdza Sally Peters, odpowiedzialna za PR linii. Czy zatem mieli oni prawo wpuścić kogoś obsługi do samolotu? Raczej nie - choć Peters odmawia jednoznacznej odpowiedzi. Nie mają co do tego wątpliwości przedstawiciele Avisera. Ani Adam, ani żaden z ich pracowników nie ma prawa wchodzić do samolotów pod żadnym pretekstem.  - Poczekalnie i samolot to dwa oddzielne obszary - tłumaczy przedstawicielka firmy. - Nasi pracownicy nie mają po co tam chodzić. Sprzątaniem maszyn zajmują się inni ludzie, bo obsługują to inne firmy.
   W Kenya Airways trwa wewnętrzne śledztwo dotyczące całej sprawy. Peters nie chce powiedzieć, czy linie obciążyły już jakichś konkretnych pracowników odpowiedzialnością za taki przebieg wydarzeń. Należy jednak mieć nadzieję, że głowy polecą. W przeciwnym wypadku następnym razem na pokładzie może znaleźć się terrorysta lub szaleniec. I wtedy polecą głowy pasażerów - nie tylko w przenośni. 
  W trakcie swojego krótkiego pobytu w Kenii Adam poznał kilka osób. Był wśród nich Julia Gakure - szefowa sprzątaczek na lotnisku w Nairobi. Ucieszyła się zapytana o Adama - Miły chłopak - mówi - wspominał, że podoba mu się w Afryce, Może nawet chciałby tu zostać na dłużej. A my mówiliśmy mu, że chcielibyśmy mieszkać w Anglii - wspomina Julia.  Brytyjskie służby graniczne powinny się więc mieć na baczności. Jeśli Adam opowiedział Julii i jej współpracowniczkom swoją historię Anglię może czekać fala imigrantów z Kenii. Pasażerów na gapę próbujących dostać się do Zjednoczonego Królestwa przez zieloną granicę. Co zabawne mieszczącą się na Heathrow - jednym z największych lotnisk na świecie.

Katarzyna Jaklewicz

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska