MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

06/11/2006 12:26:02

Przeszkody w modlitwie

Modlitwa jest zawsze darem Boga. Modlitwie jednak mogą towarzyszyć przeszkody. Przeszkody na modlitwie możemy podzielić – podchodząc do sprawy naukowo - na przeszkody wewnętrzne i zewnętrzne. Zarówno na jedne jak i drugie nie mamy większego wpływu. Natomiast mamy wpływ na swoją postawę, jaką przyjmiemy wobec przeszkód.

Przeszkody zewnętrzne związane są najczęściej z miejscem i czasem modlitwy. Chodzi tu, np. o przejeżdżające samochody, grające organy w kościele, rozmawiających, dręczący kłopot w rodzinie. Przeszkodą zewnętrzną jest np. spotkana koleżanka, z którą nie widzieliśmy się „wieki” i z którą trzeba porozmawiać akurat w czasie, kiedy zaplanowana jest modlitwa.

Przeszkody wewnętrzne wynikają ze stanu wewnętrznego. Najczęściej wiążą się z samopoczuciem. Sztandarową przeszkodą wewnętrzną jest totalna niechęć do modlitwy. Wewnętrzną przeszkodą jest niepewność, czy rozbicie związane np. ze zbliżającym się egzaminem. Przeszkodami wewnętrznymi są wspomnienia, niedokończone spory, przeciągające się w wewnętrzną dyskusję pod hasłem: „Mogłem mu powiedzieć...” Przeszkody same w sobie nie są groźne. Najbardziej niewygodne jest znaczenie, które im przypisujemy.

Zwykle przeszkód się boimy, umieszczamy je na granicy niewierności wobec Boga. – „Gdybym był bardziej np. skupiony, wtedy np. wspomnienie o niespodziewanym kolokwium by mi nie przeszkadzało.” – i przez to wyolbrzymiamy ich rolę. Przeszkody bowiem, jak sama nazwa wskazuje – przeszkadzają. Przeszkadzają w „zrealizowaniu” modlitwy tak, jak sobie to zaplanowaliśmy i to jest ich najpoważniejszy feler. Nie lubimy przeszkód, bo krzyżują nasze modlitewne plany. Przeszkody krzyżują plany, ale nie uniemożliwiają modlitwy! Wręcz przeciwnie one modlitwę ożywiają i uczłowieczają!

Jeśli podczas modlitwy pojawia się przeszkoda, to warto się nią zająć, jak matka kwilącym dzieckiem, które potrzebuje ciepła i pokarmu. Nie przerywać modlitwy, nie uciekać, ale zaprosić niejako przeszkodę na spotkanie z Bogiem. Warto się zastanowić czy nieustanne przypominanie się tego samego kłopotu, trudnej sytuacji, które uniemożliwiają modlitwę nie jest zaproszeniem do przedstawienia tej sprawy Bogu i do przemyślenia jej przed Nim. Np. przypominające się wspomnienie z wakacji może być zaproszeniem do dziękczynienia, a hałas dobiegający do Ciebie, kiedy się modlisz może być sygnałem, że to miejsce nie jest wystarczająco dobre na modlitwę i może być zaproszeniem do wysiłku i poszukania lepszego miejsca. Często jest tak, że w przeszkodach dochodzi do głosu to, co zapomniane. Przeszkody są wołaniem naszego codziennego, szarego i nie raz niechcianego życia do Boga i o Boga. W przeszkodach dochodzi do głosu ta część życia, której z różnych przyczyn nie chcemy pokazywać Panu Bogu, a która w ten sposób się przed Pana Boga niejako „pcha”. Warto spróbować modlić się swoimi przeszkodami.

 

Zniechęcenie

Ono również ma prawo pojawić się na modlitwie. Może ono dotyczyć samej modlitwy np. nie chce mi się modlić. Co wtedy robimy? Czy ulegamy tym myślom, czy przekonujemy siebie, że jednak mamy ochotę... Warto być prawdziwym przed Bogiem i przyznać się do zniechęcenia. W psalmach możemy znaleźć echa modlitwy zniechęceniem np.” Jestem zgnębiony i nad miarę pochylony, przez cały dzień chodzę smutny. Jestem nad miarę wyczerpany i złamany, skowyczę i jęczy moje serce.” Modlitwa zniechęceniem jest przyznaniem Bogu miejsca w swoim zniechęceniu.

Może pojawić się obawa, że przez rozproszenia, czy zniechęcenie będziemy kontemplować samych siebie i swoje zranienia, a nie Boga. Co zrobić, by tak się nie stało? Z odpowiedzią przychodzą psalmy, w których czytamy jak „wylewać serce przed Panem”. Mistrzowie duchowości radzili, żeby pośród rozproszeń, kierować się do Pana Boga jakimś krótkim wezwaniem np. „Zmiłuj się nade mną” lub „Wszystko we mnie hula, wszelkie moje sprawy, rodzina, praca. Ale Ty Panie i tak jesteś w tym wszystkim obecny i działasz pośród tego wszystkiego.”

 

Rozproszenia

Są pewnego rodzaju papierkiem lakmusowym, informującym nas, czy stanęliśmy przed Bogiem z tym wszystkim, co w nas jest, czy też może traktujemy modlitwę jedynie jako kwestię ćwiczenia się w „pobożności”: oto teraz zostawiam na wieszaku moją teraźniejszość, moje sprawy i wchodzę w „pobożną przestrzeń” po to, żeby się porządnie modlić i oderwać od całej mojej codzienności. Tymczasem na modlitwie powinniśmy być prawdziwymi, również z tym, co nas niepokoi. Wówczas nasze myśli, które będą wybiegać gdzie indziej, nie muszą już stanowić przeszkody. Rozproszenia należy traktować ze spokojem. Jeśli nie przestaniemy uciekać przed rozproszeniami, to bardzo szybko może okazać się, że nasza modlitwa stała się jednym wielkim nerwicowym galopem - ucieczką. A tymczasem na modlitwie mamy się zatrzymać, nie koncentrować się na tym, że się rozpraszamy, tylko ze spokojem stwierdzić, że np. niepokoję się o dziecko, które spóźnia się ze szkoły. Wówczas nasze rozproszenie przemieniamy w modlitwę, powierzając to spóźniające się dziecko Panu Bogu. Tylko wówczas modlitwa nie stanie się jedynie przerwą w codzienności, ale będzie kształtowała całe nasze życie. Możemy przeczytać wiele podręczników na temat modlitwy i mimo to napotykać sporo trudności. Trudności wynikają z faktu, że modlitwa jest czymś najbardziej skutecznym i szatan zrobi wszystko by nam ją utrudnić, uniemożliwić.

Niektórym ludziom wiele trudności sprawiają modlitwy tradycyjne. Jednakże wybór formy modlitwy zależy od nas samych. Oczywiście niezbędna jest wspólna modlitwa wszystkich chrześcijan: Eucharystia a także sakramenty, ale wszystkie inne modlitwy są sprawą indywidualną. Nie każdy musi chodzić na Drogę krzyżową, czy odmawiać różaniec.

 

Czas i emocje

Inną trudnością może być problem z wygospodarowaniem czasu na modlitwę, ze znalezieniem przestrzeni wyciszenia. Warto przyjrzeć się swojemu planowi dnia i spróbować znaleźć najdogodniejszy czas na spotkanie z Bogiem.

Kolejną trudnością w modlitwie mogą być nasze emocje. Często jest tak, że uzależniamy modlitwę od naszych stanów emocjonalnych. Mało jest w niej decyzji woli, naszego osobistego zaangażowania, a bardzo dużo oczekiwania niezwykłych przeżyć. Kiedy już nie jest nam dobrze i przyjemnie, przestajemy się modlić. Znaczy to, że lokujemy modlitwę na poziomie psychicznym, a nie duchowym. Dlatego tak trudno jest wytrwać w modlitwie, gdy brakuje pozytywnych bodźców z zewnątrz.

Czasem ludzie mówią, że nie modlą się, bo nie czują takiej potrzeby. Ale to, że nie odczuwają potrzeby, wcale nie oznacza, że jej nie ma (chory na anoreksję nie czuje potrzeby jedzenia). Modlę się wtedy na przekór temu, co odczuwam. Podobnie jest w relacjach z ludźmi, np. w miłości małżonków, obok namiętności jest czas ciszy, a nawet chwile oziębłości emocjonalnej. Emocje muszą się niekiedy wyłączyć, ale miłość pozostaje, bo jest aktem woli, jest decyzją. Podobnie jest z modlitwą: emocje są ważne, ale trzeba umieć żyć i wtedy, gdy nas nie wspomagają.

Jest też zniechęcenie – bo np. nie widzę owoców modlitwy. Wielokrotnie potrzeba czasu i wytrwałości, by np. dostrzec to, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy. Może być też tak, że to co my rozpoznajemy jako dobro, nie jest naszym rzeczywistym dobrem. Bóg wysłuchuje zawsze, ale nie zawsze tak, jak byśmy tego chcieli. Inne ważne przeszkody, to grzech i postawa ciała – np. leżąc, możemy zasypiać.

Cokolwiek dzieje się na modlitwie, biorą w tym udział dwie osoby: Pan Bóg i ja. Zostawmy Panu Bogu sposób jej prowadzenia. Gdy zauważę, że myślę o czymś innym niż o Bogu, to nie rozważam dlaczego, ani dalej w to nie brnę, tylko wracam myślą do Boga. Z rozproszeniem jest tak jak z narzeczonym, jadącym samochodem do swojej dziewczyny. Coś się popsuło, musi się zatrzymać, być może pożyczyć narzędzi – opóźni to spotkanie, ale nic nie znaczy. Gorzej, jeśli przy okazji pójdzie na piwo, albo na karty z kolegami i w ogóle nie dojedzie. Rozproszeniu nie mogę się poddawać, ale i nie powinienem sobie nim zawracać głowy bardziej niż miłością Boga do mnie, który właśnie do mnie mówi. Czasem jednak w modlitwie przychodzą chwile naprawdę trudne. Naprawdę trudno robi się, gdy modlitwa przestaje być jakkolwiek odczuwalna. Gdy robi się ciemno, nic nie widać i nie wiadomo którędy iść. To znaczy, że nadchodzi bardzo ważny i pożyteczny, choć trudny czas oschłości.

 

Oschłość

 Jest wtedy, gdy brak nam łask odczuwalnych. To nie chwile uniesień na modlitwie, bo te nazywa się uczuciami. łaski odczuwalne to oddźwięk, jaki zostaje w nas – rozjaśnienie myśli pobudzające uczucia miłości, radości czy skruchy. Pan Bóg udziela czasem tych łask dla pobudzenia naszej wiary, nadziei, miłości. Nie można się jednak do nich przywiązywać ani zabiegać. Trzeba za nie dziękować i cieszyć się, kiedy są, ale na modlitwie mamy szukać Boga, a nie Jego darów.

Spotkanie z Bogiem nie zależy od tego, czy jestem pobudzony czy oschły. Przyczyny oschłości na modlitwie są bardzo różne. Może być to po prostu zmęczenie fizyczne lub psychiczne – trudno wtedy wymagać od siebie zaangażowania uczuciowego.

Znacznie poważniejszą przyczyną oschłości są zaniedbania lub zaburzenia w życiu wewnętrznym – np. zaniedbanie sakramentów Świętych, czytania Pisma Św., kłótnie z ludźmi, gniew itp. Trudno jest angażować się w modlitwę; spotykać się z Bogiem, gdy nie przekłada się to na codzienne życie. Jednocześnie brak modlitwy powoduje braki i zaniedbania w innych sferach życia (bo na nie oddziałuje), w kontaktach z innymi ludśmi w pracy, w szkole - robi się zamknięty krąg.

Najczęstszą, przyczyną oschłości na modlitwie jest Boża strategia.

Wyobraź sobie, że stoisz na szczycie góry i widzisz wspaniały zamek na wierzchołku sąsiedniej góry. W tym zamku mieszka Król – pamiętasz? Możesz stać tu na szczycie, podziwiać wspaniałość zamku i sycić się jego widokiem, ale stojąc tu, nigdy do niego nie dojdziesz i nie spotkasz Króla. Aby do niego dojść trzeba zejść ze szczytu w dolinę; nieraz trzeba iść przez las, przedzierać się przez krzaki i zarośla, czasem traci się zamek z oczu, ale jeśli nie będziesz szedł, nie dojdziesz. W dolinie słabiej widać cel, dlatego łatwiej odwrócić od niego naszą uwagę. Pamiętaj jednak, że masz mapę i jeśli zgubisz cel zajrzyj do niej – to Pismo Święte, gdzie Król zapisał jak dojść.

Tak właśnie jest z naszą modlitwą: w życiu są góry i doliny (uniesienia i oschłoŚć) z góry lepiej widać cel, w uniesieniu łatwiej odczuć wielkość Boga, ale to w dolinie, w dolinie oschłości zostawiam bagaż swojego egoizmu, samozadowolenia i satysfakcji z własnych dokonań, aby wolny i bez obciążeń wejść na kolejny szczyt. Po każdym szczycie czeka cię wprawdzie dolina, ale za to po każdym dołku jest wspaniały szczyt do zdobycia. I pamiętaj podczas drogi, że zamek, do którego idziesz, jest na szczycie, i na końcu drogi znajdziesz się na szczycie. Droga nie jest po to, aby iść, lecz aby dojść.

Pan Bóg zna Ciebie i każdego człowieka i wie, że bez oschłości nie mógłbyś zaznać uniesień na modlitwie. Dlatego czasem kieruje Cię w dolinę, aby szczyt mógł być szczytem, bo tak już jest; gdyby nie było dolin, nie byłoby też szczytów. Dlatego najlepiej nie oceniaj swojej modlitwy, nie zastanawiaj się, czy jest piękna, intelektualna, pełna skupienia i uniesień. Po prostu się módl.

Istotę modlitwy stanowi wola ! Nawet, jeśli wrażliwość jest bezczynna, myśl uboga, uwaga roztargniona.  Zamartwianie się rozproszeniami i oschłością powoduje, że myśli się o nich, a nie o Bogu.

Św. Faustyna Kowalska radziła: „ Niech dusza wie, że aby się modlić i wytrwać w modlitwie, musi się uzbroić w cierpliwość i mężnie pokonywać trudności zewnętrzne i wewnętrzne: zniechęcenie, oschłość, pokusy, ociężałość, wzgląd ludzki i uszanować chwile, które są przeznaczone na modlitwę”.

 

Katarzyna Balcer

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska