MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

29/10/2006 08:32:48

Góra pełna krzyży

Gdy w szkole średniej kazano nam czytać a później jeszcze coś na ten temat mówić lub – co gorsza – pisać, mieliśmy z tym spore problemy… Mam na myśli opisany przez Adama Mickiewicza obrzęd dziadów. Ze względu na zbliżający się Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny, zapraszam na podróż o trochę głębszym wymiarze, w której raczej nie będzie miejsca na dyniowe harce spod znaku Halloween.

Goniec Polski .:. Polski Magazyn w Wielkiej Brytanii

Po raz pierwszy temat cmentarzy zaczął mnie interesować nie przy okazji zwiedzania paryskiej nekropolii Pere Lachaise, gdzie z reguły przy grobie Jima Morrisona jest gwarno i wesoło, a trunki leją się strumieniami, ale kiedy 11 lat temu zawędrowałem na nieznany mi cmentarz w Tunisie. Urzekły mnie wtedy piękna, wielobarwna ceramiczna mozaika, którą przyozdobiony był prawie każdy grób. To unaoczniło mi różnorodność form i sposobów oddawania pamięci zmarłym. Od tego czasu, gdziekolwiek jestem, staram się zajrzeć na najlepiej wiejski czy też zupełnie nieznany cmentarz. Nie dość, że daje to w naszych zabieganych czasach sposobność do chwili zadumy, ale jeszcze uczy spoglądania w inny sposób na odmienne religie, wierzenia i związane z nimi obyczaje oraz obrzędy. Wystrzegam się jednak grupowego zwiedzania swoistych atrakcji turystycznych, jakimi stały się sławne cmentarze na których spoczywają wybitni ludzie. Nie zapominajmy, że warszawskie Powązki, krakowski Cmentarz Rakowicki czy też wspomniany już wyżej paryski Pere Lachaise, stały się wprost muzeami na wolnym powietrzu i na stałe zagościły w programach autokarowych wycieczek.
Może komuś w tym miejscu się narażę, ale również nie przepadam za zbiorowym zwiedzaniem miejsc pielgrzymkowych. Zdaję sobie sprawę, że w inny sposób jest trudno je odwiedzić, bo codzienne przybywają tam tłumy wiernych. Dlatego nie zrobiło na mnie wrażenie ani Lourdes, ani podziemia bazyliki św. Piotra i grób Jana Pawła II, gdzie kolejka wiernych w dyskretny sposób jest ponaglana – by nie zatrzymywać się dłużej niż parę sekund. Do tej pory jedynym miejscem, które wywarło na mnie duże wrażenie nie był ani cmentarz, ani też jakiekolwiek miejsce słynące z cudów. Było to coś jedynego w swoim rodzaju: Góra Krzyży na Litwie.

Góra pełna krzyży
Góra Krzyży, zwana górą zamkową, znajduje się w pobliżu wsi Jurgaicziai (Jurgajcie ), 12 kilometrów od miasta Siauliai (Szawle) w północnej Litwie i należy do miejsc unikalnych na skalę europejską.
Nie sposób przekazać tej emocjonalnej atmosfery, która otacza tam człowieka. Trzeba tam po prostu samemu stanąć, by doznać tych niepowtarzalnych przeżyć. Są bez wątpienia kraje, w których chrześcijaństwo jest głębiej zakorzenione niż w dzisiejszej Litwie, ale nigdzie nie postawiono i nie zgromadzono tylu krzyży w jednym miejscu. Miejscu, które nie jest ani cmentarzem, ani mogiłą, ani innym tego typu miejscem zbrodni czy pochówku bliskich.
Tysiące, wręcz dziesiątki tysięcy krzyży, krzyżyków i wielkich krucyfiksów, które ustawiono tam na stosunkowo małej powierzchni (bo całe wzgórze liczy sobie zaledwie 20 metrów wysokości i około 50 metrów długości) w różnych intencjach i z różnych okazji, tworzy miejsce promieniujące optymizmem i radością. Można nawet nazwać je jedynym w Europie sanktuarium w formie lasu krzyży. Jak mówią miejscowi ludzie, może być ich nawet około dwóch milionów. Ale ustalenie dokładnej liczby nie jest tu najważniejsze, bo obok tych materialnych krzyży z drewna i metalu, każdy pielgrzym przynosi tu swój osobisty krzyż życia. Na Górę Krzyży przychodzi się, by zaznać duchowego wytchnienia i poszukać sensu życia. We wrześniu 1993 roku, w czasie swej pielgrzymki na Litwę, sanktuarium Góry Krzyży odwiedził Jan Paweł II.

Ku czci zaginionych
Chrystianizacja ziem litewskich miała miejsce pod koniec XII wieku. Księstwo Litewskie przyjęło katolicyzm w 1251 roku, od tego też czasu, czyli od połowy XIII wieku pochodzą ślady pierwszych budowli chrześcijańskich, w tym kościołów. Nazwę miasta Siauliai (Szawle) można by przetłumaczyć na Strzelce. Miasto to należy do najstarszych miast litewskich, bo założone zostało już w 1236 roku. Dziś liczy sobie 150 tys. mieszkańców i jest czwartym co do wielkości miastem Litwy. W średniowieczu leżało na szlaku handlowym prowadzącym na północ Litwy. Według podań i legend w miejscu dzisiejszej Góry Krzyży miał się znajdować zamek. Zapewne w okresie przedchrześcijańskim, w okolicy lub na samej górze gromadzono się aby świętować noc świętojańską. Z tego też powodu o powstaniu Góry Krzyży krąży wiele legend. Jedna z nich głosi, że stał tam kościół, który się spalił i zapadł się pod ziemię. Inna legenda mówi, że stoczono w tym miejscu wielki bój, a w walce poległo wielu żołnierzy. Ci zaś, którzy ocaleli, usypali rękoma górę ku czci zmarłych. Inne podanie mówi o kościele, który miał zostać zasypany piaskiem w czasie szalejącej burzy, a w miejscu po nim wyrosła wielka góra. Większość badaczy jednak historię Góry widzi bardzo prosto. Pierwsze potwierdzone i udokumentowane wzmianki na temat pojawienia się w tym miejscu krzyży datują się na połowę XIX wieku. Są przypuszczenia, że pierwsze krzyże pojawiły się po 1831 roku, po Powstaniu Listopadowym – bowiem wtedy stawiano krzyże poległym i zaginionym postańcom. Ale trzeba podkreślić jeszcze raz, że zarówno na samej górze jak i w jej bezpośrednim sąsiedztwie nie było cmentarza. Krzyże były wyrazem pamięci i wiary. W XIX wieku na Litwie był rozpowszechniony zwyczaj stawiania krzyży przydrożnych. Możliwe, że zwyczaj ten rozpowszechnili franciszkanie, którzy w połowie XVIII wieku wprowadzili obchodzenie drogi krzyżowej. Po Powstaniu Styczniowym w 1863 roku, stawianie krzyży było społeczną i narodową formą protestu. Rodzinom zmarłych powstańców groziły represje gdy stawiali krzyże przy zabudowaniach, dlatego też zaczęto stawiać je w jednym miejscu – na górze nieopodal miasta Szawle. Carscy żandarmi je niszczyli, ale pod osłoną nocy pojawiały się nowe. I tak zrodził się zwyczaj stawiania krzyży. W ten sposób proszono Boga o wstawiennictwo i łaskę. Podobna sytuacja była w Polsce pod zaborami –pamięć o powstańcach przechowywano w tzw. czarnej biżuterii. Podobnie było w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku po wprowadzeniu stanu wojennego. Na znak pamięci i jedności z ofiarami układano kwietne krzyże przed kościołami. Wieść o górze szybko się rozeszła i mimo restrykcji ze strony carskiej, krzyży nie ubywało a miejsce zaczęło słynąć cudami.
W okresie międzywojennym o górze pisano i mówiono dużo. Rzadko które miejsce sakralne cieszyło się tak dużą popularnością wśród pielgrzymów. Zaczęto prowadzić pierwsze statystyki i opisy znajdujących się tam krzyży. W latach powojennych wraz z zadomowieniem się na tych ziemiach komunizmu, o górze się nie mówiło. Miejsce to miało przestać istnieć w społecznej świadomości a ci, którzy stawiali krzyże, byli prześladowani. W 1961 roku przeprowadzono akcję mającą na celu ostateczne wyplenienie zachowań religijnych spośród litewskiej ludności. Przy pomocy kołchozowych spychaczy „oczyszczono” górę z krzyży – metalowe zawieziono na składowisko złomu, a drewniane spalono. Zabroniono nawet organizowania w to miejsce pielgrzymek. W latach siedemdziesiątych, a szczególnie w okresie pierestrojki Gorbaczowa, góra zaczęła ponownie odżywać – nocą wyrastały na niej krzyże, ale o dziwo jakoś mniej było aktów niszczycielskich. W miejsce, które do dziś nie doczekało się naukowej literatury, zaczęli przybywać pielgrzymi nie tylko z terenów litewskich. Od początku lat dziewięćdziesiątych, gdy Litwa ponownie stała się niepodległa, na Górę Krzyży przybywają licznie pielgrzymi z praktycznie całej Europy, jak też litewscy emigranci z Ameryki i Australii.
Trudno jest dziś chociaż w przybliżeniu ustalić liczbę krzyży. Od kilkumetrowych do kilkucentymetrowych, od wykonanych w metalu, do wyrzeźbionych kozikiem. Każdy z nich kryje zaś w sobie ludzkie cierpienia i pragnienia; łzy smutku lub radości...
Mam nadzieję, że teraz już wiadomo, dlaczego na początku wspomniałem, iż dzisiejsze zaproszenie w podróż nie będzie miało nic wspólnego z dyniami i taką formą obłaskawiania śmierci. Pamiętajmy bowiem, że zwyczaj ten też niesie z sobą dalekie echa o wymiarze religijnym, które zostały „ubrane” w komercyjną formę zabawy.
Wspomniany przeze mnie na wstępie artykułu zwyczaj przywoływana duchów zmarłych jest obecny w każdej kulturze i w każdej religii. Na dodatek wiele pogańskich czy też przedchrześcijańskich zwyczajów związanych z przywoływaniem duchów osób zmarłych obecne jest również we współczesnych społecznościach katolickich. Wystarczy tu wymienić Gwatemalę, gdzie 1 i 2 listopada na cmentarzach odbywają się pikniki. Podobnie jest w Meksyku, gdzie wierzy się, że właśnie w listopadzie zmarli odwiedzają domy i dlatego trzeba ich powitać kwiatami, kadzidłem, jedzeniem i tequilą.
Nie namawiam jednak do organizowania cmentarnych party; a wręcz przeciwnie – do odwiedzenia w listopadowe dni najprzeróżniejszych miejsc spoczynku wyznawców różnych religii.
Piotr Geise

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska