21/10/2006 09:35:50
Jest piątkowy październikowy wieczór. Nie pada, ale jest chłodno i wieje przenikliwy wiatr wzmagający poczucie zimna. Maciek, który czuwa nad porządkiem na parkingu przed klubem wspomina czas, kiedy w takie weekendowe wieczory jak ten plac przed wejściem nie był w stanie pomieścić wszystkich maszyn. Motocykle musiały być ustawiane po obu stronach ulicy, a zdarzało się nawet, że za parking służyła pobliska kładka dla pieszych. Dziś na parkingu można doliczyć się 30-40 sztuk. Maciek, stojąc przy swoim czarnym Suzuki Intruder mówi: – Ja nie pracuję tu codziennie, utrzymuję się z innej pracy, a tu jestem z powodu motocykli… I taka argumentacja jest zupełnie jasna dla każdego, kto kiedykolwiek uległ czarowi dwóch kółek.
W środku panuje gwar właściwy dla lokalu, gdzie wieczorami ludzie spotykają się, aby wypić kawę czy drinka i wymienić się wrażeniami z ostatnich dni. Jednak już na pierwszy rzut oka można zauważyć różnicę między tym miejscem a innymi barami. Wszędzie widać skórzane kurtki, skórzane spodnie oraz kaski. Wystrój też jednoznacznie nawiązuje do dwóch kółek, na ścianach plakaty i gadżety tworzące unikalny charakter miejsca. Od razu orientujemy się, że to miejsce jest na wskroś motocyklowe. Właścicielem Ace Cafe jest Mark Wilsmore, który chętnie opowiada mi o starszej i najnowszej historii prowadzonego przez siebie miejsca.
– Znasz historię Ace Cafe? – pyta w pierwszych słowach Mark. I mimo że odpowiedź jest twierdząca, on z dumą przytacza najważniejsze daty dotyczące burzliwych losów prowadzonego przez siebie miejsca.
Wszystko zaczęło się w 1939 roku, kiedy to Ace Cafe powstała jako przydrożny bar przy północnej obwodnicy Londynu. Odwiedzana była głównie przez kierowców ciężarówek, jednak zważywszy na to, że była otwarta przez 24 godziny, szybko zyskała sobie sympatię miejscowych motocyklistów. Niestety, po otwarciu lokalu wybuchła druga wojna światowa, a sam budynek, w którym mieściła się kawiarnia, został zniszczony w czasie niemieckich nalotów. Po wojnie, w roku 1949, dom został odbudowany w pierwotnym miejscu i Ace Cafe ponownie otworzyła swoje podwoje. Był to początek złotych lat tego miejsca. Zanim gospodarka zdołała dźwignąć się po wojennych zniszczeniach, tani w eksploatacji i łatwiej dostępny od samochodu motocykl zyskał sobie dużą popularność. Młodzi ludzie odnajdowali w jeździe motocyklem sposób na zagospodarowanie wolnego czasu i odskocznię od szarej codzienności. Kilka lat później pojawiła się nieznana wcześniej muzyka, zwana rock’n’roll, i cała historia zaczęła nabierać tempa. Stacje radiowe nie dawały okazji, aby posłuchać nowych idoli zza oceanu, więc miejsca takie jak Ace Cafe, gdzie szafy grające rozbrzmiewały przebojami Elvisa Presleya i innych, tym bardziej zyskiwały na popularności. Ta mieszanka motocykli, rock’n’rolla i młodzieńczej fantazji owocowała dość niekonwencjonalnymi pomysłami. W tym czasie właśnie powstały „record-racing”. Chodziło o to, aby wrzucić monetę do szafy grającej, włączyć swój ulubiony utwór, wskoczyć na stalowego rumaka i gnać na złamanie karku do wyznaczonego wcześniej miejsca w mieście, zawrócić i stawić się z powrotem w klubie zanim włączony wcześniej utwór dobiegnie końca. Praktyki te wydawały się ich organizatorom dobrą okazją do współzawodnictwa, sprawdzenia maszyn, a przede wszystkim była to świetna zabawa. Oczywiście było to bardzo niebezpieczne i nieraz okupione – w najlepszym przypadku – siniakami i otarciami. Ówczesna prasa rozpisywała się o szaleńcach pędzących po ulicach miasta, na swoich „ryczących” maszynach. Z tego właśnie czasu wywodzi się styl przerabiania motocykli, zwany „cafe racer” – od nazwy „zawodników” biorących udział w ulicznych wyścigach i mający na celu poprawienie osiągów maszyny i, oczywiście, jej wyglądu.
Poprawa kondycji gospodarczej kraju w końcu lat sześćdziesiątych przyniosła ze sobą wzrost popularności samochodu, który stał się łatwiej dostępny. Tak zmieniająca się koniunktura spowodowała, że Ace Cafe została zamknięta w 1969 roku. Z biegiem lat w miejscu kultowej już wtedy kawiarni mieściła się stacja benzynowa, a później skład opon. Jednak legenda Ace Cafe żyła w ludziach, którzy pamiętali lata jej świetności i w wyobraźni tych, którzy o niej słyszeli, ale byli za młodzi, żeby ją pamiętać. Człowiekiem, który postanowił czynnie zaangażować się w sprawę Ace Cafe jest jej obecny właściciel Mark Wilsmore.
Zaczęło się od zorganizowania w 1993 roku spotkania, w rocznicę zamknięcia Ace Cafe. Z czasem pojawił się pomysł jej reaktywowania.
– Ja wtedy nie miałem pojęcia o tym, jak prowadzi się taki lokal… – wspomina Mark. – Jednak po pokonaniu wszystkich przeciwności i po dopełnieniu wszystkich formalności, od 2001 roku znowu możemy się cieszyć miejscem, którego legenda jest znana w całym motocyklowym świecie – dodaje.
Załogę obecnego Ace Cafe stanowią w dużej mierze Polacy, o których w bardzo pochlebnych słowach wypowiada się Mark Wilsmore. Zresztą ma on za sobą doświadczenia związane z Polską. Jeździł po Polsce motocyklem razem ze swoją żoną.
– To był Harley-Davidson Electra, z dużymi kuframi, które w większości zajmowały rzeczy żony, ja miałem tylko mały plecak… – śmieje się Mark.
Za barem między innymi pracuje Monika. Polka, która przyjechała do Anglii z Gorlic, gdzie skończyła anglistykę. Do Ace Cafe trafiła przez przypadek, po prostu szukając pracy i, jak twierdzi, jest zadowolona z tego co tu robi. Wielu współpracowników, łącznie z menedżerem, jest z Polski. Po drugiej stronie baru także można spotkać wielu rodaków, są nawet organizowane spotkania polskich motocyklistów.
– Polacy jeżdżący na motocyklach spotykają się tu dość regularnie, i co i raz można poznać te same twarze stałych bywalców – twierdzi polska barmanka.
W czasie kiedy rozmawiam z Moniką do stołu dosiadają się dwie dziewczyny i zaczynają mówić po polsku. Pierwsza z nich, Kasia, jest ubrana w strój motocyklowy, przyjechała swoim skuterem, który jest jednak tylko chwilowym środkiem lokomocji, bo w planach ma kupienie motocykla marki Ducati. Koleżanka Kasi, Ania przyjechała jednośladem napędzanym siłą własnych mięśni, a z motocyklami ma do czynienia dzięki swojemu chłopakowi, jednak patrząc z jakim entuzjazmem mówi o motocyklach, myślę że jest na najlepszej drodze, żeby „połknąć bakcyla”.
Ace Cafe jest miejscem, za którym stoi swojego rodzaju legenda – pachnąca benzyną, paloną gumą i rozbrzmiewająca rock’n’rollem. Ten niepowtarzalny klimat tworzą ludzie, którzy mają motocykle za coś więcej niż tylko środek lokomocji. Warto więc odwiedzić to miejsce i zanurzyć się w jego historii, zamówić kawę, piwo, czy coś do jedzenia i spotkać ciekawych ludzi, którzy czy są z Anglii, czy z Polski, czy z innego miejsca na świecie, dzielą tę samą pasję, która sprawia, że nie liczą się między nimi geograficzne granice.
Grzegorz Skorupski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...
Simvic-najstarszy skup metali kol...
NAJWIĘKSZY W LONDYNIE SKUP METALI KOLOROWYCH PŁACIMY NAJWYŻS...
Kursy szkolenia uprawnienie itp....
Chcesz odmienić swoją sytuację materialną i zaczac zarabiac ...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...
Przyjme instruktora kursu operato...
PRZYJME DO PRACY TRENERA - INSTRUKTORA KURSU OPERATOROW MASZ...
Tanie kursy uk na wszystkie wozki...
TANIE KURSY UK NA WSZYSTKIE WOZKI WIDLOWE I MASZYNY BUDOWLAN...
Kursy szkolenia uprawnienie itp....
Chcesz odmienić swoją sytuację materialną i zaczac zarabiac ...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...
Tanie kursy uk na wszystkie wozki...
TANIE KURSY UK NA WSZYSTKIE WOZKI WIDLOWE I MASZYNY BUDOWLAN...