01/10/2006 11:31:45
Batalia była fragmentem niezapomnianej epopei napoleońskiej, która w wojennnej wrzawie znosiła feudalny ucisk na kontynencie europejskim. Dla polskiego czytelnika – emigranta epoka ta stanowi również ciekawy etap w narodowych dziejach. Biały Orzeł włączył się wówczas w poczet aliantów Francji stając w szranki z jej licznymi wrogami. Także z Wielką Brytanią. Nie powinniśmy się jednak przejmować powstałą w ten sposób rysą na wielowiekowym sojuszu Polski ze Zjednoczonym Królestwem. Wiedzeni bowiem czystą złośliwością możemy wytykać wyspiarzom liczniejsze skazy na tym monumencie. Szczególnie uwzględniając ich swoiste podejście do łacińskiej maksymy – zasady pacta sunt servanda (umów należy dotrzymywać) z czasów II wojny światowej.
Szczęściem dla Synów Albionu rozgrywka była morska, w czym Polacy nie celowali. Na lądzie nasi kawalerzyści - szwoleżerowie, zwycięzcy spod Samosierry i Raszyna, nie pozostawiliby śladu po angielskch pułkach. Nie mieli niestety ówcześni rodacy wielu okazji, aby na ubitej ziemi wykazać się męstwem i zdobyć sławę w starciach z przybyszami zza Kanału La Manche. Ci, urzeczywistniając swą politykę zwaną splendid isolation (chwalebna izolacja) od takich wycieczek wykupywali się złotem („angielskim złotem”, „złotem Pitta”, czy dosadniej „angielskimi srebrnikami”), finansując sojuszników na kontynencie. Nie dysponowali poza wszystkim zbyt mocnymi kartami w tej partii. Największy w miejscowym mniemaniu wojownik epoki, Anglo-Irlandczyk urodzony w Dublinie, Arthur Wellesley, książe Wellington, charakterem przypominał raczej zająca niż lwa. W czasie przegranej dla Napoleona bitwy pod Waterloo siedział w namiocie mocząc spodnie, gdy sprawę wygrywali mu Prusacy Bluchera. Miał za to farta w literaturze. Wiktor Hugo w „Nędznikach” przedstawił gagatka jako herosa zawzięcie kierującego zmaganiami z rączego rumaka. W ten oto sposób jego postać utrwaliła się w świadomości społecznej, bohatersko.
Jednakże w morskich przewagach Brytyjczycy dysponowali atutem nie do podważenia, admirałem Horatio Nelsonem. Geniuszem wojennym na morzu dorównywał lądowemu Napoleona. Ucieleśniał wszystkie wzorce rycerskości, stanowiąc pod każdym względem rasowego mężczyznę. Przed Trafalgarem zawrócił cały okręt pocztowy, często z pożegnalnymi listami do rodzin marynarzy, tylko dlatego, że jeden z nich zapomniał wysłać swojego! Postradał prawe oko i rękę podczas morskich zmagań, co nie przeszkodziło mu nadal narażać życia dla chwały Anglii. Prawość i utrata prawych części ciała. Magia słów doskonale pasująca do tak nietuzinkowej, że aż magicznej osobowości. Do dziś traktuje się go zasłużenie jako ikonę narodową. Nie kto inny, jak on właśnie pokrzyżował plany Cesarza Francuzów, który przygotował ogromną armię w Boulogne do desantu na wyspy. Zacietrzewienie nad Sekwaną, by po raz pierwszy od 1066 roku, czyli od czasów Wilhelma Zdobywcy, wedrzeć się w londyńską mgłę z obcym jej wojskiem, było tak ogromne, że pojawiały się nawet projekty dotarcia tam na osiodłanych delfinach militarnych! Na przeszkodzie stała zdawałoby się niewielka przestrzeń wód Kanału.
Morskim imperatorem nie był jednak Bonaparte, ale Nelson. Zablokował on okręty francuskie i hiszpańskie (33 liniowce i 7 fregat) w Tulonie, skąd jednak udało im się wymknąć i przedostać do Kadyksu. Tam znów zostały zablokowane. O świcie 21 października 1805 roku, admirał połączonych flot, P. Ch. Villeneuve obrał kurs na Neapol. Miał podwójnego pecha. Słaby wiatr spowalniał flotę, a jego niewątpliwe talenty militarne natrafiły na większe. Te należały do angielskiego wilka morskiego, który dysponował 27 liniowcami i 2 fregatami. W południe na wysokości przylądka Trafalgar doszło do starcia. Nelson zaryzykował taktykę nowatorską, ale niebezpieczną. Zaatakował dwiema kolumnami płynącymi równolegle do siebie w kierunku jednolitej linii wroga ustawionej w poprzek. Sam stanął na czele jednej, dowództwo kolejnej powierzając C. Collingwoodowi. W ten sposób miało dojść do odcięcia wrogiego centrum. Zanim zrealizowano ów plan, wyspiarze odczuli umiejętności francuskich i hiszpańskich kanonierów na własnej skórze, poddani ogniowi burtowemu z ich okrętów. Sami nie mogli razić przeciwników z racji usytuowania jednostek. Na rufach nie lokowano zbyt wielu dział. Kanonada nie powstrzymała królewskiego admirała. Po rozbiciu szyków sprzymierzonych, do dzieła przystąpili jego marynarze. Bóg wojny Mars obdarzył ich swym złowieszczym uśmiechem, gwarantując zwycięstwo. Villeneuve utracił 22 okręty i 2600 ludzi. 4400 poszło w niewolę. Po drugiej stronie zginęło jedynie 449 marynarzy. Wśród nich znajdował się wicehrabia, książe Brontu, najsłynniejszy admirał brytyjski i zwycięzca w tej bitwie, Horatio Nelson. Raniony, zmarł po 4 godzinach.
Trafalgar stanowił ostatnią, znaczącą bitwę żaglowców, po której przyszła kolej na jednostki napędzane węglem i parą, czyli tym samym, co wprawiło w ruch wiek XIX z jego niespotykanymi do tamtej pory wynalazkami i gospodarką na wielką skalę. Dla Zjednoczonego Królestwa otwierał bezkonkurencyjne panowanie na morzach i oceanach oraz związane z tym zyski w postaci zamorskiego handlu i kolonii, a więc ogromne bogactwo.
Drodzy Czytelnicy, jeśli zatem chcecie podziękować komuś za pracę w Wielkiej Brytanii, wybierzcie się wieczorem na londyński Trafalgar Square, gdzie wyniesiony na kolumnie stoi dumny Nelson. Pokłońcie się temu, który dzięki strategicznemu geniuszowi 200 lat temu położył kamień węgielny pod tutejszą ekonomię.
Piotr Miś
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...