MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

18/09/2006 07:44:20

Polowanie na bezdomnych

A siedzą tu często tacy pod ścianą z tobołami. Nogi podkurczone pod siebie, rękami się za głowę trzymają, na czole rynna. Ani kasy, ani pracy, ani gdzie spać... A tutaj nikt ci nie pomoże. Żreć dadzą, ale nic więcej - mówi stały bywalec dworca Victoria. S zerokie schody prowadzą na taras pasażu Colonnade Walk, z widokiem na wejście do legendarnego już dla Polaków dworca autobusowego Victoria po przeciwnej stronie skrzyżowania. Na stopniach, niczym rzymscy senatorowie, rozsiadła się grupa doświadczonych londyńskich kloszardów. Twarze nieco ogorzałe, spojrzenia lekko szkliste, garderoba nosząca wyświechtana, ale nie odrzuca odorem na kilometr. - Co was się tu ostatnio tylu kręci?! - nadziwić się nie może nieustającej paradzie przedstawicieli mediów jeden z biesiadujących. Ostatnio, jak był już trochę napity, to nawet chciał pogonić takiego jednego z kamerą. Skoro jednak nie chcę fotografować, to mogę zostać. Ogląda mnie jeszcze dokładnie, czy nie mam ukrytej kamery albo dyktafonu.

Polish Expres - Polski tygodnik w Wielkiej Brytanii

- Daj dwa funty to pogadamy - proponuje ostatecznie ubicie biznesu. - Jakie dwa? Pięć! - protestuje jego nieogolony kumpel. - Ja go biorę za dwa - obstaje przy swoim mężczyzna z zaczerwienionym okiem. - Myśli, że jak dla Newsweeka wystąpił to już wielka gwiazda - mruga do mnie porozumiewawczo. Za trzydzieści funtów to i sfotografować się dał, opowiada mi dalej. Teraz żałuje, bo jego zdjęcie ukazało się z podpisem „ciderman”, od taniego brytyjskiego alkoholu z jabłek zwanego ciderem. - A przy mnie nawet żadnej flaszki nie było, ani nic. Do sądu ich zaskarżę - odgraża się nieogolony.

Nigdy nie płacę
Mężczyzna z czerwonym okiem inkasuje ode mnie tymczasem dwa funty. - Masz, idź kup Lambrini - wręcza monety stojącemu obok smętnie koledze i ordynuje zakup taniego włoskiego wina. Jedzenia przecież nie będą za to kupować. - Tu wszędzie dookoła jest tyle miejsc, gdzie karmią, że ciągle chodzimy nażarci - chwyta się za wzdęty brzuch, aby zademonstrować. - Chcesz, masz bułę - wciska mi bagietkę z serem, pomidorkiem, sałatką. Zupełnie jakby mu troskliwa żona przygotowała do pracy. To właśnie z punktu dokarmiania bezdomnych. - No co chciałbyś wiedzieć - rozpoczyna udzielanie wywiadu ten z czerwonym okiem, strofując kompanów, żeby się uciszyli, bo przeszkadzają. On akurat mieszka na skłocie. Zawsze tak mieszkał, odkąd tu jest, czyli od półtora roku. Nawet jak jeszcze miał pracę. - Żadnemu landlordowi nigdy nic nie zapłacę - obrusza się. - A my mamy śpiwory i śpimy w parku - wtrąca się nieogolony, który najwyraźniej jednak lubi być w centrum uwagi mediów. Jest w Londynie już od siedmiu lat. W zimie też śpi na dworze, bo wie, gdzie nie jest zimno. Najlepsze są wychodzące na chodnik wywietrzniki klimatyzatorów. Zawsze dmuchają ciepłym powietrzem.

Piwko, koledzy, imprezki...
- Raz ci z councilu dali mi darmowy bilet do Polski - opowiada ten z czerwonym okiem. Pojechał, ale po trzech tygodniach wrócił. - Tutaj jest lepiej - ocenia. Przecież nie będzie siedział w Polsce u mamy na garnuszku. Pracę na pewno by znalazł, ale nie chce mu się robić za tysiąc złotych. Tutaj od czasu do czasu coś zarobi, to nawet wyśle do kraju. - Kiedyś pracowałem normalnie, przez agencję - mówi o swoich początkach w Londynie. Niestety ciągnęło go piwko, koledzy, imprezki... zawalił raz, potem drugi i z niego zrezygnowali. - Przyznaję się, jestem alkoholikiem - wyznaje. Już tak od dziesięciu lat. Jeszcze w Polsce miał z tym problemy. Próbował przestać pić, ale nie mógł. Mają też do czynienia ze świeżo przybyłymi Polakami. - A siedzą tu często tacy pod ścianą z tobołami - mówi ten z czerwonym okiem. - Nogi podkurczone pod siebie, rękami się za głowę trzymają, na czole rynna - gestykuluje. Ani kasy, ani pracy, ani gdzie spać... - A tutaj nikt ci nie pomoże. Żreć dadzą, ale nic więcej - mówi czerwone oko. Nieraz oszuści ich już na dworcu zaczepiają. Prace oferują, pieniądze za to zgarniają i się ulatniają. - Raz taki jeden nawet po £10 nam dał, żebyśmy świeżakom zaświadczyli, że nam pracę załatwił - relacjonuje. Z „czerwonym okiem” zresztą na początku też tak było. Przyjechał z £220 w kieszeni i dał je jakiemuś kolesiowi, który obiecał załatwić pracę. Potem powieźli go niby na szkolenie BHP. Londynu nie znał, kasa przepadła.

Go away!
- Dlatego napisz, żeby nie przyjeżdżali w ciemno, żeby nikomu za pracę kasy nie dawali, że nikt nie chodzi i nie proponuje prawdziwej pracy na Victorii, bo... - zacina się nieogolony. - Bo co? - podpytuje go podchwytliwie ten z czerwonym okiem. - Chciałeś powiedzieć „Bo my potem robotę mamy!” - śmieje się wytykając nieogolonego palcem. Tymczasem z okolicznego Sainsbury’ego wracają wysłani po Lambrini. - Nie sprzedali nam! - krzyczą już z daleka. - Jak to, pokazaliście, że kasę macie?! - dziwi się czerwone oko. - „Polisz?”, zapytali, „go away!” - naśladują wyganiający gest ochroniarza. - Jak Polak, to kradnie... - interpretują zachowanie obsługi sklepu. - Tak, Anglicy nie lubią Polaków. Tylko Irlandczycy i Szkoci, tylko oni nas jeszcze lubią - dodają.

 

„Barka” dla bezdomnych
Od czwartku przebywają w Londynie wysłannicy Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” z Polski. Lokalne organizacje charytatywne zaapelowały do niej o pomoc w pracy z bezdomnymi Polakami. Koordynator przedsięwzięcia, Ewa Sadowska, powiedziała „Polish Express”, że polskich bezdomnych w Londynie można podzielić na 4 grupy: - tych, którzy byli bezdomni już w Polsce, - tych, którzy przyjechali nieprzygotowani (bez znajomości języka, pieniędzy i kontaktów), - ofiary nieuczciwych agencji pośrednictwa pracy, często padające następnie ofiarami lokalnych gangów, które kradną im dokumenty i wyłudzają pieniądze, - osoby, które miały pracę na miejsc, ale ją straciły, a nie mają oszczędności, bo wszystkie zarobione pieniądze przekazywali do Polski. Fundacja „Barka” chce stworzyć sieć punktów konsultacyjnych w Polsce, które przygotowywałyby chętnych do wyjazdu do Wielkiej Brytanii zapoznając ich z tutejszą sytuacją i prawem. W Wielkiej Brytanii zaś, chcieliby utworzyć punkty pomocy tym, którzy już znaleźli się w ciężkiej sytuacji. Nie chcą jednak oferować pomocy doraźnej, ale pomagać w odnalezieniu się w sytuacji na miejscu, pomagać podwyższać kwalifikacje zawodowe i kompetencje językowe. Pierwszy taki punkt ma powstać w Londynie jeszcze przed zimą.

Szok i lęk
Według danych Simon Community, fundacji pomocy bezdomnym w Wielkiej Brytanii, w marcu było w Londynie 650 bezdomnych Polaków i obserwuje się tendencję wzrostową. Tim Nicholls, dyrektor, powiedział „Polish Express”, że problem dotyczy w dużej mierze nowoprzybyłych, którzy przyjechali bez załatwionej pracy, pieniędzy i języka. Nagłe znalezienie się na ulicy to dla nich szok. Czują się opuszczeni, przerażeni i pozostawieni ze swoim problemem sami sobie. Odczuwają nieustanny lęk, że ktoś ich zaatakuje, obrabuje z tych resztek majątku, które taszczą ze sobą. Brytyjski system socjalny przyznaje im prawo do korzystania z opieki dopiero po legalnym przepracowaniu roku na Wyspach. W przeciwnym razie nie mają prawa skorzystać nawet ze schronisk dla bezdomnych, które są w znakomitej większości rządowe. Tim Nicholls postuluje otworzenie punktów pomocy, zwłaszcza jednego na samym dworcu autobusowym Victoria, aby wychwytywać tych, którzy właśnie znaleźli się w sytuacji podbramkowej. Według niego bezdomni potrzebują też pomocy terapeutów, psychologów, specjalistów od uzależnień alkoholowych i narkotykowych.

Bilet powrotny
Problem bezdomnych Polaków nagłośnił jako pierwszy Westminster Council. Jego rzecznik powiedział „Polish Express”, że szacują, iż w tej chwili na ulicach na podlegającym Westminster Council terenie śpi około 50 bezdomnych Polaków. Jednak setki kolejnych zamieszkują nielegalnie w opuszczonych budynkach lub płacą za wynajmowanie pokoi w przepełnionych lokalach, gdzie muszą spać na zmianę po wiele osób w jednym pokoju lub nawet w kuchni na podłodze. Kolejni korzystają z punktów darmowej pomocy żywnościowej, ponieważ chcą zaoszczędzić pieniądze lub zarabiają zbyt mało. Władzom Westminsteru po usilnych namowach udało się już ufundować bilety powrotne do Polski 250 osobom. Chcą usunięcia z ulic punktów wydawania darmowej żywności, ponieważ sąsiadujący z nimi mieszkańcy uskarżają się na częste przypadki zakłócania porządku publicznego, ale także dlatego, aby bezdomni byli zmuszeni zgłaszać się do punktów, gdzie będą mogli otrzymywać bardziej kompleksową pomoc.

Jaromir Rutkowski

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska