02/09/2006 09:47:11
W szyby sklepowych butików wpatrują się nastolatki ubrane na podobieństwo Gwen Stefani w kuse, falbaniaste sukienki z różowymi kokardami. Na deskorolkach czmychają wychudzone chłopiny w opiętych dżinsach i zabawnych kapelusikach a’la Pete Doherty. Najwyraźniej chcą zasygnalizować policji, że oni też palą cracka. Po zaułkach słaniają się późne wcielenia Sida Viciousa, a na każdym rogu ciemnoskóry Jamajczyk w dredach usiłuje wcisnąć przechodniom „towar” rzucając im do ucha dyskretne „skunk?”. Tu swoją siedzibę ma MTV Europe, studia nagraniowe, a w knajpach można ponoć spotkać sławy muzycznego świata.
W siedlisku diabła
- Kiedy tu przyjechałem, od razu zamieszkałem w samym centrum wydarzeń. Dosłownie! - wspomina Marcin, który mieszka w Camden Town od dwóch lat. Pierwsza praca, którą znalazł, była przy remoncie klubu Koko, dawniej słynnego Camden Palace. Nie tylko pracował tam, ale i mieszkał. - Później odwiedzałem kilkakrotnie to miejsce. W stylowych wnętrzach starego teatru dziewczyny w gorsetach, siatkowanych rajstopach, niejedna z cyckami wywalonym na wierzch, punki z irokezami, jacyś hippisi... Także te wszystkie subkultury na prawdę tutaj funkcjonują - opowiada. Przyznaje jednak, że cała ta otoczka w dużej mierze funkcjonuje dzięki turystom i dla turystów. Większość dziwaków, którzy tak cieszą oko na ulicach, to po prostu obsługa tutejszych sklepów, barów i pubów. Tymczasem mieszkania, przy których budowie w Camden Town teraz pracuje Marcin, mają kosztować po milionie funtów i więcej. - Nie sądzę, żeby jakiegoś punka było na nie stać - uśmiecha się. Jego teorię potwierdza Michał, który pamięta Camden jeszcze ze swojego ostatniego pobytu w drugiej połowie lat 90. - Wtedy to miejsce było dużo bardziej zaniedbane, ale wydawało się naprawdę autentyczne - porównuje. - Dziś bardzo się skomercjalizowało. Punki stoją na ulicach z tablicami reklamującymi sklepy. To chyba nie ma wiele wspólnego z ich ideologią - uśmiecha się z politowaniem. Piotrek, który mieszka w okolicy, określa ludzi z tutejszego folkloru jako „diabły, czarty i wampiry.” Według niego, wielu z nich przesiaduje tutaj, bo ma nadzieję zarobić nieco na fotografujących ich turystach. - Jest tu taka grupka punków zawsze przesiadująca na mostku nad kanałem. Pobierają funta od każdego fotografującego. Kiedyś zrobiłem im zdjęcie bez opłaty, to prawie mnie pobili i chcieli wyrwać aparat - wspomina.
Tubylcy
Ulicą Camden High Street w towarzystwie dwóch groźnie wyglądających rockmanów idzie dziewczyna, którą można by uznać za kwintesencję lokalności – siatkowe rajstopy, czarna, lateksowa sukienka, na głowie dziesiątki warkoczyków, na przemian czarnych i jaskrawo fioletowych, twarz naszpikowana piercingami. Zaczepiona, odpowiada po... polsku. - Mam na imię Marzena - przedstawia się. Pracuje w okolicznym sklepie z ciuchami. Przedtem mieszkała już w Berlinie i w Amsterdamie. - Na co dzień też się tak ubieram. Po prostu taki mam styl - twierdzi. Tylko w Polsce starsze panie przeklinają ją na ulicy. Nigdzie więcej nic takiego ją nie spotkało. Dlatego teraz tutaj jest jej dom. Nie przyznaje się do żadnej subkultury ani ideologii. Nawet muzyki słucha bardzo różnej. - Dobry hip-hop też lubię - wyznaje. Zapytana, czy można ją sfotografować zgadza się chętnie: - Ale za funta! - zaznacza. - Wszyscy tutaj biorą funta, więc ja też – wyjaśnia. W sklepie obok kupić można demoniczne stroje w stylu gotyckim. Sprzedaje je równie mroczna postać w czarnej ni to sukni, ni to kontuszu. To Maciek, menadżer tego przybytku. - Przyjechałem tutaj w marcu. W Polsce słuchałem metalu, więc pomyślałem, że Camden to najlepsze miejsce, w którym się mogę zahaczyć - opowiada. Teraz ubiera się bardziej w ciuchy w stylu gotyckim. W Polsce nie jest to normą, więc zastanawia się, czy na odwiedziny do rodzinnego kraju nie będzie jednak musiał spakować swojej starej garderoby. Na miejscu jednak mieszka z ludźmi podobnymi sobie. Polakami oczywiście. - Landlord specjalnie szukał kogoś takiego jak ja, żeby w domu nie było napięć - tłumaczy. W sklepie nie ma jakiegoś specjalnego rygoru mundurowego. Wszyscy ubierają się tak, bo lubią. - Jedyna zasada to, że musimy ubierać się na czarno - przyznaje. Ma pod sobą jeszcze siedmiu Polaków. Ciągle trafiają do niego nowi aplikanci. Niestety musi ich najczęściej odprawiać z kwitkiem. - W takim miejscu jednak musi pracować ktoś z tego klimatu. Musi znać się na tym stylu, muzyce, klubach, bo klienci o to pytają - wykłada. W Polsce, w Krakowie, czekają na niego przerwane studia na kierunku Psychologia osobowości. Nie wie jeszcze, czy i kiedy wróci.
Jaromir Rutkowski
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...