13/08/2006 11:45:21
Przed wojną na całym terytorium łemków kwitła specyficzna kultura, wyrażająca się przede wszystkim w architekturze. Szczytowym owocem tej kultury były drewniane cerkwie, ale także budownictwo mieszkalne: charakterystyczne gospodarstwa, urbanistyka wsi, układ pól, dróg, cmentarzy. W kulturze łemkowskiej bardzo trudno jest oddzielić sferę sakralną od przestrzeni codziennego życia i gospodarowania. W każdej wsi istniała drewniana, lub – rzadziej – murowana cerkiew, otoczona lipami lub modrzewiami, a nie opodal cmentarz. W każdym gospodarstwie, w opłotkach, stał kamienny lub kamienno-żelazny krzyż. Bóg był naprawdę blisko każdej rodziny i człowieka.
W czasie wojny i po wojnie, tereny te zostały całkowicie zniszczone: najpierw przez linię frontu, a potem przez przesiedleńczą Akcję “Wisła”. łemkowie zostali rozrzuceni na obszarze północnej i zachodniej Polski. Kultura materialna łemkowszczyzny na terenie Beskidu Niskiego została skazana na zagładę. I rzeczywiście, niewiele zostało z łemkowskich wiosek i osad – niekiedy tylko nazwy na mapie i charakterystyczne, zarośnięte łoziną szerokie doliny płytkich rzek, zakrzaczone tarasy dawnych pól i gęste zarośla pokrzyw na chałupiskach.
Ale najważniejszą pozostałością po starych gospodarstwach są przydomowe i przydrożne krzyże. Stały w każdych niemal opłotkach jako niewzruszony, kamienny lub żeliwny znak wiary i nadziei, dziękczynne wotum czy też prośba o Boże błogosławieństwo i opiekę nad obejściem. Cóż, same obejścia w większości nie przetrwały, ale krzyże stoją po dziś dzień, świadcząc o wierze i miłości do Boga dawnych mieszkańców tych ziem.
Spalone czy zniszczone wsie na ogół odbudowano w latach pięćdziesiątych i później. Przed współczesnymi, banalnymi, murowanymi z pustaków domami, jako jedyny ślad dawnej przeszłości przetrwały właśnie te krzyże. Ich obecność jest nieraz zaskakująca. Stoją niekiedy w jakimś zupełnie przypadkowym miejscu: ni to przed domem, ni przed stodołą, nieraz tuż przed metalowym ogrodzeniem. Albo pośrodku zielonej łąki, krótko wystrzyżonej przez gęsi. Nieraz w kępie pokrzyw, koło stosu kamieni.
To znak, że jest to teren dawnego gospodarstwa. Po starych budynkach pozostały jedynie fundamenty, ruiny kamiennych murów i zdziczałe czereśnie. Potem ktoś pobudował się na nowo, według nowych planów, postawił stodołę. Tylko krzyż pozostał na swoim starym miejscu. Taki krzyż ma dobrze: nowi gospodarze zadbają o niego – pobielą wapnem, oczyszczą z rdzy, ozdobią kwiatami.
Nieraz remont starych krzyży nie wychodzi im na dobre. Pamiętam drewniany, częściowo zmurszały krzyż z 1914 roku, w Nowicy, zagubionej pośród gór łemkowskiej wioski. Większość domów była wtedy opuszczona i zniszczona, więc i krzyż popadał w ruinę. Wygięty w kształcie podkowy daszek całkowicie przerdzewiał i pozostała tylko ostatnia częÊć jego drewnianej konstrukcji. Zrobiłem urzekające zdjęcie. Gdy trafiłem tam znów po 15 latach, w tym miejscu stał zupełnie nowy krzyż. Trzeba przyznać, że komuś zależało, aby nawiązać do jego poprzedniej formy: pasyjka była ta sama, daszek z ocynkowanej blachy wygięty łukowato – ale efekt całkowicie pozbawiony dramatyzmu i autentyzmu. Cóż, taki jest los drewnianych krzyży.
Inne krzyże nie mają tyle szczęścia. Jeśli gospodarstwa nikt nie odbuduje, krzyż stoi w szczerym polu: pochylony, rdzewiejący, bezpański. Tylko krowy lub owce, pasące się nie opodal, dbają, by nie zarosły go pokrzywy i chwasty. Nieraz zdarzy się, że ze starego korzenia niespodziewanie po latach wypuści odrośl różanego krzewu, zdziczała, otoczy postument kolącymi ramionami.
Niektóre krzyże stoją pośrodku lasu. Tu też były kiedyś wsie, ale po zniszczeniu nikt ich nie odbudował. Pola i łąki zarosły krzakami, a potem lasem. Tylko gdzieniegdzie wybujałe, stare czereśnie i jabłonie świadczą, że kiedyś był tu sad i ludzkie domostwo. Ale pośród leśnych ostępów, przy drodze, stoją krzyże. Nikt się ich tu nie spodziewa i bywa, że turyści przechodzący z rzadka tymi szlakami, w ogóle ich nie zauważą. Ale niektóre są z lekka wyeksponowane: ktoś wykosi pokrzywy i łopiany, postawi słoik ze sztucznymi kwiatami, pobieli wapnem. Wtedy niczym drogowskazy znaczą one drogę, czuwają nad bezpieczeństwem podróżnych i przypominają o dawnej Świetności tych ziem.
Pamiętam leśną drogę między Świątkową a Bartnem. Było to w sierpniu 1979 roku. Wypisana na mapie kursywą nazwa Świerzowa Ruska świadczyła, że kiedyś była tu wieś. Dziś rośnie tam las, płynie potok i prowadzi błotnista droga, zarośnięta potężnymi łopianami. Kiedy samotnie wchodziłem w las, było już dobrze po siedemnastej i zanosiło się na burzę. Spotkany wcześniej w Świątkowej leśny robotnik ostrzegł mnie, że w lesie mogą być wilki, bo ciągle giną owce. Przyprawiało mnie to o zimne dreszcze, ale nie miałem wyjścia. Chciałem tylko zdążyć do Bartnego przed deszczem. Niestety, zaczęło kropić, gdy tylko wszedłem w las, a po chwili rozpętała się prawdziwa ulewa. Zatrzymałem się pod gęstym drzewem, by wyciągnąć z plecaka folię do przykrycia i jakie było moje zdziwienie, gdy nagle pośród zarośli pod drzewem dostrzegłem kamienny krzyż. Idąc drogą nigdy bym go nie dostrzegł. Od razu poczułem się raźniej, lęk gdzieś się ulotnił, a gdy po zelżeniu deszczu ruszyłem dalej, zacząłem uważniej rozglądać się na boki.
I opłaciło się! Na kilku kilometrach drogi odkryłem może z piętnaście różnych kapliczek, figur i krzyży. Większość z nich uwieczniłem na zdjęciach: zagubione pośród chaszczy, pogięte, metalowe daszki, pochylone postumenty, rdza. Sprawiało to jakieś surrealistyczne wrażenie i nastrój grozy, ale też i pokoju. Wiedziałem, że kiedyś żyli tu ludzie, były domy, szkoła – teraz tylko dziki las. Ale krzyże i święci z kamienia nadal czuwali nad tym miejscem. Wilki były już niestraszne.
Później, w kilkuletnich odstępach czasu przechodziłem tą drogą jeszcze sześć razy. W połowie lat osiemdziesiątych ktoś wyremontował niektóre kapliczki: postawił nowe postumenty, wykarczował wokół krzaki, wyprostował pochylone krzyże. Nie było już tego nastroju grozy i samotności, zresztą w większym gronie turystów szło się inaczej, raśniej. Ale tamtego przedwieczornego marszu w błocie, od jednego krzyża do drugiego, nigdy nie zapomnę. ks. Mariusz Poh
Katolicki Ośrodek Wydawniczy „Veritas”, oprócz wydawania „Gazety Niedzielnej”, prowadzi największą w Wielkiej Brytanii polską księgarnię, gdzie można kupić nie tylko dobre książki religijne, ale również słowniki, podręczniki do nauki języków obcych, poradniki, literaturę piękną, beletrystykę, a także pozycje antykwaryczne.
Zapraszamy do przeglądnięcia naszego katalogu w formacie pdf
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...