08/08/2006 00:46:05
Tu nikt się nie zżyma, że drogowskazy mają podwójne, czy wręcz potrójne oznaczenia tych samych miejscowości. Zresztą i tak każdy wie, że belgijskie Liege to po flamandzku Luik a Lütich po niemiecku. Z kolei po polsku wymawiany Akwizgran to niemieckie Aachen, które po holenderskiej stronie znane jest jako Aken. Te drobne przykłady świadczą o przenikaniu się na tych terenach wpływów germańskich, francuskich i niderlandzkich.
Ziemie te, będące w okresie średniowiecza we władaniu Karola Wielkiego, były zalążkiem powstania Cesarstwa Niemieckiego oraz królestw Holandii i Belgii. Dziś, z górą po 12 wiekach urzeczywistnia się na tych ziemiach wizja zjednoczonej Europy.
Polregio w Euroregio
30 lat temu, w 1976 roku, powołano do życia Euregio Maas – Rhein, czyli Euroregion Mozy i Renu, skupiający w sobie nadgraniczne obszary belgijskich Ardenów, belgijskiej i holenderskiej Limburgii oraz okolic Akwizgranu po niemieckiej stronie.
W tym też Akwizgranie w 2005 roku grupa polskich zapaleńców czerpiąc z tych samych wzorów, założyła – można by rzec – polską komórkę w tymże Euroregionie. Nazwali się Polregio i mają zamiar stworzyć platformę wymiany doświadczeń, kontaktów i informacji o rodakach mieszkających i aktywnie działających na terenie Belgii, Niemiec i Holandii i zamieszkujących między Akwizgranem, Liege i Maastricht. Polonijne Polregio, co trzeba na wstępie zaznaczyć, nie ma nic organizacyjnie ani też finansowo wspólnego z instytucjami euroregionalnymi. Jest po prostu najnowszym pomysłem mieszkającej tam emigracji: – Nasze działanie ma w jakimś tam stopniu przyczynić się do wyrugowania mentalnych granic w naszych głowach. Granic na ulicach i autostradach tu już dawno nie ma, ale nadal pozostały w nas jakieś uprzedzenia względem sąsiada zza płotu, zza rogu ulicy, która znajduje się w innym państwie – stwierdza Renata Thiele. Zresztą wystarczy wejść do przypadkowej pijalni piwa, by mieć sposobność nasłuchania się niewybrednych dowcipów, które opowiadają sobie przy piwie Niemcy o Belgach albo Holendrzy o Niemcach.
Ten sam wątek i ten sam problem pojawił się później w Maastricht w czasie rozmowy z Elą Peijs , która jakby przeczuwając na jaki temat rozmawiałem w Aachen, stwierdziła: – Każdy z nas świadomie czy też nieświadomie przejmuje i nabywa cechy społeczeństwa, w jakim przyszło mu żyć i tym samym przyswaja i powiela te same uprzedzenia, jakie ma jego kolega z pracy na temat sąsiada mieszkającego po drugiej stronie granicy. A trzeba dodać, że w tym regionie często jedna strona ulicy leży w jednym państwie, a druga w innym. Tak jest przykładowo w Herzogenrath i Kerkrade. Ci po lewej stronie płacą podatki w Niemczech, ci po prawej – w Holandii.
Życie na granicy
Polacy, którzy tworzą Polregio osiadli po wszystkich stronach tych trzech granic. Mają różne doświadczenia i różne koleje losu zawiodły ich w te strony. Np. Krzysztof Południkiewicz, kiedyś mieszkający w Akwizgranie, obecnie dojeżdża z Belgii – bo życie i mieszkania są tam tańsze – do pracy, czyli własnej apteki, którą prowadzi w Akwizgranie. Po zwiedzeniu średniowiecznej katedry i po obejrzeniu najstarszej ośmiokątnej części świątyni liczącej 1200 lat i młodszego o tylko sto lat marmurowego tronu, na którym koronowano trzydziestu następców Karola Wielkiego na króla Niemiec, słyszę w drodze do gotyckiego ratusza z początków XIV wieku z ust szefa Polregio, Wieśka Lewickiego słowa zadumy – Dla nas nie jest ważne, po jakiej stronie granicy ktoś mieszka. Ważne jest, by zrobić coś ciekawego dla mieszkających tu osób z Polski.
Wieczorem po degustacji pysznych śląskich rolad z kluskami i modrą kapustą zaserwowanych przez Jolę Langen, która wraz z mężem prowadzi rodzinny mały hotelik, popijam przy barze miniaturowe piwka (rozumiem, że nie wszędzie podaje się piwo w kuflu litrowej pojemności, jak to się robi w czasie Oktoberfest w Monachium, ale żeby serwować piwo w szklaneczkach 0,2l...!). Rozmowa schodzi na bardzo przyziemne tematy: – Ja do najbliższego większego supermarketu mam bliżej do Belgii niż do centrum Aachen, w którym mieszkam. Tam, tzn. w Belgii, kupuję kawę i inne rzeczy potrzebne do prowadzenia hotelu, a z kolei holenderski ser jest tańszy w Niemczech. Nie są to wielkie sumy, ale jak się robi częste i duże zakupy, tak jak my, to w ciągu roku uzbiera się z tych oszczędności jakaś sumka.
Zresztą następnego dnia sam pojechałem do pierwszego lepszego sklepu na granicy po belgijskiej stronie i miałem wrażenie, że jestem w Słubicach czy też innych polskim przygranicznym mieście. Sznur samochodów z niemieckimi rejestracjami na parkingu przed sklepem i Niemcy wychodzący obładowani tańszymi zakupami. Wiedziony namową Wieśka, który zachwalał mi belgijskie frytki, dałem się na mówić na ten tutejszy niby - specjał. Na mnie belgijskie frytki z ostrym amerykańskim sosem zupełnie nie zrobiły wrażenia. Większe wrażenie zrobił na mnie graniczny Trójkąt, gdzie łączą się Niemcy, Holandia i Belgia, który jest zarazem najwyższym „szczytem” Holandii (321 m n.p.m.). Na szczyt, czy lepiej powiedzieć wzniesienie, od strony holenderskiej można wjechać samochodem, a od strony niemieckiej od leżącego parę kilometrów stąd Akwizgranu można wejść malowniczą leśną ścieżką (do Maastricht w Holandii jest niecałe 30 km). Symboliczny słup topograficzny wyznacza spotkanie się trzech państw. Nawet tu na tym wzniesieniu wszystko jest umowne i symboliczne. Wędrówkę można zacząć od belgijskiej strony a zejść po stronie niemieckiej lub na odwrót.
Orgia designu w… świątyni
Ale najwyższa już pora zawitać do miasta nad Mozą (stąd nazwa Maastricht), w którym w 1992 roku podpisano traktat wprowadzający w życie rozszerzenie Unii.
Dziwnym zbiegiem okoliczności mieszkająca w Maastricht Ela Peijs jest z zawodu projektantem wnętrz i by prowokacji stało się zadość (bo wiadomo – Holandia to albo przyzwolenie na eutanazję, albo raj dla kochających inaczej, albo puste, pozamykane kościoły) – Ela na miejsce spotkania zaproponowała najnowszą atrakcję turystyczną miasta, czyli luksusowy hotel jednonawowym kościele z 1438 r., który od Rewolucji Francuskiej nie pełnił swej religijnej funkcji a jeszcze ćwierć wieku temu groził zawaleniem. Znajduje się w nim recepcja, w prezbiterium... bar, a w miejscach po bocznych ołtarzach kanapy i stoliki. Nad nim, na antresoli, restauracja. Bez wątpienia działający od lata ubiegłego roku w samym centrum miasta 5-gwiazdkowy hotel jest jedną z większych atrakcji tego miasta. Charakterystyczne jest tu odważne połączenie gotyckich i renesansowych murów z nowoczesnym postmodernistycznym wzornictwem. Z zewnątrz kościół i klasztor, a wewnątrz orgia współczesnego designu. W dawnych celach klasztornych ulokowało się obecnie 60 odmiennie, lecz luksusowo zaaranżowanych pokoi i apartamentów.
Urok podwójnej fermentacji
Kontemplując to śmiałe połączenie historii z nowoczesnością uświadamiam sobie, że to właśnie z Maastricht przeniesiono do leżącego nieopodal w Belgii Liege biskupstwo. Zresztą nie obrażając tego belgijskiego miasta trzeba przyznać, iż jest ono najmniej atrakcyjne z tych trzech ośrodków, o jakich piszę. Do Belgii wypada pojechać z innego – bardzo prozaicznego powodu, a mianowicie by zakosztować niesamowicie wysokoprocentowych piw. Bo to Belgia właśnie, a nie jak by się mogło wydawać Niemcy albo Czechy, jest ojczyzną piw o podwójnej fermentacji. Już rzut oka na niektóre nazwy takie jak Diabeł czy też Zakazany Owoc sugeruje, iż zawartość butelki może być bardzo zaskakująca. Jak się dobrze poszuka na półkach marketu, to można znaleźć piwa 12-procentowe. Oczywiście nie wszystkie z 350 gatunków belgijskiego browarnictwa są tak obfite w procenty, ale przed zakupem warto poczytać etykietki na butelkach. Innym narodowym specjałem są czekoladowe praliny – te w większości nie zwierają procentowych dopalaczy.
Swój pobyt w tym trójpaństwowym trójkącie zakończyłem w założonym w 1886 roku w Akwizgranie Muzeum Czasopism, w którym pośród 170 tys. egzemplarzy gazet z całego świata natknąłem się na... Gońca Polskiego, ale – niestety – wydawanego w Poznaniu w 1850 roku.
Po powrocie do domu popijając belgijskie piwo począłem zastanawiać się nad ulicami bez granic i granicami, których nie widać. Ironią historii jest, że w czasach głębokiego średniowiecza próbowano na tych ziemiach siłą zjednoczyć mieszkańców pod sztandarem Cesarstwa Niemieckiego, a dziś pokojowo rezygnuje się z części swoich swobód na rzecz ponownego europejskiego połączenia. Miejsce bez wątpienia ciekawe historycznie, ale i to, co się dzieje współcześnie też zasługuje na uwagę i obserwacje, a te obserwacje najlepiej czynić popijając belgijskie piwo i siedząc okrakiem na holenderskim najwyższym szczycie, z którego można podziwiać panoramę niemieckiego Akwizgranu.
Piotr Geise
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...
Kursy szkolenia uprawnienie itp....
Chcesz odmienić swoją sytuację materialną i zaczac zarabiac ...
Szkolenie cscs card po polsku na ...
CSCS CARD PO POLSKU NA BUDOWE SZKOLENIE LEVEL 1 NA ZIELONA K...
Tanie kursy uk na wszystkie wozki...
TANIE KURSY UK NA WSZYSTKIE WOZKI WIDLOWE I MASZYNY BUDOWLAN...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Kategoria uslugi: 1. CSCS - CPCS - IPAF - NPORS - CPC 35H - ...
Tanie kursy uk na wszystkie wozki...
Zdobądź uprawnienia uprawnienia na wozek widlowy i zacznij z...
Szukasz pracy? podnies swoje kwal...
-kurs na operatora KOPARKI CPCS najlepiej platny zawod w ang...
Szukasz pracy? zapisz się na kurs...
SZUKASZ PRACY ? PODNIES SWOJE KWALIFIKACJE I ZACZNIJ ZARABIA...
Szukasz pracy ? podnies swoje kwa...
Przestań ubiegać się o nisko płatne prace!!! Zmień swoją rze...