06/08/2006 16:56:24
Patriotyzm. Niemodne dziś słowo. Mamy wolność, otwarte granice, skupiamy się raczej na życiu prywatnym, na własnym rozwoju, osiągnięciach, karierze. Takie słowa i takie sprawy pozostawiamy na boku, jako nurtujące naszych rodziców, nie nas. We mnie, długi pobyt za granicą zawsze wyzwala emocje tego właśnie rodzaju. Z czym je kojarzę? Z jabłkami, to pierwsze co przychodzi mi na myśl. Zwyczajne, polskie jabłka. Do nabycia na pierwszym, lepszym straganie w kraju. W różnych kolorach i rozmiarach. Słodkie i kwaśne. Błyszczące i matowe. Soczyste i wysuszone słońcem. Sprzedawane przez staruszki w granatowych, przybrudzonych kitlach i spracowanych rolników. Przedmiot porządania hałaśliwych dzieci i nobliwych małżeństw w kwiecie wieku. Ogólnie dostępny owoc narodowy. Nieodzowny towarzysz wczesnych lat dzieciństwa. Był ze mną, schowany głęboko w rogu ogromnej teczki w podstawówce. Przysłuchiwaliśmy się razem lekcjom o polskiej fladze, o orle białym, zwycięskich bitwach i przegranych. O dumie i zwątpieniu. Nie rozumieliśmy jeszcze w pełni o co chodzi, ale to już się budowało, przychodziło, wchłaniało nas. Jabłuszko dzielnie zaspokajało mój apetyt, gdy przysłuchiwałem się wieczornym rozmowom rodziców z sąsiadami w latach 80-tych. O „solidarności”, oporze, złowrogim cieniu generała i księdzu w nietypowo białych szatach i wesołym obliczu. Przypominał milczącemu tłumowi jego tradycję, historię i co powinno być istotne. Tłum stawał się ważny i dumny…a z nim ja i moje jabłuszko. Skojarzyłem, że to samo, tylko mniej skomplikowanie, mówiła pani Sylwia od polskiego w czasie lekcji. Nosiła z dumą biały znaczek z nazwą ważnego związku zawodowego.
Później przyszedł czas młodzieńczych problemów z hormonami. Popyt na witaminy sprawił, że smakowity owoc nie odstępował mnie na krok. Emocje pobudzały wówczas patetyczne frazy książkowe i filmowe. To nic, że czasem zbyt wzniosłe. Młodość odzierała wspomniany patos z wady próżnej paplaniny. Złorzeczyliśmy zatem carowi razem z Mickiewiczem, zaczytani w „Redutę Ordona”:
Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże,
Warszawa jedyna twojej mocy się urąga,
Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy,
Boś ją ukradł i skrwawił synu Wasilowy.
Byliśmy także świadkami rozmowy szwedzkich żołnierzy z „Potopu” Henryka Sienkiewicza: „(…) pod Kircholmem 3 tysiące polskiej jazdy starło w proch 12 tysięcy naszych żołnierzy”. Czy też chcieliśmy chwytać za szable przeciw Niemcom, po odgrzanym któryś raz z rzędu w TV filmie Bogdna Poręby o majorze Henryku Dobrzańskim pt. „Hubal”. Zwłaszcza przy scenie wkraczających do kościoła ułanów z pieśnią „Boże coś Polskę (…)” na ustach.
W wieku dojrzalszym pogryzałem jabłko w trakcie osobistych rozważań o Powstaniu Warszawskim, znaczeniu „Sierpnia”, czy przemianach lat 90-tych. Także w trakcie żywiołowych rozmów z kolegami o polityce. Niekiedy rzeczywiście mrożących krew w żyłach. Jako wyznawca pluralizmu i swobody poglądów, uznaję prawo do posiadania nawet bardzo dla mnie niewygodnych przekonań, co nie znaczy że nerwy mnie nie ponoszą. W ferworze dyskusji nie zwracaliśmy uwagi na osobę stojącą z boku, troskliwie przynoszącą ulubione owoce. Jak w wielu nadwiślańskich domach i to już od dawien dawna, najważniejszym drogowskazem na patriotycznych trasach są nasze mamy. Nieprzypadkowo w polskiej tradycji ojczyznę określa się mianem - matka.
Po tych wszystkich doświadczeniach szlag mnie trafia, gdy słyszę światłe teoryjki krajan w Irlandii Północnej. „Jaka ta Polska fatalna”, „nie ma gdzie wracać”, „to już tylko ten kraj, właściwie nie nasz, jakiś obcy”. Bo my teraz straszni Europejczycy jesteśmy. „Nie potrzebujemy pamiętać o historii i tradycji, trzeba patrzeć w przyszłość”. Tyle, że od tego spoglądania w przyszłość oczy nam wyszły na wierzch. Stanęliśmy bowiem, chyba pod każdym względem w miejscu, jako najbiedniejsze państwo Unii Europejskiej dotknięte wszelkimi możliwymi patologiami.
Rozwój może przecież opierać się na pamięci historycznej. Między tymi bytami nie ma sprzeczności. Wręcz przeciwnie. Dorobek cywilizacyjny i kulturowy to bowiem jeden z najważniejszych czynników pozwalających iść do przodu i to nie tylko pod względem ekonomicznym. Irlandczycy (północni i południowi), doskonale swą historię pamiętają, a rozwijają się w zdecydowanie szybszym tępie niż my.
Wykreślając przeszłość z naszego życia chcemy koniecznie pozbyć się narodowych wad i kompleksów. Tracimy znacznie więcej. Czym jest człowiek nie szanujący własnych korzeni, lekceważący dorobek swego kraju? Przypomina robota wykonującego codzienne, automatyczne czynności. W dodatku robota bardzo sterownego, bezkrytycznego wobec koncepcji i cudzych opinii. Stąd juz blisko do odwrócenia teorii ewolucji Darwina i powrotu na drzewa, połączonego z codzienną konsumpcją bananów. Mnie, drodzy Czytelnicy, nie odpowiadają te owoce. Stanowczo wolę jabłka.
Piotr Miś
PS. Nie mam, co zrozumiałe, monopolu na prawdę. Jeśli wśród Czytelników znajdzie się ktoś o odmiennym spojrzeniu na sprawę i poprze to odpowiednimi argumentami z radością opublikujemy jego wypowiedź. Z jeszcze większą radością zamieścimy uwagi z moją opinią zbieżne.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.
Paczki do polski - najtaniej na w...
Szybki, tani i bezpieczny transport paczek oraz przesyłek na...
Opiekun seniora care and support ...
Care and Support Assistant Domiciliary (różne lokalizacje: H...
Poszukujemy lekarzy do polskiej k...
Poszukujemy obecnie lekarzy do dwóch polskich, renomowanych ...