MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

04/08/2006 08:47:41

Niepełna lista Letniej Wystawy RA

Forma literacka, którą ogromnie lubię, ale której boję się szerzej wypróbować w swoim pisaniu – to lista, inwentarz przedmiotów. Cóż, lepiej oddaje bogactwo eksponatów jakiejś wystawy czy muzealnej kolekcji, jak takie właśnie pełne zachwycenia barokowe wyszczególnianie.

Dziennik Polski

Nie zawsze oczywiście da się czytelnikowi przedstawić opis z pełną listą pokazywanych dzieł. Taka na przykład 238. z kolei Letnia Wystawa w londyńskim Royal Academy wymagałby wymienienia tysiąca trzystu dwudziestu sześciu eksponatów. Nie starczy mi na to miejsca w gazecie, ale choć odrobinę spróbuję. Najpierw nr 1.
Ciekawe komu zaoferowano to miejsce... Tak, odgadliście państwo, brawo! Nr 1 na Letniej Wystawie to Damian Hirst. Dochodzą mnie słuchy, że pracuje aktualnie nad rzeźbą „For the Love of God”. Swoją drogą, dobrze po polsku brzmiałby taki dialog – Najpierw przelęknione pytanie: – Na miłość Boską, co pan robi panie Damianie? Potem jego odpowiedź: –„Na Miłość Boską”.
Dzieło ma mieć formę czaszki inkrustowanej 8500 diamentami i oczekuje się, że kiedy za rok, w czerwcu, zaprezentuje je White Cube 3 na East Endzie, kosztować będzie koło 10 milionów funtów. Kolejne dzieło nie na moją kieszeń.
Olbrzymia rzeźba nr 1, odlana z brązu, krocząca ciężarna kobieta, jaką Hirst wita nas na dziedzińcu Burlington Palace, w siedzibie akademii, nie jest oferowana na sprzedaż. Jej tytuł „Virgin Mother” sugeruje odwołania do religijnych tematów, a sama rzeźba ma też w sobie coś z anatomicznych, dydaktycznych modeli. Jedna połowa odsłania to, co w środku, pod skóra. Widzimy więc z jednej strony twarz, z drugiej czaszkę, z jednej strony brzuch ciężarnej, z drugiej ukryty w nim płód. Trochę w tym też z jego przeciętej krowy podejrzanie „uszlachetnionej” brązem. Miała być lista, a zabrnąłem w opisy. W środku, w wystawowych salach do Damiana należą jeszcze dalsze numery 1268 i 1315 będące mniejszymi studiami do tej samej „Matki-Dziewicy”.
Za nami numer 1, a kto jest ostatni na liście? 1326 , pożegnanie wystawy, to sitodruk „Duży biały dzbanek” zmarłego w ubiegłym roku Patrica Caufielda RA, indywidualnego interpretatora codziennych przedmiotów i konturowych płaskich ich wizerunków, będących swoistą wersją pop-artu (nazwy tej zresztą nie lubił i do afiliacji się nie przyznawał). W tym roku czcząc zmarłego na raka artystę, poświęcono Caufieldowi całą salę. Wypożyczono z Tate i innych zbiorów obrazy i port folio grafik, przedstawiając tu w sumie jego mini retrospektywę. Drugim zmarłym i celebrowanym w tym roku członkiem RA jest Eduardo Paollozii. Na jego rzeźby, obrazy i grafiki przeznaczono centralny okrągły salon.

Numer ostatni – 1326 i poprzedzające go cztery numery, to ekstra dwie grafiki Caufielda i dwie Paolloziego, a między nimi oferowany za 2700 funtów kinkiet – gasnąca i zapalająca się nocna lampka. To dzieło Martina Creeda, laureata nagrody Turnera sprzed kilku lat. Wzbudziło wtedy sporo dyskusji, ale tu zgrabnie umieszczone gasnące światełko objawia metaforyczne, odwieczne sensy vanitas i krótkości istnienia.
Ostatnia X sala, gdzie żegnając widzów kinkiet zapala się i gaśnie, prezentuje wiele prac tych młodszych, ale już dobrze znanych brytyjskich artystów, między innymi Sarę Lucas, Braci Chapman i Gary Hume’a.
W poprzednich dziewięciu salach, jak zwykle wielka różnorodność. W samym środku letniego wyboru pomiędzy nr. 1 a nr. 1326 sytuują się dzieła koło 660. To zarazem prace największej tutaj sali nr III. W poprzednich latach oferowano ją wyłącznie członkom Akademii. Tym razem inaczej. Są tu co prawda trochę krępujące, ale solidnie odrobione w polichromowanym brązie sowy Ivora Abrahamsa RA („Family group” za 55 tys. funtów) na tle pięknych obrazów innego członka Akademii, Iana McKeevera, są nobliwi i sławni goście z zagranicy, honorowi członkowie RA: Anselm Kiefer i Georg Baselitz, i jeszcze kilku innych, ale w tej samej sali są też niespodzianki. Kurator Humprey Ocean RA (też tu pokazuje) nie wahał się zawiesić dzieł nie reprezentujących akademików. Numer 713 „Sex and the City” to jarzący się kolorami obraz studentki RA School of Art, Ann Caroline Breig. Na drugim końcu sali, pod numerem 681 oglądamy „Dark Lapis” – wielkie abstrakcyjne płótno o ezoterycznych podtekstach Antoniego Malinowskiego, kiedyś studenta malarstwa w Warszawie, potem w Londynie, obecnie od lat z powodzeniem wystawiającego w znanej galerii Gimpel Fils.

Polskie nazwisko nosi też wszechobecny tu i sympatyczny profesor rzeźby Dawid Mach RA, ale to już drugie pokolenie. Z jego dzieł zresztą ani kolaże złożone z setek pociętych pocztówek przedstawiające członków rodziny królewskiej, ani nagie kobiece figury zrobione z wielu niewielkich zdjęć migających trójwymiarowymi efektami, nie wzbudzają we mnie zachwytu. Cynicznie wykorzystują powszechną wulgaryzację smaku, a jeśli zamierzają być ironicznym lustrem społeczeństwa, w którym sami mamy się sobie przeglądać, to w nich się nie rozpoznaję.
Ucieszył mnie natomiast ogromnie sukces Haliny Nekandy-Trepki. Prof. Norman Acroyd RA (sam pokazuje sześć prac) na czele kwalifikującej komisji wybierającej w tym roku prace graficzne na letnią wystawę nie tylko przyjął jej trzy grafiki na wystawę (co już przedtem się zdarzało), ale tym razem znalazł i miejsce, by jedną z nich pokazać. To kolorowa akwaforta „Heaven on Earth” jaką zobaczycie w pokoju grafiki tj. Large Weston Room pod szczęśliwym numerem 270. Mam nadzieję, że wahające się pomiędzy abstrakcją a pejzażem prace Haliny Nekanda-Trepki, dobrze są państwu znane, m.in z wystaw w APA. Gratuluję.
Poza Polakami (a jest jeszcze Cezary Bednarski z oryginalnym projektem mostu dla Cardiff – Origami Bridge – nr 844 i, w tym samym pokoju architektury, rysunek „Jerozolima” Justyny Anny Karakiewicz – nr 891) masę tu innych dzieł do kupienia lub oglądania. Dokładnie 1226, albo 1225 jeśli Henry’emu Kondrackiemu zaliczyć polskie korzenie). Czy mam już zacząć te inne wymieniać? Jest rzeźbiarz Anish Kapoor z gładkim powierzchniami swych metafizycznych dzieł-zwierciadeł, jest jakby mniej naburmuszony Kitaj, nie ma za to Hockney’a. Może się źle czuje, a może nie ma już nic nowego do powiedzenia? Lista się nie sprawdza, spróbujmy ogólniej.
Wystawa wydała mi się w tym roku ciekawsza, a sztuka cieplejsza, bardziej zindywidualizowana, liryczna i osobista. To oczywiście ogromne uproszczenie, ale odnoszę wrażenie, że jak dalekie echo powraca ostatnio w malarstwie coś z ducha czasów powojennych – epoki abstrakcyjnego ekspresjonizmu i malarstwa gestu, i to w mniej heroicznym wydaniu, ale bliższym sztuki naiwnej, dziecięcej, niemal nieśmiałej. Coraz ważniejszy też chyba jest rysunek. Taka moja diagnoza na dzisiaj, z pewnością skażona trochę własnymi zainteresowaniami. Czy się sprawdzi – czas pokaże, choć trudno dzisiaj cokolwiek generalizować.
Z mojej listy nic w końcu nie wyszło, więc może innym razem. Chciałoby się pisać trochę inaczej, ale czy jest na to miejsce w naszej gazecie?

Tekst i fot.: Andrzej Maria Borkowski
„Summer Exhibition 2006”, Royal Academy of Arts (Burlington House), Piccadilly, W1 metro: Green Park albo Piccadily Circus Otwarte do 20 sierpnia, codziennie od godziny 10.00 do 18.00, w piątki do 22.00. Bilety £7, £6 ulgowe

Ilustracje:
1. „Family group” – Ivora Abrahamsa, w tle „Temple painting” Iana MacKeevera
2. Akwaforta Haliny Nekanda-Trepki kolekcjonuje czerwone kropki grafikami
3. „Dark Lapis” – Antoniego Malinowskiego

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska